Najlepsze filmy I półrocza 2019 roku

Ani się obejrzeliśmy, a już minęła połowa 2019 roku, ale w tym czasie obejrzeliśmy sporo dobrego. Jak to zwykle bywa, pierwsze sześć miesięcy minęło pod dyktando Oscarów i nadrabiania zaległości z zeszłorocznych festiwali – co ma swoje odzwierciedlenie również w moich „dziesiątkach”. W zestawieniu najlepszych filmów zagranicznych nie znalazło się jednak miejsce dla zwycięzcy oscarowego wieczoru, co sporo mówi o moim stosunku do tej decyzji. W zestawieniu znalazło się jednak wiele świetnych filmów, kilka z nich być może wywoła wśród Was kontrowersje. Mniej kontrowersji wzbudzi pewnie „dziesiątka” filmów polskich. Pierwsze pół roku to tradycyjnie nienajlepszy czas dla naszych produkcji, ale w tym roku udało się zebrać kilka naprawdę dobrych tytułów.

Zagraniczna 10 półrocza

1. Faworyta, reż. Yorgos Lanthimos

Była sobie raz królowa. Piękna jak borsuk. Nikt nie miał odwagi jej tego powiedzieć. Tylko ta, która chciała ją uwieść. Prawda u Lanthimosa ma niewiele z piękna, a jeszcze mniej z dobra. Jest oksymoronem. Prawda piecze, boli, osłabia ciała i krzyczy z rozpaczy. Dlatego my, widzowie „Faworyty”, wcale nie chcemy jej dostrzec. Bierzemy ją tylko za cynizm, za grę i fałsz, a jest nią tylko poniekąd. Tak łatwiej nam sobie z nią poradzić, oswoić groteskowy świat. Lanthimos nas zwodzi, wręcz nas okłamuje – paradoksalnie pokazując, jak jest. Czyżbyśmy już tak bardzo pogubili się w świecie postprawdy, że nie jesteśmy w stanie zauważyć tego, co podtyka nam się pod nos? Czytaj dalej.

2. Złodziejaszki, reż. Hirokazu Koreeda

Tak subtelny, ciepły, wręcz przytulny film o biedzie, przemocy domowej, prostytucji i złodziejstwie potrafi zrobić tylko Hirokazu Koreeda. Japończyk jest niekwestionowanym mistrzem kina małego realizmu, w którym niejednokrotnie ciężka codzienność rozbłyskuje niespodziewanymi promieniami szczęścia. W „Shoplifters” wszystko, co niepokojące nie tyle jest sztucznie maskowane, lecz zwyczajnie okazuje się nieistotne przy ogromie ukazywanego dobra. Czytaj dalej.

3. To my, reż. Jason Peele

Jordan Peele jest sumieniem współczesnej Ameryki. A przy tym doskonale wie, czego jego rodacy boją się najbardziej. Groza jego filmów przeraża tak bardzo, bo bierze się z aktualnie przeżywanych lęków, przenikające do cna serca i umysły Amerykanów. Moralizatorski potencjał jego filmów zawiera się w ich profetycznej, wyjątkowo niepokojącej wymowie –zarówno „Uciekaj!”, jak i „To my” są dziełami zapowiadającymi urzeczywistnienie najbardziej przerażających koszmarów śnionych przez amerykańskie społeczeństwo. Czytaj dalej.

4. Granica, reż. Ali Abbasi

Jeżeli opowiadać o polityce, to właśnie w taki sposób. Jeśli zajmować się aktualnymi sprawami, to tylko tak. „Granica” to bardzo oryginalny komentarz do kwestii uchodźców, ale również uniwersalna historia o nieprzystosowaniu, poszukiwaniu tożsamości i nierównej walce z własną innością. Działa więc jak najlepsze z baśni, bo właśnie nią w gruncie rzeczy jest. Czytaj dalej.

5. Vox Lux, reż. Brady Corbet

Brady Corbet to niezwykle ambitny twórca. „Vox Lux” to już jego drugi film, w którym artystyczna wizja jest zakrojona na niezwykłą skalę, choć, paradoksalnie, ponownie dzieło można zakwalifikować jako kameralny dramat. W swoim debiucie – „Dzieciństwie wodza” – miał ambicję metaforycznego podsumowania XX wieku – epoki totalitaryzmów. „Vox Lux” ma podobne cele, tym razem chodzi jednak o uchwycenie specyfiki wieku XXI. Czytaj dalej.

6. Sny wędrownych ptaków, reż. Ciro Guerra, Cristina Gallego

Epicka historia rodzinna rozpisana na dwie dekady. Lata 60. i 70. w Kolumbii były okresem rozkwitu branży narkotykowej, w którą potężne środki „zainwestowali” Amerykanie. Ciro Guerra i Cristina Gallego opowiedzieli o tych czasach nie próbując wikłać się w kwestie etyczne. Dla nich najważniejszym wymiarem procesem kolonizacji kolumbijskich plantatorów przez Amerykanów był zanik autentycznej kultury tubylców, zastępowanej przez oświeceniową nowoczesność Zachodu. Udało im się uchwycić moment weberowskiego odczarowywania świata. Czytaj dalej.

7. Girl, reż. Lukas Dhont

Pewnie jeszcze kilka lat temu ten film wyglądałby zupełnie inaczej. Skupiałby się przede wszystkim na problemach ze społeczną akceptacją i rodzicach niemogących uwierzyć w uczucia, które targają ich synem. „Dziewczyna” to kino łapiące zmianę, która jednak wcale nie rozwiązuje wszystkich problemów. Czytaj dalej.

8. Rocketman, reż. Dexter Fletcher

Zapomnijcie o „Bohemian Rhapsody”. Rami Malek? Już nawet nie pamiętam, kto to jest. Nieprzyzwoicie klasyczna i nijaka biografia Freddy’ego Mercurego, nielicująca z jego ron’n’rollowym życiem, wypada jeszcze bardziej blado na tle cekinowego szaleństwa kampu, kiczu i muzycznej pop-energii „Rocketmana”. Tak właśnie powinno robić się filmy biograficzne, jeśli nie chce się popaść w banał spranej konwencji. Film Dextera Fletchera jest jak sam Elton John – kolorowy, ekscentryczny, kiczowaty, ale pod warstwą cekinów, pióropuszy i wymyślnych okularów skrywa się ogromny dramat. Czytaj dalej.

9. Szczęśliwy Lazzaro, reż. Alice Rohrwacher

Rzecz dzieje się niby na włoskiej prowincji, ale równie dobrze mogłaby w mitycznej krainie. Czas akcji jest równie problematyczny i najlepiej uznać, że w Inviolacie czas się po prostu zatrzymał, utknął gdzieś między latami 70. a końcówką 90. XX wieku. Właśnie z tym nadromadzeniu subtelnych niedopowiedzeń, drobnych sugestii i małych cudów Rohrwacher konstruuje świat przedstawiony filmu, sytuujący się gdzieś pomiędzy czułym realizmem magicznym a krytyką społeczną. Czytaj dalej.

10. Kafarnaum, reż. Nadine Labaki

Dwunastoletni Zajn został skazany na więzienie za zaatakowanie mężczyzny nożem, albo, jak powiedziałby chłopiec, za „sprzedanie kosy skurwielowi”. Labaki już na samym początku filmu konfrontuje gładki, formalny i wyedukowany język sędziego z nieokrzesanym, autentycznym słownictwem chłopca, który dorastał w libańskich slumsach. Robi to po to, by przygotować widzów na wejście w szokujący świat najmłodszych, pozbawionych prawa do dzieciństwa. Czytaj dalej.

Polska 10 półrocza

1. Monument, reż. Jagoda Szelc

Tytuły powstałe w ramach projektu filmów dyplomowych wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki delikatnie mówiąc do tej pory nie obfitowały w dzieła wybitne. Trudno się temu dziwić, bowiem narzucona formuła jest wyjątkowo sztywna i niewdzięczna, ponieważ jest obwarowana szeregiem wymogów. W każdym z tych filmów należy wygospodarować miejsce, by wszyscy aktorzy mogli udowodnić swoje aktorskie umiejętności. To posiada z kolei swoje konsekwencji dla prowadzonej narracji. Czy to w „Śpiewającym obrusiku” czy „Kryształowej dziewczynie” okazało się to pułapką. Jednak Jagoda Szelc znalazła sposób, udowadniając tym samym, że jest świetną reżyserką i kreatywną scenarzystką. A to nie jedyny walor „Monumentu”, który potrafił wykorzystać formę filmu dyplomowego na wielu poziomach. Czytaj dalej.

2. Córka trenera, reż. Łukasz Grzegorzek

Łukasz Grzegorzek powrócił po bardzo dobrym „Kamperze”. Jego „Córka trenera” ma z jego debiutem sporo wspólnego, choć brakuje w niej trzydziestolatków cierpiących na syndrom Piotrusia Pana, małżeńskich zdrad i gier komputerowych. Jest za to nastoletnia tytułowa bohaterka, która postanawia w końcu przeciwstawić się swojemu ojcu, który już dawno temu skrupulatnie zaplanował jej życiową drogę. Grzegorzek ponownie zachwycił luzem i swobodnym, żartobliwym sposobem opowiadania o sprawach niezwykle poważnych i trafiających do serc każdego z widzów. Czytaj dalej.

3. Słodki koniec dnia, reż. Jacek Borcuch

Jeżeli zgodzilibyśmy się, że istnieje coś takiego jak kino europejskie, to z pewnością należałoby zaliczyć do niego „Słodki koniec dnia” Jacka Borcucha. Chyba ostatnim polskim twórcą, który tak zdecydowanie wykroczył poza polski kontekst, był Krzysztof Kieślowski. Gest przekroczenia u Borcucha jest jednak szerszy, bardziej śmiały, by nie powiedzieć – zuchwały. Autor pokusił się bowiem o wyjątkowo zdecydowany komentarz polityczny do ważnych kwestii dla całego kontynentu – zarazem doraźny i uniwersalny, mocny, ale w żadnym razie nie jednoznaczny. Czytaj dalej.

4. Wilkołak, reż. Adrian Panek

Adrian Panek po znakomitym debiucie – filmie „Daas” – stał się jednym z najgłośniejszych nazwisk młodego polskiego kina. Dlatego jego drugi film był oczekiwany w sposób szczególny. Przecieki z planu i zarys fabuły „Wilkołaka” tylko podsycały ciekawość. Nieczęsto bowiem w polskim kinie twórcy angażują konwencje gatunkowe, tym bardziej horroru, przy tworzeniu kina historycznego. Trzeba przyznać, że pomysł na opowiedzenie o traumie wojny z perspektywy sierot, broniących się przed zdziczałymi wilczurami, był więcej niż celny. Jednak, niestety, ostatecznie można poczuć odrobinę niedosytu. Film świetnie bowiem działa jako wielopłaszczyznowa, dająca do myślenia metafora, ale znacznie słabiej radzi sobie z konwencją i angażującym prowadzeniem narracji. Czytaj dalej.

5. Ułaskawienie, reż. Jan Jakub Kolski

Dobrze zrobił Janowi Jakubowi Kolskiemu powrót do Popielaw. „Ułaskawienie” dowiodło, że jego najlepsze projekty brały się z autentycznego odruchu serca i potrzeby podzielenia się autobiograficzną historią. Rodzinne tematy eksploruje od dawna, karmiąc swoją wyobraźnię tym, co zasłyszał w domu i zobaczył za młodu. To właśnie z tej wiejskiej wyobraźni wziął się jego realizm magiczny, cechujący najlepsze dzieła. Teraz jest znacznie mniej magii, a więcej realizmu, ale i tak czuć, że reżyser powoli wraca do formy. Wszystko, co dobre w „Ułaskawieniu” bierze się z autentycznego zaangażowania reżysera. Czytaj dalej.

6. Planeta Singli 3, reż. Sam Akina

To się nazywa finałowy twist! Być może nie wszystko w „Planecie Singli 3” się udało, ale koniecznie trzeba docenić odwagę twórców, którzy nie odgrzewali trzeci raz romantycznego kotleta i zaserwowali widzom coś zupełnie innego. Bo zwieńczenie serii przygód Ani i Tomka ma w sobie niewiele z komedii romantycznej, ale całkiem sporo po prostu z komedii. Czytaj dalej.

7. Maksymiuk. Koncert na dwoje, reż. Tomasz Drozdowicz

„Koncert na dwoje” to film o miłości. Na pierwszym planie znajduje się ta do muzyki, wciąż nieprzeniknionej, choć nieustannie, żmudnie studiowanej. Na drugim jest jednak ta ważniejsza, do kobiety, która sama woli stać w cieniu swojego znacznie bardziej znanego męża – Jerzego Maksymiuka. Czytaj dalej.

8. Krew Boga, reż. Bartosz Konopka

Film Konopki imponuje rozmachem artystycznej wizji. „Krew Boga” to epickie, niezwykle odważne przedsięwzięcie. O przemyślanej estetyce, oparte na klarownej idei i wyjątkowo ciekawym, również ze względu na współczesne konteksty, punkcie wyjścia. Ale paradoksalnie to, co w pierwszym momencie można uznać za zalety, po chwili zaczyna przeszkadzać. „Krew Boga” to film  oryginalny, na wielu poziomach zaskakujący, wręcz szalony, ale ostatecznie również niestety rozczarowujący. Czytaj dalej.

9. Zabawa, zabawa, reż. Kinga Dębska

W końcu! Ktoś w polskim kinie nareszcie zauważył, że alkohol nie jest tylko problemem polskiej prowincji, że nie piją tylko mężczyźni i to niekoniecznie dobrze sytuowani. Do tej pory pili rolnicy, małomiasteczkowi weselnicy, ewentualnie artyści i sfrustrowani inteligenci. Kinga Dębska  naruszyła społeczne tabu. Bez pardonu pokazała, że alkohol to nie tylko wóda i jabole, że uzależnić mogą się również świetnie prosperujące kobiety sukcesu, że równie skutecznie można się sponiewierać drogimi drinkami czy winem w eleganckiej restauracji. Ale ta przełomowość projektu Dębskiej okazała się jednocześnie jego przekleństwem. „Zabawa, zabawa” jako film pionierski zadowolił się samym poruszeniem wcześniej nieobecnego problemu. Ucierpiała na tym wartość artystyczna filmu. Czytaj dalej.

10. Dziura w głowie, reż. Piotr Subbotko

Gdzie przebiega granica między sztuką a życiem? Kiedy gramy, a kiedy jesteśmy sobą? Czy da się oddzielić rolę od tożsamości? Te ciekawe pytania zadaje w swoim filmie Piotr Subbotko. Rozważa je zarówno na gruncie sztuki, jak i życia prywatnego swojego bohatera, którym uczynił aktora teatralnego. Debiutant stworzył swój własny filmowy język, skonstruował mały, kinematograficzny świat, nowatorsko podszedł do kwestii wizualności i narracji. Jego „Dziura w głowie” jawi się jako przedsięwzięcie w pełni autorskie, odważne i ambitne. Eksperymenty mają jednak to do siebie, że nie zawsze kończą się pełnym sukcesem. Tak było właśnie w tym przypadku. Czytaj dalej.