Dziura w głowie, reż. Piotr Subbotko

Gdzie przebiega granica między sztuką a życiem? Kiedy gramy, a kiedy jesteśmy sobą? Czy da się oddzielić rolę od tożsamości? Te ciekawe pytania zadaje w swoim filmie Piotr Subbotko. Rozważa je zarówno na gruncie sztuki, jak i życia prywatnego swojego bohatera, którym uczynił aktora teatralnego. Debiutant stworzył swój własny filmowy język, skonstruował mały, kinematograficzny świat, nowatorsko podszedł do kwestii wizualności i narracji. Jego „Dziura w głowie” jawi się jako przedsięwzięcie w pełni autorskie, odważne i ambitne. Eksperymenty mają jednak to do siebie, że nie zawsze kończą się pełnym sukcesem. Tak było właśnie w tym przypadku.

Film dzieli się na dwie nierówne części. Pierwsza, krótsza, opowiada o teatralnej trupie, jeżdżącej po polskiej prowincji. Druga natomiast to intymna historia jednego z aktorów, który po długich latach powraca do umierającej matki. Każda z nich ma na siebie inny pomysł. Pierwsza komentuje kwestię prawdy i fałszu, zastanawiając się nad związkami sztuki i życia. Nieustannie podaje w wątpliwość ontologiczny status tego, co oglądamy. W każdej scenie, trzeba zastanowić się, czy to co widzimy, to element przedstawienia, czy może jednak wydarzenie z życia aktorów? Czy bohater gra, czy autentycznie daje się ponieść emocjom? Problem jednak w tym, że Subbotko postanowił powielać ten sam inscenizacyjny zabieg w każdej kolejnej scenie, sprawiając, że stracił on element zaskoczenia, stał się nużący i niewnoszący niczego nowego.

Podobnie jest z drugą częścią filmu. Ta również oparta jest na jednym pomyśle, eksplorowanym do całkowitego znudzenia. Mężczyzna po powrocie do dawno niewidzianej matki odkrywa, że ta „usynowiła” niemego, chorego psychicznie mężczyznę, który niejako zajął jego miejsce. Aktor zaczyna popadać w paranoję, twierdzi bowiem, że tajemniczy mężczyzna celowo się pod niego podszywa. Każda kolejna scena ma ten sam cel: pokazać dziwne podobieństwa między dwoma mężczyznami. Szybko więc obserwowane wydarzenia stają się nieangażujące i przewidywalne.

Aurze tajemniczości towarzyszy również klimat absurdu i subtelny humor, przypominający ten znany z „Ederly” Piotra Dumały. Akcja „Dziury w głowie” również rozgrywa się w czasie i miejscu raczej mitycznym niż realnym. W świecie zsubiektywizowanym, odczuwanym, a nie obserwowanym. Jego obraz zaginany jest przez wrażliwość bohatera, karmionego wstydem, spowodowanym tak długim nieodwiedzaniem swojej starej matki. Figura niemego mężczyzny staje się czytelnym symbolem poczucia winy, jest uosobionym wyrzutem – dlatego tak bardzo drażni głównego bohatera.

„Dziura w głowie” jest filmem wytwarzającym dystans – operuje niełatwym humorem, dziwaczną atmosferą, nieśpieszną akcją, fabularnym minimalizmem. Jest propozycją radykalną, trudną, nieprzystępną. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby w zamian oferował coś więcej niż w kółko powtarzane te same dwa pomysły. Szkoda, że Subbotko nie był w stanie ciekawiej opowiedzieć o problemach z tożsamością człowieka ogarniętego egzystencjalnym kryzysem.

Ocena: 5/10