Premiera tygodnia – „Kamper”: Pokolenie, którego nie ma

Rzadko zdarza się w polskim kinie, by twórca tak jednoznacznie przyznawał się do stworzenia filmu o pokoleniu. W przeciągu ostatnich piętnastu lat napłynęło kilka fal nowych, młodych twórców, którzy chętnie opowiadali o własnych doświadczenia. Mariusz Front w „Portrecie podwójnym”, Łukasz Barczyk w „Patrzę na Ciebie, Marysiu” czy Piotr Szczepański w „Alei Gówniarzy” zdawali sprawę ze zbliżonych doświadczeń i portretowali podobnie niesprzyjające rzeczywistości zmieniającej się Polski. Łączyło ich ponadto wspólne przekonanie, że nie stanowią żadnej wspólnoty, a każdy z nich mówi tylko za siebie. Łukasz Grzegorzek przyjął inną strategię. Chciał zrobić ze swojego bohatera – tytułowego Kampera – rzecznika dzisiejszych trzydziestolatków. Jednak z jego filmu wynika coś zupełnie innego: młodzi Polacy są tak różni – posiadają odmienne pragnienia i dążenia – że trudno nazwać ich pokoleniem.

Kamper mieszka ze swoją żoną w mieszkaniu kupionym przez teściów. Ma fajną pracę, której, jak twierdzi, nienawidzi – jest testerem gier komputerowych – i kilku dobrych znajomych, z którymi lubi imprezować. Cieszy się sporą wolnością i swobodą, zamieszkuje własny świat złożony z gier, filmów, programów telewizyjnych, muzyki, klubów i marzeń. Obserwując bohatera z boku można byłoby go nazwać nieodpowiedzialnym i infantylnym. Lubi flirtować, spędzać dnie na kanapie z padem w ręku, uwielbia zabawki i gadżety, za to nie przepada za myśleniem o przyszłości. Dziś z pewnością biegałby po mieście ze smartfonem w ręku w poszukiwaniu Pikachu. Jego rzeczywistość jest w równym stopniu napędzana wciąż odczuwanym niespełnieniem – zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Ilość możliwości robienia kariery i rozwoju oraz życiowych scenariuszy pisanych przez popkulturę wcale nie przyczynia się do odczuwania satysfakcji i łatwiejszego odnalezienia własnej drogi. Polska u Grzegorzka to dostatni, zachodni kraj oferujący wiele szans, stających się przekleństwem – bo porażka oraz permanentnie odczuwane niespełnienie bolą jeszcze bardziej.

Debiutujący reżyser znakomicie potrafił zabawić się oczekiwaniami widza. Po pierwszych kilku scenach wydaje nam się, że rozgryźliśmy bohaterów i poznaliśmy zamysł twórcy. Wiemy, że Kamper jest mężczyzną z syndromem Piotrusia Pana, jego żona to ta rozsądniejsza, która będzie musiała nauczyć męża życia w dorosłości. Reżyser jednak zaskakuje i myli tropy. Jednym wypowiedzianym przez bohaterkę zdaniem kieruje opowieść na inne tory, zmienia nasz sposób patrzenia na bohaterów i odmiennie rozmieszcza sympatie. Podczas trwania filmu twórca robi to kilkukrotnie, po to, by pokazać, że przedstawiana przez niego rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona, niż mogłoby się wydawać. Nie da się jej jednoznacznie ocenić i zaszufladkować. W ten sposób dowiódł, że potrafi budować niejednoznaczne historie i przekonujące rzeczywistości, jak również wskazał na ważną cechę współczesności. Ta napędzana jest przez różnorodność – postaw, charakterów, dążeń, pragnień i wartości. Ludzie, choć fizycznie i uczuciowo sobie bliscy, okazują się mieszkać w innych kulturowych bańkach, szczelnie odgradzających od innych. Z drugiej strony rzeczywistość, którą moglibyśmy nazwać „własną”, wciąż się poszerza – łatwiej możemy się dogadać z Hiszpanką, niż własną żoną.

Młody twórca identyfikuje się ze swoimi bohaterami i wydaje się z nimi sympatyzować, choć potrafi wskazywać na ich wady. Jednym z największych walorów filmu jest brak moralizatorstwa. Opowiadana przez Grzegorzka historia, choć daje do myślenia i niesie ze sobą sporą dawkę refleksji, nie posiada morału. Bohaterowie popełniają błędy, nie biorą życia w swoje ręce, ranią się wzajemnie, ale to nie powód, by skazywać ich na potępienie czy wskazywać im pewniejszą drogę życiową.

Grzegorzek jest przy tym bardzo przekonujący. Łatwo uwierzyć w emocje jego bohaterów, ich zagubienie i snute marzenia. Dużym walorem są dialogi – pełne luzu, kiedy trzeba oraz intymności i emocji, gdy bohaterowie rozmawiają o sprawach ważnych. Nie są naznaczone często wyczuwaną w polskich filmach sztucznością. Odtwórcom głównych ról – Piotrowi Żurawskiemu i Marcie Nieradkiewicz – udało się stworzyć bohaterów z krwi i kości, którzy przypominają osoby mijane codziennie na ulicy. Dzięki temu łatwo się z nimi zidentyfikować i współodczuwać przy życiowych zawirowaniach.

Z drugiej strony, stworzonej przez Grzegorzka rzeczywistości daleko do realizmu. Paradoksalnie, całość jest nawet zbyt spójna i przemyślana – każdy element do siebie pasuje, piosenki komentują obserwowane wydarzenia, stan psychiczny bohaterów sprawozdaje w Fifie Dariusz Szpakowski, a niepokoje Kampera korespondują ze strachem uczestników popularnych programów o gotowaniu. Podobnie jest z postaciami drugoplanowymi – przypominają raczej figury reprezentujące pewne postawy i funkcje pełnione w życiu głównych bohaterów. Mamy więc kumpla-łatę, z którym można się pokłócić, ale kocha się go za celne rady. Jest koleżanka-lesbijka, której można się wyżalić i współdzielić z nią wspólne pasje. Jest w końcu również gorąca Hiszpanka, znakomicie nadająca się na kochankę, ale do niczego więcej. Zbudowany świat przypomina nieco rzeczywistości filmów Emira Kusturicy czy powieści Gabriela Garcii Marqueza – lecz jego fundamentem nie jest magia wyobraźni ludowej, lecz wirtualne symulakry produkowane przez popkulturę. Ten nieco odrealniony świat nie odbiega jednak zanadto od naszego codziennego doświadczenia, które również jest przecież filtrowane przez ulubione filmy, seriale, piosenki czy programy telewizyjne.

Czy doświadczenia Kampera mają charakter pokoleniowy? Z pewnością wiele osób będzie mogło się z nimi zidentyfikować. Jednak daleko im do powszechności, choć większość trzydziestolatków z dużych miast zamieszkuje podobną rzeczywistość do tej, w której egzystują bohaterowie filmu. Pomimo pozornego podobieństwa, każdy z bohaterów wydaje się inny – żona Kamper posiada odmienne życiowe plany i pragnienia, on natomiast emocjonalnie znajduje się na innym etapie. Nawet jego znajomi, z którymi tak dobrze się dogaduje, żyją własnymi sprawami. Napędzana pozorami i oczekiwaniami filmowa rzeczywistość rozpada się na miliony subiektywnych światów. Grzegorzek jest tego świadomy, dlatego nie sili się na dawanie rad czy podtykanie cudownych scenariuszy, niosących szczęście i spełnienie. Wszyscy jesteśmy Kamperami pod tym względem, że musimy podejmować własne decyzje i brać za nie odpowiedzialność.