Jeżeli opowiadać o polityce, to właśnie w taki sposób. Jeśli zajmować się aktualnymi sprawami, to tylko tak. „Granica” to bardzo oryginalny komentarz do kwestii uchodźców, ale również uniwersalna historia o nieprzystosowaniu, poszukiwaniu tożsamości i nierównej walce z własną innością. Działa więc jak najlepsze z baśni, bo właśnie nią w gruncie rzeczy jest.
Abbasi łączy skrajności: surowy realizm z mitami, politykę z melodramatem, śmiech z rozpaczą. Wykorzystuje do tego motywy głęboko zakorzenione w lokalnej kulturze. Taka biegłość w skandynawskim folklorze może nieco dziwić, bowiem, na co wskazuje już jego nazwisko, Abbasi jest członkiem mieszkającej w Szwecji irańskiej mniejszości. Ale to właśnie w losie zasymilowanych ze społeczeństwem trolli zobaczył potencjał do opowiedzenia o paradoksach, kontrowersjach i zawiłościach dzisiejszego świata otwartych granic.
Tina jest celniczą, pracuje na granicy i dzięki wyjątkowo wyczulonemu węchowi potrafi z daleka wyłapać przemycany alkohol, ale również wyczuć negatywne emocje i złe zamiary. Nie tylko ta niesamowita umiejętność sprawia, że czuje się inna. Od dzieciństwa ma kompleks na punkcie urody – trzeba przyznać, nie bez powodu. Choć ciągnie ją do dzikiej przyrody – uwielbia boso biegać po lesie i zaprzyjaźniać się ze zwierzętami – jest w pełni zasymilowana ze społeczeństwem. Nawet przez myśl by jej nie przyszło, że jest z nią coś „nie tak”. Ale do czasu, gdy podczas jednej z kontroli spotyka mężczyznę, zagadkowo podobnego do niej.
Film nie skrywa w sobie tajemnicy. Nie sympatyzujemy z bohaterką wtedy, gdy odkrywa swoje prawdziwe ja. Od pierwszej sekundy spoglądamy na jej losy z punktu widzenia społeczeństwa, które widzi w niej dziwaka. Ona – przeciwnie. Czuje się jedną z nas, bo tak ją wychowano. Abbasi w niezwykle pomysłowy sposób, sięgając po motywy z w znacznym stopniu obcej kultury Skandynawii, skomentował kwestie, istotne dla jego diaspory na co dzień. Bo pokazywane na ekranie trolle są oczywistym symbolem imigrantów, zmuszanych przez władze i społeczeństwo do asymilacji, czyli w gruncie rzeczy pełnego symbolicznej przemocy odrzucania własnej kultury i tożsamości na rzecz nowej, zastanej. Aktualne dyskursy polityczne są raczej zgodne. Nawet lewica nawołuje przyjeżdżających do tego, by dostosowywali się do kultury kraju, w którym mieszkają, porzucając tym samym własne dziedzictwo.
Na jednej szali Abbasi stawia indywidualną tożsamość, na drugiej dobro ogółu, które nie lubi inności. Nie rozstrzyga przy tym, która strona ma rację, ale dzięki temu, że w ogóle podejmuje ten temat, zmusza do refleksji, zadając niezwykle ciekawe pytania. Nie bez powodu opowiada przewidywalną bajkę o problemach z akceptacją własnej tożsamości. W ten sposób przypomina, że kwestia życia w zgodzie z własnym „ja” jest zakorzeniona w europejskiej kulturze niezwykle głęboko. Podważa tym samym dyskurs asymilacyjny, podszyty hipokryzją: „przyjmiemy cię jak swojego dopiero wtedy, gdy się nim staniesz”.
Ale „Granica” jest wolna od politycznej naiwności i nie daje żadnej wiążącej, jednoznacznej odpowiedzi – dzięki temu pozostawia widzów z niezwykle skomplikowanymi pytaniami natury społecznej, politycznej i psychologicznej. Abbasi mówiąc o obecności swoich współziomków w kulturze europejskiej, nie bał się również wskazywać na ich agresję, podszytą nienawiścią i pogardą dla tego, co z kolei funduje tożsamość Zachodu. Jednocześnie polemizuje z retoryką zarówno europejskich prawodawców, jak i ekstremistów – bowiem jednoznacznie potępia agresję, tak tę fizyczną, jak i symboliczną. Dlatego operuje skrajnościami, by ostatecznie zaproponować własne rozwiązanie. Jego trolle albo są potulnymi kopiami ludzi, albo dzikimi zwierzętami rządnymi zemsty za dyskryminację i cierpienie. Abbasiego nie interesuje żadna z tych tożsamościowych narracji.
Komentarze (0)