MFF Nowe Horyzonty #9 – Tożsamość i różnica

Dziewiąty dzień Nowych Horyzontów był pełen niespodzianek. Szara strażniczka skrywała swoją inność, hotel z „Monumentu” straszył wiszącym w powietrzu buntem, starsze kobiety chwytały za broń, seryjni mordercy zabijali ironią, a Mads Mikkelsen starał się przeżyć na Arktyce. Dla większości z nich niezwykle ważną cecha okazywała się różnorako pojmowany indywidualizm.

The Real Estate, reż. Axel Petersén, Måns Månsson

Brzydkie interesy, brzydcy ludzie, brzydki świat – aż dziwi, że główna bohaterka zechciała do niego przyjechać, opuszczając słoneczną Hiszpanię. Ale do rodzinnego Sztokholmu wróciła nie bez powodu – odziedziczyła bowiem blok po właśnie zmarłym ojcu. Spadek na pierwszy rzut wydaje się żyłą złota. Wystarczyło jednak tylko się rozejrzeć, by przekonać się, że z budynkiem będzie więcej problemów, niż pożytku. Czytaj więcej.

Granica, reż. Ali Abbasi

Jeżeli opowiadać o polityce, to właśnie w taki sposób. Jeśli zajmować się aktualnymi sprawami, to tylko tak. „Granica” to bardzo oryginalny komentarz do kwestii uchodźców, ale również uniwersalna historia o nieprzystosowaniu, poszukiwaniu tożsamości i nierównej walce z własną innością. Działa więc jak najlepsze z baśni, bo właśnie nią w gruncie rzeczy jest. Czytaj więcej. 

Monument, reż. Jagoda Szelc

Tytuły powstałe w ramach projektu filmów dyplomowych wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki delikatnie mówiąc do tej pory nie obfitowały w dzieła wybitne. Trudno się temu dziwić, bowiem narzucona formuła jest wyjątkowo sztywna i niewdzięczna, ponieważ jest obwarowana szeregiem wymogów. W każdym z tych filmów należy wygospodarować miejsce, by wszyscy aktorzy mogli udowodnić swoje aktorskie umiejętności. To posiada z kolei swoje konsekwencji dla prowadzonej narracji. Czy to w „Śpiewającym obrusiku” czy „Kryształowej dziewczynie” okazało się to pułapką. Jednak Jagoda Szelc znalazła sposób, udowadniając tym samym, że jest świetną reżyserką i kreatywną scenopisarką. A to nie jedyny walor „Monumentu”, który potrafił wykorzystać formę filmu dyplomowego na wielu poziomach. Czytaj więcej.

Dom, który zbudował jack, reż. Lars von Trier

Von trier powinien zapisać się na lekcje prowokowania i szokowania do Gaspara Noego. Duńczyk robi bowiem wszystko, by ludzie zniesmaczeni wychodzili z kina. W ten sposób karmi swoje niesamowicie rozbuchane ego, rozsadzające każdy kadr filmu. Lecz jego prowokacja okazuje się mizerna, asekurancka, uwikłana w postmodernistyczne gierki, które osłabiają przekaz i zamieniają film w pustą grę konwencji. U von Triera prowokacja wynika z intelektualnej spekulacji i wyrachowania, kiedy Gaspar Noe w „Climaxie” stawiał znacznie uczciwiej na atakowanie zmysłów i infekowanie naszej fizjologii. Czytaj więcej.

Arktyka, reż. Joe Penna

Biel arktycznego pejzażu, rozbity samolot i samotny mężczyzna. Tak zaczyna się „Arktyka”. Nie dostajemy żadnej informacji o bohaterze, nie wiemy również, w jaki sposób znalazł się w tak niekorzystnej sytuacji. Penna nie traci czasu na zbędne wprowadzenia. Od razu koncentruje się na zmęczonej twarzy Madsa Mikkelsena, którego bohater próbuje przeżyć w skrajnie nieprzyjaznych warunkach. Czytaj więcej.