Najlepsze 2016: Kino światowe

Już w styczniu wieszczyłem, że film dystrybuowany w pierwszym miesiącu roku będzie silnym kandydatem do miana najlepszego w 2016 roku. Okazało się, że miałem rację, a jedyny obraz, który miał szansę go zdetronizować wejdzie do kin dopiero w najbliższy weekend. Nie oznacza to, że pomiędzy datami premier tych dwóch tytułów nie było czego oglądać. Wręcz przeciwnie! 2016 rok tak nas rozpieszczał, że nie odmówiłem sobie przyjemności umieszczenia pod 10 najlepszych kolejnych dziesięciu tytułów, które układają się w listę 20 najciekawszych filmów mijającego roku. Jeżeli któregoś z nich nie widzieliście, potraktujcie tę listę jako must-see odchodzących dwunastu miesięcy!

Służąca

10. Służąca, reż. Park Chan-wook

Epickie kino dawno wyszło już z mody. Rzadko twórcy sięgają po wielowątkowe historie, rozpisane na lata, z efektowną scenografią i barwnymi kostiumami. Dzieło Park Chan-Wooka jest jednym z wyjątków, który obudził tęsknotę za tego typu kinem. Tym bardziej, że opowiedziana przez niego historia skrywa w sobie wiele niespodzianek, perwersyjnej wyobraźni i głęboko skrywanej rozkoszy. „Służąca” przypomina nieco „Rashomona” Akiry Kurosawy, lecz tym razem stawką nie jest epistemologiczne zwątpienie, lecz raczej licentia poetica artysty. To kino znakomicie opowiedziane, przepięknie sfotografowane i wciągające każdą kolejną sceną coraz bardziej. Park Chan-Wook dowiódł, jak wielką moc posiada narracja! Więcej o filmie w relacji z festiwalu Nowe Horyzonty.

zwierzeta-nocy

9. Zwierzęta nocy, reż. Tom Ford

Tom Ford kolejnym swoim filmem udowodnił, jak blisko kinu do świata mody i designu. Swoimi znakomitymi „Zwierzętami nocy” pokazał, na czym polega dobre projektowanie. Wraz z estetyką powierzchni musi podążać funkcjonalność formy. Po emocjonalnym i eleganckim „Samotnym mężczyźnie” nieco zmienił sposób prowadzenia narracji i styl. Choć opowiada o uczuciach, krzywdach i potrzebach, nie wnika w nie, skupia się jedynie na ich symptomach – drobnych oznakach i sygnałach problemów i pragnień, które pozostają niewypowiedziane. Więcej o filmie w recenzji.

"Spotlight", reż. Tom McCarthy

„Spotlight”, reż. Tom McCarthy

8. Spotlight, reż. Tom McCarthy

Film McCarthy’ego można nazwać fabularną wersją rzetelnego, reporterskiego artykułu – oskarża, nagłaśnia, demaskuje, ale nie robi tego w celu zwiększenia sprzedaży czy wywołania sensacji. Przywraca wiarę w dziennikarstwo i społeczną siłę oddziaływania prasy, której rolą ma być zwiększanie transparentności i piętnowanie patologii. Udowadnia również, że stonowane kino społecznie zaangażowane może zbierać nagrody i przyciągać widownię. To znakomita wiadomość dla wszystkich znudzonych kinem atrakcji, maskującym efektami specjalnymi swoją wewnętrzną pustkę. Okazuje się, że jest miejsce na kino całkowicie pozbawione widowiskowości, mające coś do powiedzenia i starające się zmieniać rzeczywistość na lepsze, choćby jedynie poprzez nagłośnienie bulwersującej sprawy. Więcej o filmie w recenzji.

ANOMALISA

7. Anomalisa, reż. Duke Johnson, Charlie Kaufman

Charlie Kaufman jest znanym i bardzo cenionym w Hollywoodzie scenarzystą. Posiada charakterystyczny styl – meandryczny, szkatułkowy, nawiązujący do logiki snu. Dla fanów jego talentu „Anomalisa” może być niemałym zaskoczeniem – choć posiada w sobie ziarno schizofrenicznej narracji, stara się trzymać realności, by przebijając się przez nią spróbować dotknąć „realnego”. Kaufman ponownie wydaje się podążać w tym samym kierunku co w scenariuszach do „Zakochanego bez pamięci”, „Adaptacji” czy „Być jak John Malkovich” – ku tajemnicy tożsamości. Tym razem nie wybrał jednak żadnej efektownej, pokrętnej drogi, lecz prostą ścieżkę w głąb fundamentom ludzkiej psychiki i codziennych pragnień. Więcej o filmie w recenzji. 

Zupełnie-Nowy-Testament

6. Zupełnie Nowy Testament, reż. Jaco van Dormael

„Zupełnie Nowy testament” ma dwie twarze: starego liberalnego zgrywusa, nie widzącego niczego kontrowersyjnego w dworowaniu sobie z Boga i religijnej symboliki oraz łagodnego, dobrego mędrca, który trwoży się nad światem i stara zaproponować nowe rozwiązania. Dlatego być może nieco zawiodą się ci, którzy liczą na komedię w stylu „Dogmy” Kevina Smitha, tak samo jak niepocieszeni z seansu mogą wyjść osoby niewyczuwające potężnych pokładów zawartej w filmie ironii. To kino przesycone wyobraźnią, skrzące się zadziwiającymi, oryginalnymi pomysłami, kreatywne, również w warstwie wizualnej – z tego właśnie powodu przypomina przebój sprzed lat w reżyserii Jean-Pierre Jeunet’a – „Amelia”. narracja została pomyślana jako ciąg zaskakujących scen – raz rozbrajająco zabawnych, innym razem zdumiewających, poetyckich i często przy tym wzruszających. Van Dormael stworzył film w rodzaju kina atrakcji, w którym nie ma widowiskowych efektów specjalnych, tylko niesamowita siła nieskrępowanej kreacji. Więcej o filmie w recenzji.

ja-daniel-blake

5. Ja, Daniel Blake, reż. Ken Loach

Największą wartością filmu jest jego bezpardonowa dezynwoltura. Wiekowy twórca wie, że może sobie pozwolić na wiele – mówić bez ogródek o tym, co dla niego ważne, nie bacząc na zarzuty o publicystyczność czy upraszczającą polityczność. Nie musi dbać o zabawianie widza, czy zaspokojenie krytyki wysmakowaną warstwą artystyczną. Po prostu wprost opowiada o tym, co go boli. Trudno znaleźć drugi film, który w tak prosty, szczery i otwarty sposób opisałby bolączki współczesnego zachodniego świata. „Ja, Daniel Blake” jest dowodem na to, że odwaga i bezkompromisowość popłacają, a szlachetne intencje powiązane z rzemiosłem i talentem wystarczą do kręcenia znakomitych i niezwykle ważnych filmów, dzięki którym nieco lepiej jesteśmy w stanie zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość. Więcej o filmie w recenzji.

Scena-Ciszy

4. Scena ciszy, reż. Joshua Oppenheimer

Kontynuacja szokującego i formalnie nieoczywistego dokumentu o zbrodniach indonezyjskiego reżimu. O ile we wcześniejszym filmie – „Scenie zbrodni” – Oppenheimer koncentrował się na oprawcach, którzy chętnie opowiadali o zatrważających zbrodniach, których na masową skalę dokonywali na osobach posądzanych o sympatie komunistyczne, tak w najnowszym filmie opowiedział o ofiarach i ich rodzinach. Nie popadł przy tym w łzawy sentymentalizm, lecz zachował formalną dyscyplinę, by wydobyć z autentycznych wydarzeń sprzed dziesięcioleci prawdziwy dramat. W ten sposób zajrzał do autentycznego jądra ciemności, które skrywa się w sercach osób, które były w stanie z zimną krwią mordować swoich sąsiadów, a następnie żyć przez długie lata w glorii chwały.

Carol

3. Carol, reż. Todd Haynes

„Carol” Todda Haynesa to dzieło kompletne, dopracowane w każdym szczególe, zarazem sugestywne i delikatne. Opowieść o miłości w latach 50. przyjęła schemat melodramatu, który jest tylko naskórkiem – nic nie znaczącą strukturą, co rusz burzoną, by wydobyć z wnętrza opowiadanej historii coś, co poruszy i zatrwoży. Oddziałuje jak cichy krzyk w obronie różnorodności, godności i prawa do konstruowania własnej tożsamości. Walczy z uprzedzeniami, ograniczeniem wolności, cynizmem i bezwzględnością. Dokonuje tego filtrując kryjące się za tymi hasłami emocje przez osobistą tragedię dwóch osób – bez wielkich słów, gestów, protestów i spektakularnych porywów serc. „Carol” odznacza się, tak jak jej tytułowa bohaterka, emocjonalną dojrzałością. Wie czego chce, do czego dąży i co chce osiągnąć. Jej siłą jest precyzja i subtelność. Więcej o filmie w recenzji. 

paterson

2. Paterson, reż. Jim Jarmusch

Film, który nie miał prawa się udać – bo w jaki sposób pokazać poezje banalnej codzienności, by z jednej strony uniknąć pretensjonalności, a z drugiej zachować lekkość? Jarmuschowi się udało i to w znakomitym stylu. „Paterson” jest filmem niepozornym – minimalistycznym, subtelnym, na pierwszy rzut oka niezwykle prostym, ale właśnie w tym tkwi jego wielka siła. Działa na wielu poziomach, składa się z niuansów, szczegółów, nawracających motywów i drobnych natręctw głównego bohatera. To film niezwykle uporządkowany i zdyscyplinowany, pozbawiony jakichkolwiek inklinacji do efekciarstwa. W pełni skupia się na życiu codziennym i wydobywa z niego wszystko, co ważne – nie tylko jego piękno, ale również dramatyzm i humor. Więcej o filmie w relacji z American Film Festival.

Syn-Szawła

1. Syn Szawła, reż. Laszlo Nemes

„Syn Szawła” nie jest produkcją opowiadającą zajmującą historię, nie oddziałuje wizualnymi atrakcjami, w zamian jednak oferuje intymne, audiowizualne doświadczenie. Reżyser podjął nadzwyczajnie trudny temat i przedstawił go w drastycznie realistyczny sposób. Nie miał przy tym zamiaru bawić się naszymi uczuciami – korzystać z ogranych chwytów, byśmy mechanicznie doświadczyli strachu czy niepokoju. Nie musiał sięgać po żadne gatunkowe rozwiązania. Nieludzka groza tego, co pokazał, a starał się być jak najbliżej historycznych realiów, wystarczyła, byśmy doznali podczas seansu traumy, która nieoczekiwanie przybliżyła nas do odkrycia esencji człowieczeństwa. Więcej o filmie w recenzji. 

 

Poza najlepszą 10 znalazły się: 11. Chłopiec i świat, 12. Pokój, 13. Mustang, 14. Egzamin, 15. Tysiąc i jedna noc, 16. Zwierzogród, 17. Lobster, 18. Zjawa, 19. Creed. Narodziny legendy, 20. Aż do piekła.