Premiera tygodnia – „Pokój”: Chłopiec i świat

Co byście zrobili, gdyby okazało się, że rzeczywistość, w której żyjecie to fikcja? Uczucia, relacje, nazwy, wiedza o tym, co realne, a co bezsensowne okazały się fałszem? Nie, to nie będzie tekst ani o „Matriksie”, ani o „Truman Show”, lecz nominowanym w tym roku do Oscara filmie Lenny’ego Abrahamsona „Pokój” – kameralnym, realistycznym dramacie o przełamanym na pół życiu matki i syna uwięzionych w szopie.

Joy żyje w izolacji od świata już 7 lat. Gdy miała 19 lat została porwana przez psychopatę i zamknięta w prowizorycznym pokoiku. Od tamtego czasu codziennie jest gwałcona przez swojego oprawcę, który wymaga od niej wdzięczności za to, że ją utrzymuje. Od 5 lat nie jest sama. Urodziła syna, którym się opiekuje i stara chronić przed Wielkim Nickiem, jak nazywają mężczyznę. Chłopiec nie zna świata poza szopą. Łóżko, szafa, zlew, stół i telewizor organizują całą jego rzeczywistość – to co wewnątrz jest światem, za ścianą rozciąga się kosmos. Jego matka przykłada starań, by życie w więzieniu było dla niego jak najmniej traumatyczne, dlatego tworzy cały system mitów tłumaczących zasady działania ich malutkiej rzeczywistości. Jack wierzy, że wpadł do pokoju przez świetlik w suficie, ludzie w telewizji są nieprawdziwi, za drzwiami rozciąga się nicość, a on, matka i Wielki Nick to jedyni ludzie na świecie.

Podjęty przez Abrahamsona temat jest niezwykle atrakcyjny i medialny – stał się również inspiracją dla wielu twórców. Warto wspomnieć choćby o wstrząsającym „Michaelu” Markusa Schleinzera czy nieszczególnie przekonujących „Pojmanych” Atoma Egoyana. Najczęściej filmowcy koncentrują się na tym, co najbardziej szokujące – próbują przedrzeć się do chorych umysłów pedofili, wskazać na grozę mrożącego krew w żyłach procederu, czy podbić nastrój społecznej paniki wywołanej głośną sprawą Josefa Fritzla. Irlandzki reżyser postanowił pójść całkowicie inną drogą. Odarł swój film z sensacyjności, próbował, na ile to możliwe, tonować dramatyzm i przerzucił zainteresowanie z katów na ofiary. Najlepszą decyzją jaką podjął, był wybór nietypowego, nie tylko dla podobnych tematycznie filmów, punktu widzenia. Życiu w izolacji przyglądamy się z perspektywy chłopca. Dzięki temu to, co powszechnie wydaje się dramatem bądź szczęściem zostało odwrócone i sproblematyzowane. Jack inaczej percypuje zamkniętą przestrzeń niż jego matka – pokój jest jego mieszkaniem, domem, całym światem. Dla Joy natomiast jedynie więzieniem.

Abrahamson temu dziecięcemu spojrzeniu podporządkował atmosferę i konstrukcję filmu, a także jego zasadniczy temat. Życiu w zamknięciu przyglądamy się z perspektywy zabaw i zwykłych dziecięcych lęków. Bez zbędnego tłumaczenia obserwujemy życie Jacka i jego matki, jakby zamieszkiwali zwykłe mieszkanie – skromny domek. Widzowie, którzy poszliby na film nie wiedząc, o czym on opowiada, dopiero po chwili zorientowaliby się, czym jest tytułowy pokój. Jack nie cierpi z powodu zamknięcia, bo nie zna innego życia – nie jest świadomy, że jest więźniem. Atmosferę dziecięcej beztroski reżyser podkreśla bajkową muzyką, która całkowicie odziera ukazywaną rzeczywistość ze strachu i horroru, który skrywa. Ten klimat nie tylko pomaga skupić się na innych aspektach tego przerażającego procederu, ale również, nieco paradoksalnie, wydobyć z historii jeszcze większe pokłady emocji – takich, które być może nie objawiłyby się, gdybyśmy oglądali tę sytuację z punktu widzenia matki.

Nie zdradzę za wiele – można to już zobaczyć w zwiastunie – jeśli napiszę, że „Pokój” przedzielony jest na pół. Pierwsza część rozgrywa się w tytułowej przestrzeni, druga rozpoczyna się udaną ucieczką. To przełamanie konstruuje film – w nim tkwi największa jego siła i pomysł. Dopiero konfrontując bohaterów z wolnością można zauważyć tkwiące w nich różnice – czym dla Jacka było zamknięcie, a czym dla Joy. Chłopiec u Abrahamsona jest kimś na kształt Tarzana czy Mowgliego – człowieka wychowanego poza cywilizacją, w świecie rządzonym innymi zasadami. Spotkanie z kimś, kto nie jest jego matką, może mieć dla niego traumatyczne konsekwencje, nie potrafi chodzić po schodach, nie zna społecznych konwenansów. „Pokój” można interpretować jako film o zamknięciu we własnej kulturze – czterech ścianach własnych przekonań, mitów, przesądów i legend. Na Jacka spoglądamy jak na Kaspara Hausera – człowieka znikąd, nieco ułomnego, nieprzystosowanego. Jest to jednak hiperboliczny portret każdego z nas – zamkniętego na to, co obce, z trudem weryfikującego własne przekonania, przekraczającego własną tożsamość na progach życiowych zakrętów i transformacji.

Nie jest to jednak główny problem tego filmu, podobnie jak nie jest nim również sumienie psychopaty, groza płynąca z uwięzienia czy tragedia rodziny i zamkniętej dziewczyny. Film w pewnym momencie – nieoczekiwanie, choć inteligentnie i konsekwentnie – skręca w całkiem inną stronę, dość daleko odchodząc od problemu pedofilii, psychopatii i patologii. Abrahamsonowi udało się wykorzystać sensacyjny temat, by opowiedzieć o czymś bardzo prostym i codziennym – o macierzyństwie. Czym ono jest, jaka siła w nim tkwi, jak przeżywają je kobiety, a jakie znaczenie ma dla dzieci. „Pokój” to bardzo mądry i przewrotny film – od początku przemyślany, znakomicie zbudowany i zrealizowany, choć zdarzają mu się małe scenariuszowe potknięcia czy niewielkie niekonsekwencje. A jedną z jego największych wartości jest aktorstwo. Akcja filmu rozgrywa się przez większą część czasu w malutkiej przestrzeni zamkniętej w czterech ścianach, więc gra aktorów musiała być stonowana, skupiona na niuansach i taka jest, choć całe show kradnie Jacob Tremblay w bardzo zrównoważonej i przekonującej roli Jacka. Brie Larson, wymieniana jako faworytka do Oscara w głównej kobiecej kategorii aktorskiej, blaknie przy talencie i naturalności chłopca.

„Pokój” to kino emocjonalnych napięć – nieustannie są one budowane i rozładowywane. Nie w taki sposób jednak, do którego jesteśmy przyzwyczajeni i jakiego oczekiwalibyśmy po podjętym temacie. Abrahamson pogrywa sobie z nami, ale dla dobra sprawy. Wyrywa z oczywistości, zadaje nietypowe pytania, ponownie uwrażliwia na problem zbrukany przez szukające sensacji tabloidy. Pozwala zastanowić się, czym dla mnie jest moja rzeczywistość, jakie stosunki wiążą mnie z najbliższymi oraz docenić to, co posiadam.