Kolejny fantastyczny dzień na Nowych Horyzontach. Miały miejsce pokazy filmów, wobec których miałem duże oczekiwania. Były doceniane na dużych festiwalach, zostały stworzone przez ważnych twórców i zbierały wiele pochwał. Okazało się, że były one uzasadnione, a nadzieje zostały spełnione nawet z naddatkiem. Ponownie ze znakomitej strony zaprezentowała się kinematografia rumuńska, ale okazało się, że polskie kino konsekwentnie zmniejsza artystyczny dystans do będących na fali od dekady Rumunów.
Mając 17 lat, reż. Andre Techine
Historia nietypowych relacji dwójki nastolatków. Chodzą do tej samej klasy i z niewiadomych przyczyn nie przepadają za sobą, dając temu wyraz w wielokrotnych bójkach. Wzajemna wrogość powoli zamienia się w ciekawość, a nawet fascynację. Film opowiada o dojrzewaniu, pożądaniu, ale również o destrukcyjnej sile przemocy. Techine daleko do socjologizowania, nie udaje, że lepiej rozumie współczesną młodzież i ma do powiedzenia coś o najnowszym pokoleniu. Opowiadana przez niego historia jest oderwana od współczesnych realiów – mogłaby się rozgrywać kiedykolwiek, bo uczucia i emocje, o których mówi, występowały zawsze. Wyważony, formalnie skromny, lecz wciągający obraz emocjonalnego zawirowania, związanego z okresem wchodzenia w dorosłość.
Egzamin, reż. Cristian Mungiu
Jak oni to robią? Rumuni wciąż są na fali i nie wygląda na to, by jej siła słabła. Kinematografia, która dekadę temu postawiła na „mały realizm” – skromne filmy o zwykłych ludziach i ich codziennych sprawach – wciąż osiąga sukcesy rozwijając tę konwencję. Rumuni przede wszystkim zachwycają umiejętnością zafrapowania banałem – konsekwentnie i z sukcesami odkrywają i interpretują codzienność własnego kraju. Tak było przy „Sieranevadzie”, tak samo jest w przypadku „Egzaminu”, który zachwyca zarówno grą aktorską, prowadzeniem fabuły, pomysłami narracyjnymi, jak również przenikliwością. Opowiada o wszystkich plagach życia społecznego. Mężczyźnie – głównemu bohaterowie –zależy, by jego córka wyjechała na studia do Anglii – do kraju cywilizowanego, otwartego, dającego szanse i perspektywy. Jego przeciwieństwem w oczach bohatera jest Rumunia – kraj łapówkarzy, krętaczy, oszustów i cwaniaków. Jednak, by osiągnąć cel, trzeba dostosować się do panujących reguł – swoistego antyprawa, usankcjonowanych kulturowo norm, nielegalnych ale powszechnie respektowanych. Film opiera się na znakomitych rozwiązaniach narracyjnych, kreujących atmosferę niepewności i nieuzasadnionego niepokoju. Głównej akcji, zawiązanej wokół problemów z egzaminem maturalnym córki, towarzyszą niewyjaśnione zdarzenia – wybite okno, rozbita szyba w samochodzie, przejechany pies i inne. Mungiu potrafi zanurzyć widza w z pozoru banalnej historii, która zarazem odwzorowuje zwykłe życie wielu obywateli, jak i komentuje współczesność całego kraju.
Ja, Olga Hepnarova, reż. Petr Kazda, Tomas Weinreb
Portret wyjątkowej kobiety. Hepnarova została zapamiętana jako morderczyni, która z premedytacją wjechała w ludzi stojących na przystanku autobusowym w Pradze w latach 70. To miała być zemsta wymierzona ludzkości za krzywdy, których doświadczyła w swoim życiu. Twórcy nie szukają sensacji, ani przyczyn podjętej decyzji. Nie psychologizują, ani nie prowadzą śledztwa. W zamian stworzyli niejednoznaczny i fascynujący portret kobiety nadwrażliwej, o zwichrowanej, schizofrenicznej psychice, której nikt nie pomógł w odpowiednim momencie. Hepnarova przed procesem prosiła swojego obrońcę, by ten nie robił z niej chorej psychicznie. Dziewczyna oczywiście cierpiała na ostre zaburzenia, ale jej uczynek wcale nie był spowodowany chorobą. Obrońca nie wypełnił jej woli – za to zrobili to twórcy filmu, którzy nie zbanalizowali bohaterki, przedstawiając ją jako chorą psychopatkę. Jej motywy były o wiele głębsze – wręcz altruistyczne. Film składa się z oderwanych od siebie epizodów, które składają się na dość spójny, lecz niejednoznaczny obraz bohaterki. Jednym z większych zalet filmu jest uniknięcie pułapki zaszufladkowania. Hepnarowa w znakomitym wykonaniu Michaliny Olszańskiej ani nie wzbudza litości, ani wstrętu. Trudno sympatyzować z jej przekonaniami, ale równie ciężko odmówić im w wielu wymiarach racji. Twórcy przedstawili ją jako kobietę do bólu konsekwentną, nie wahającą się z zimna krwią przeprowadzić to, co sobie zaplanowała. Wstrząsający czyn kruchej dziewczyny okazał się gestem o etycznej doniosłości.
Zjednoczone Stany Miłości, reż. Tomasz Wasilewski
Srebrny Niedźwiedź w Berlinie, fantastyczne aktorski, obiecujący reżyser – oczekiwania wobec filmu Wasilewskiego były bardzo duże i w pełni zostały spełnione. „Wszystkie Stany Miłości” to film od początku do końca przemyślany, konsekwentny, pełen znakomitych pomysłów inscenizacyjnych. Na całość składają się cztery portrety kobiet w różnym wieku – dzieli je wiele, ale łączy taka sama tęsknota za miłością. Każda z opowieści została jednak utrzymana w innej atmosferze. Pierwsza stara się prześwietlić fantazje i pragnienia żony i matki, od lat żyjącej w związku, z którego wyparowała miłość i wzajemna fascynacja. Druga została utrzymana w klimacie melodramatycznym, uczucia są tu wyrażane wprost i w sposób najbardziej dosadny. Trzecia posiada w sobie największe pokłady smutku, ale jako jedyna została opowiedziana nie bez subtelnego humoru. Czwarta natomiast przewija się we wszystkich trzech poprzednich. Każdy element filmu wypalił. Osadzenie czasu akcji w momencie przełomu roku 1989 posiada swoje ważne uzasadnienie. Z perspektywy ponad 25 lat od tamtego czasu można zaobserwować, jak zmieniło się polskie społeczeństwo. Z czasem kościoły przestały być centrum życia społeczeństwa, obyczaje się rozluźniły, a grupy mniejszościowe doczekały się większej społecznej akceptacji. Film pokazuje, w jaki sposób konwenanse blokowały szczęście i stawały na drodze miłości. Przeniesienie czasu akcji do początku lat 90. nie jest tylko ubarwiającym chwytem, lecz trafnym komentarzem do dnia dzisiejszego. Znakomicie wypadły odtwórczynie czterech ról kobiecych, każda aktorka stworzyła postać posiadającą głęboko ukrytą tajemnicę. Jednym z najmocniejszych wymiarów filmu są wyjątkowe zdjęcia, pokazujące szarą rzeczywistość, powoli nabierającą kolorów. Wasilewski stworzył film, w którym wiele osób z pewnością będzie mogło się przejrzeć i wydobyć bliskie mu emocje. To nie tylko film o miłości, ale również samotności wśród ludzi, niezrozumieniu – również własnych emocji – głęboko skrywanych pragnieniach, wydobywaniu się z hipokryzji, przełamywaniu społecznych tabu, poszukiwaniu siebie i własnej tożsamości. Wasilewski nie banalizuje, ani nie psychologizuje. Nie poucza, ani nie wskazuje drogowskazów. Pokazuje zróżnicowane stany dusz kobiet, tęskniących za miłością, zrozumieniem i spełnieniem.
Komentarze 2 komentarze
Odnośnie do Rumunii – niestety „Nieprawi”, nowy film Sitaru (m. in. „Piknik”), był gorzką pigułką dla fanów tamtejszej kinematografii;(
Z pewnością znacznie odstaje poziomem od najlepszych filmów Rumunów, ale dramatu nie ma, takie 5/10 😉