Sezon oscarowy czas zacząć! Choć już w styczniu pojawiło się kilka filmów, które liczą się w tym roku w walce o złote statuetki, to dopiero w lutym na ekranach zagoszczą faworyci. Ale w gronie 10 najciekawszych filmów lutego znalazło się jeszcze kilka tytułów, które nie mają za wiele wspólnego z Oscarami. Warto więc właśnie na nie zwrócić szczególną uwagę, bo mogą być mniej zauważalne przy marketingowej agresji dystrybutorów, dysponujących najpopularniejszymi filmami. Luty to już tradycyjnie czas filmowej uczty – sprawdzajcie więc terminy i wygospodarujcie sporo wolnego, bo ta dziesiątka jest absolutnie obowiązkowa dla każdego miłośnika kina!
Trzy billboardy za Ebbing, Missouri, reż. Martin McDonagh, 2.02
Siedem nominacji do Oscarów w tym w najważniejszej kategorii, Złoty Glob za najlepszy film dramatyczny – to chyba wystarczająca rekomendacja. Jeżeli kogoś to jeszcze nie satysfakcjonuje, to może uczyni to fakt, że za „Trzy billboardy…” odpowiedzialny jest twórca kultowych już „Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj” czy „7 psychopatów”. W McDonaghu widzi się duchowego spadkobiercę braci Coen i być może już niedługo uzyska podobną do nich rangę w Hollywoodzie – na przykład, gdy jego film zgarnie Oscara w głównej kategorii, co jest całkiem prawdopodobne. Film opowiada o matce zamordowanej dziewczyny, która postanawia stoczyć osobistą walkę z opieszałą policją.
Niemiłość, reż. Andriej Zwiagincew, 2.02
Zimowa plucha, padający śnieg, gołe korony drzew – świat filmu Zwiagincewa przeszyty jest lodowatym chłodem. Obumarła przyroda jest odzwierciedleniem relacji, jakie łączą ukazanych w „Niemiłości” ludzi. Trudno byłoby dać wiarę przeżywanym przez bohaterów emocjom, gdyby nie zostały pokazane przez reżysera w tak niezwykle realistyczny sposób – na zimno. Zwiagincew nie sięgnął po dramatyczne gesty, do minimum ograniczył emocjonalne kłótnie, wcale nie miał zamiaru epatować rozpaczą. Chłód pozbawionych miłości ludzi emanuje z drobnych gestów, pojedynczych słów, zdradzających obojętność, codziennych nawyków, których nikt już nie bierze za symptomy atrofii strefy emocjonalnej. Co prawda emocje na wskroś przeszywają tę krainę lodu – ale te najgorsze: nienawiść, odraza, samotność. Ale od nich i tak okropniejsza jest obojętność – czyli właśnie tytułowa „niemiłość”, która sprawia, że czujemy się zbędni, niepotrzebni, odtrąceni. Więcej o filmie pisałem z Nowych Horyzontów.
Disaster Artist, reż. James Franco, 9.02
To film od fana dla fanów, czyli bez znajomości i uwielbienia dla „The Room” nawet nie ma co podchodzić do seansu. Wcielający się w główną rolę i reżyserujący James Franco zrobił tym filmem efektowny coming-out jako wielbiciel wiekopomnego „dzieła” Tommy’ego Wiseau. Franco jest dla reżysera „The Room” tym samym, kim dla Eda Wooda był Tim Burton. Król niskobudżetowych produkcji utrzymanych w złym guście kina popularnego lat 50. stał się po wielu latach twórcą kultowym, który w wymierny sposób wpłynął na twórczość Burtona. Ten odpłacił mu się filmową biografią, utrzymaną w charakterystycznym dla obu twórców stylu. Franco również wiele zawdzięcza Wiseau – wywodzą się z tego samego środowiska niezależnych amerykańskich twórców szeroko rozumianej produkcji obyczajowej. Więcej o filmie pisałem z American Film Festival.
Czarna Pantera, reż. Ryan Coogler, 14.02
Najnowsza odsłona marvelowskiego Universum. Na chwilę przed oczekiwanym „Avengers: Wojna bez granic” poznamy przygody Czarnej Pantery, którą można już było podziwiać w „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”. Możemy więc spodziewać się tego wszystkiego, czym potrafią zachwycać filmy ze stajni Marvela – akcji, humoru, dystansu, wyobraźni, czyli jednym słowem rozrywki na najwyższym poziomie. Atmosferę wokół filmu podgrzewa fakt, że za jego reżyserię odpowiada twórca świetnego „Creeda”.
Czwarta władza, reż. Steven Spielberg, 16.02
Trzy nazwiska: Spielberg, Hanks i Streep – to wystarczy, by konkurować o wszelkie nagrody amerykańskiej akademii. Tym bardziej, gdy stworzony przez to trio film porusza wyjątkowo szokujące sprawy, posiłkując się atrakcyjną formą dziennikarskiego śledztwa. Zwiastun zdradza inspiracje płynące ze „Spotlight”, a to może zwiastować tylko to, co najlepsze. Komentatorzy chwalą film za to, czym od zawsze zachwyca Spielberg, czyli dynamikę i atrakcyjność prowadzonej narracji, oraz niezwykle aktualną wymowę – „Czwartą władzę” można bowiem czytać jako dzieło stworzone w obronie dziennikarstwa.
Jeszcze nie koniec, reż. Xavier Legrand, 16.02
Skromny i kameralny film o potężnej sile rażenia. Rozpisany na czwórkę bohaterów, mówi wiele nie tylko o rodzinach w kryzysie, ale również o stanie współczesnych, zachodnich społeczeństw. Jest pewnego rodzaju odwrotnością „Niemiłości” i pokazuje destrukcyjną moc wypaczonej i źle rozumianej miłości. Opowiada o rozwiedzionym małżeństwie, które niedokończone sprawy załatwia za pomocą i kosztem syna.
Kształt wody, reż. Guillermo del Toro, 16.02
Główny faworyt tegorocznej gali oscarowej – zdobywca aż 13 nominacji, w tym, oczywiście, w najważniejszych kategoriach. Meksykański wizjoner kina ponownie robi to, co potrafi najlepiej, czyli opowiada o potworach. Jego filmy stanowią wyjątkową wariację na temat monster movies, flirtującą z baśnią, horrorem i kinem autorskim. Nie inaczej jest w przypadku „Kształtu wody”, opowiadającym o rodzącej się relacji pomiędzy niemą sprzątaczką, a wodnym monstrum.
Pomiędzy słowami, reż. Urszula Antoniak, 16.02
Polska reżyserka tworząca do tej pory na emigracji, nakręciła pierwszy film w ojczystym języku, choć… nie do końca. Akcja rozgrywa się bowiem w Berlinie, a bohaterem jest polski emigrant, która zasymilował się w tamtejszym środowisku. O polskich korzeniach przypomina mu jedynie niczym zjawa pojawiający się ojciec – będący bardziej wspomnieniem porzuconej tożsamości, niż postacią z krwi i kości. Antoniak stworzyła niezwykle aktualny i potrzebny film o tym, że tożsamość określa się przede wszystkim za pomocą różnicy.
Nić widmo, reż. Paul Thomas Anderson, 23.02
Kolejny oscarowy tytuł, który nieco niespodziewanie uzyskał aż 6 nominacji. Ale nie ma się co dziwić Akademii, bowiem każdy nowy film Paula Thomasa Andersona jest wydarzeniem. Nie może być więc inaczej w przypadku „Nici widmo”, tym bardziej, że to ponoć ostatni w karierze film jednego z najwybitniejszych współczesnych aktorów – Daniela Day-Lewisa. Tym razem Anderson przenosi nas do Londynu późnych lat 50. i umożliwia wejrzenie w świat wyższych sfer, których ulubionym krawcem był Reynold Woodcock – bohater filmu.
W ułamku sekundy, reż. Fatih Akin, 23.02
Genialnie poprowadzony, pomyślany i zagrany portret kobiety doznającej nagłej i przytłaczającej straty. Jej mąż i sześcioletni synek giną w zamachu bombowym w centrum Hamburga. Akin skupia się na emocjach bohaterki, ale również skrupulatnie przedstawia proces sądowy. „W ułamku sekundy” jest przykładem kina skupionego na wyjątkowo mocnych uczuciach, które stają się nie tylko sprawą prywatną, ale odbijają się w nich również mentalne stany współczesnych społeczeństw. Więcej o filmie pisałem w relacji z Nowych Horyzontów.
Komentarze (0)