100 NAJLEPSZYCH FILMÓW ZAGRANICZNYCH 2010-2019. MIEJSCA 71-80

Kończą się lata 10. XXI wieku. Jak będą one pamiętane w kinie? Które tytuły zostaną na dłużej w pamięci? Jakie zasłużą na miano klasyków? To pokaże czas, póki co możemy uporządkować to, co obejrzeliśmy przez ostatnie dziesięć lat, wybierając najlepsze 100 filmów mijającego dziesięciolecia. To zestawienie jest również analizą pracy pamięci. Wiele z tych tytułów widziałem lata temu, nie wracając do nich. Dziś są dla mnie raczej widmami, mglistymi wyobrażeniami, przez co widzę je inaczej – niektóre z nich urosły przez ten czas w moich oczach, inne nieco przyblakły. Finalny kształt tego zestawienia odzwierciedla moją pamięć o minionej dekadzie – składają się na nie filmy, które najczęściej do mnie wracają, gdy przymknę oczy. Zobaczcie, jakie filmy zajęły miejsca od 71 do 80.

80. Dziedzictwo. Hereditary, reż. Ari Aster

To bezsprzecznie była dekada horrorów. Trudno znaleźć w kinach tydzień, kiedy nie straszyłby jeden z nich, a to pokazuje skalę popularności. Ale przede wszystkim horrory dorobiły się w tym dziesięcioleciu kilku nowych mistrzów. Ari Aster bezsprzecznie jest jednym z nich, a jego debiut -„Dziedzictwo. Hereditary” – na równi podbił serca widzów i krytyków. Tych drugich może nawet nieco bardziej. Jego film nie jest zwykłym „straszakiem” – to połączenie kina familijnego, dramatu rodzinnego z horrorem satanistycznym. Niektórzy mówią na to „post-horror”. Nie ważne, jak się to nazwie, ważne, że jest to znakomite!

79. Sugar Man, reż. Malik Bendjelloul

To być może nie był najlepszy dokument pod względem warsztatu, rozwiązań artystycznych czy innowacyjności. Ale chyba żaden inny nie opowiedział tak niesamowitej historii, która rezonuje po dziś dzień nawet bez kontekstu filmu. Bendjellou udało się to, o czym chyba marzy każdy dokumentalista – wpłynąć pozytywnie na losy swojego bohatera, w tym przypadku genialnego, choć zapomnianego muzyka, który dzięki temu filmowi odzyskał właściwe sobie miejsce.

78. Zniewolony. 12 Years of Slave, reż. Steve McQueen

W tej dekadzie Steve McQueen stał się jednym z najważniejszych autorów współczesnego Hollywood, a „Zniewolony. 12 Years of Slave” było, jak dotąd, jego największym sukcesem, przynajmniej jeżeli mierzyć go ilością zdobytych Oscarów. Ale trzeba też zauważyć, że w tym filmie najdalej odszedł od swojego stylu, opartego w dużej mierze na pieczołowicie skomponowanej stronie wizualnej. Tu liczyła się wstrząsająca historia, opowiedziana podczas trwania niezwykle gorącej debaty, wywołanej tak zwaną sprawą „oscars so white”.

77. Spotlight, reż. Tom McCarthy

Zanim był „Kler” i „Dzięki Bogu” to właśnie „Spotlight” dotknęło problemu pedofilii w Kościele. I zrobiło to najsubtelniej ze wszystkich tych filmów – za pomocą opowieści o grupie dziennikarzy, którzy po prostu dobrze wykonują swoją robotę. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, film robi piorunujące wrażenie – a przy okazji przywraca wiarę… ale jedynie w rzetelne dziennikarstwo.

Recenzja: Tydzień po tygodniu do polskich kin trafiają kolejne filmy walczące o Oscara w kategorii film roku. W zeszły weekend zadebiutowała na ekranach „Zjawa” – efektowna produkcja Iñárritu, starająca się za pomocą spektakularnej wizualności wciągnąć widzów do wykreowanego świata wszechogarniającej brutalności, mrozu i gniewu. Od piątku w kinach można oglądać kolejną produkcję wymienianą w gronie największych faworytów. Jednak „Spotlight” Toma McCarthy’ego reprezentuje całkowicie odmienną filmową estetykę. Jest formalnie przeźroczysty, pozbawiony jakichkolwiek pretensji do widowiskowości, można go wręcz nazwać staroświeckim. Mimo to, gdyby przyznawali nagrody w kategorii filmu najmocniej trzymającego za gardło, miałby Oscara w garści. Meksykanin natomiast mógłby pobierać od McCarthy’ego lekcje sztuki budowania napięcia. Czytaj dalej.

76. Szpieg, reż. Tomas Alfredson

Bezsprzecznie najlepszy film szpiegowski dekady i prawdopodobnie jeden z najbardziej stylowych filmów ostatnich dziesięciu lat. U Alfredsona nie tyle liczy się sama szpiegowska intryga, co raczej kompozycje kadrów, kolorystyka, dekoracje, a nawet faktury tkanin. To wizualna perełka, w której obraz nie przysłonił jednak samej wciągającej i gęstej jak zupa historii.

75. Fantastyczny Pan Lis, reż. Wes Anderson

Tym filmem Wes Anderson zaskoczył wszystkich i dał się poznać jako znakomity animator, który potrafi swój niepodrabialny styl przełożyć nawet na zwierzęce lalki. Jest tu wszystko to, co najlepsze w filmach aktorskich Andersona, a do tego przepiękne lalki, wizualna kreatywność i znakomicie wykorzystana konwencja bajki.

74. To my, reż. Jordan Peele

Po swoim debiucie – „Uciekaj” – Peele został okrzyknięty „nowym Hitchcockiem”, a drugim filmem – „To my” – udowodnił, że te słowa nie zostały użyte na wyrost. Peele jednocześnie potrafi przerażać do szpiku kości i w niezwykle oryginalny sposób analizować aktualne problemy społeczne – nie tylko Amerykanów. W „To my” przygląda się rozpoczynającej się walce klas, która, jak się okazuje, może się toczyć nawet w każdym z nas.

Recenzja: Jordan Peele jest sumieniem współczesnej Ameryki. A przy tym doskonale wie, czego jego rodacy boją się najbardziej. Groza jego filmów przeraża tak bardzo, bo bierze się z aktualnie przeżywanych lęków, przenikające do cna serca i umysły Amerykanów. Moralizatorski potencjał jego filmów zawiera się w ich profetycznej, wyjątkowo niepokojącej wymowie –zarówno „Uciekaj!”, jak i „To my” są dziełami zapowiadającymi urzeczywistnienie najbardziej przerażających koszmarów śnionych przez amerykańskie społeczeństwo. Czytaj dalej.

73. Zwierzogród, reż. Byron Howard, Rich Moore

Wspominałem już, że ostatnia dekada była znakomita dla filmów animowanych. „Zwierzogród” jest na to kolejnym dowodem. Wydawałoby się, że nie ma tu niczego, czego byśmy już nie widzieli – gadające zwierzaki, opowieść o nietypowej przyjaźni. Ale te zgrane kawałki zostały zakomponowane w zupełnie nowy sposób, który nie boi się mroku i humoru zrozumiałego przez starszych widzów. Zarówno Disney, jak i Pixar coraz lepiej rozumieją, że ich filmy oglądają z równym zapałem dorośli, więc tworzą tak, by i oni się na ich dziełach nie nudzili. I wychodzi im to doskonale!

72. Wyjście przez sklep z pamiątkami, reż. Banksy

Jeden z najoryginalniejszych i najbardziej zaskakujących filmów dekady. Do dziś nie wiem, ile w tym filmie prawdy, a ile bujdy. Ale zupełnie mi to nie przeszkadza, bo liczy się tu coś zupełnie innego – ostra, ale przy tym pełna zjadliwego humoru krytyka świata sztuki i współczesnego kapitalizmu, dokonywana przez największego trickstera sztuki współczesnej, Banksy’ego. „Wyjście przez sklep z zabawkami” to jeden z najlepszych filmów o sztuce jakikolwiek powstał!

71. Przed północą, reż. Richard Linklater

Mam ogromną słabość do trylogii Linklatera, zapoczątkowanej przez „Przed wschodem słońca”. Bardzo obawiałem się zwieńczenia sagi o Jesse’im i Celine, ale ani trochę się nie zawiodłem – otrzymałem bowiem bardzo gorzki, a przy tym mądry, nie pozbawiony czułości, humoru i uroku film o miłości i związkach. Potoku łez nie było końca…

Miejsca 81-90 >>