Recenzja – Nowe Horyzonty – W pętli ryzyka i fantazji

Na film składają się trzy nowele, wszystkie opowiadają o czymś całkowicie innym, ale w podobny sposób. Głównym nośnikiem narracji są długie dialogi, a używane słowa stają się niekiedy orężem w międzyludzkich pojedynkach, ale jednocześnie w tym samym stopniu środkiem do snucia fantazji i prowokacji. Słuchając ich głęboko wchodzimy w emocje, które łączą bohaterów.

W pierwszej nowelce słowa przede wszystkim manipulują i konfudują, choć nie mówią o niczym innym niż o miłości. Opowieści, wyznania, sprawozdania okazują się manipulacją, pod którą czuć jednak rozpacz i autentyczne uczucie, które nie potrafi być wyrażone w inny sposób. W drugiej stają się prowokacją, pułapką, w którą łatwiej złapać się samemu, niż tropioną ofiarę. Tym razem stawką jest podniecenie, które okazuje się niezwykle ryzykownym, dwusiecznym orężem. W trzeciej natomiast słowa tworzą czystą fikcję i w ten sposób ożywiają pamięć i zapomniane emocje. Magiczna siła słów wybrzmiewa w tej nowelce najdobitniej, okazują się one bowiem władne per formatywnie wytwarzać coś, co nie istnieje.

Hamaguchi jest w zastosowanej taktyce twórczej niezwykle precyzyjny i zdyscyplinowany. Żadne słowo nie jest bez znaczenia, a struktura każdej z nowelek jest pieczołowicie pilnowana. Dzięki temu za każdym razem słowa są w stanie tworzyć mały mikroświat, w którym panują jasno określone zasady, niekiedy dalekie od tych, które organizują rzeczywistość. Zakochana dziewczyna poprzez manipulację stara się ratować resztkę swojej miłości. Sprowokowana kobieta prowadzi grę w pożądanie, które ją pochłonie. Natomiast dwie nieznajome znalazły nieoczekiwany sposób na konfrontacje z własnymi długo tłumionymi pragnieniami. Formalny minimalizm pozwolił skumulować emocje, które nigdy na ekranie nie eksplodują, ale pod materią słów są bardzo dobrze wyczuwalne.

Ocena: 7/10