10 najlepszych filmów Nowych Horyzontów x American Film Festival

Sprawdźcie, które filmy okazały się w tym roku najlepsze na łączonej edycji Nowych Horyzontów x American Film Festival. Mimo okoliczności, to była bardzo dobra edycja. Organizatorom udało się zgromadzić kilka naprawdę znakomitych filmów. Wszystkie z tej listy serdecznie polecam!

1. Aida, reż. Jasmila Zbanić

Ostatni raz tak bardzo stresowałem się w kinie na „Synu Szawła”. Ten film jest torturą dla nerwów, poczucia moralności, sprawiedliwości i elementarnej potrzeby bezpieczeństwa. Jest jak wyjątkowo bolesna szczepionka na zło, nienawiść i ksenofobię. Jest więc potrzebniejszy niż lek na koronawirusa. „Aida” jest pierwszym tak donośnym głosem kultury w sprawie masakry w Srebrenicy. Opowiadana w tonie rzeczowym, wręcz zimno sprawozdawczym. I właśnie dzięki temu tak mocno działa. Czytaj dalej.

2. Malmkrog, reż. Cristi Puiu

Znając wcześniejsze dokonania rumuńskiego reżysera, doskonale wiemy, czego po jego twórczości można się spodziewać. Puiu jest specjalistą od dzieł hiperrealistycznych, chwytających prozę życia w sposób gorący. Dlatego wydłuża ujęcia i czas trwania swoich dzieł. Zagląda do ciasnych mieszkań, podsłuchuje naturalnie brzmiących rozmów, przygląda się banalnym czynnościom. Taka była genialna „Sieranevada” i podobny jest „Malmkrog”, choć jednocześnie oba filmy dzieli niemal wszystko inne. Czytaj dalej.

3. DAU. Natasza, reż. Ilya Khrzhanovskiy, Jekaterina Oertel

Obraz totalnego zniewolenia ludzkiej jednostki. Duet Khrzanovskiy/Oertel stworzyli wielką makietę Związku Radzieckiego, by wydobyć z niego ludzki wymiar – tłamszony, poniewierany, deptany. Twórcy przyglądają się kobiecie, która doświadcza ucisku poprzez zagarnięcie strefy prywatnej – zduszenie prywatności umysłu i ciała. System wytwarza terror wszechobecnego strachu zarówno stosując mechanizm donosicielstwa, jak i zastępując przestrzeń domu pracą, która zniewala być może jeszcze mocniej. Gdy już się wydaje, że nie da się być bardziej utaplanym w bagnie, Nataszę wciskają jeszcze głębiej.

4. Zabij to i wyjedź z tego miasta, reż. Mariusz Wilczyński

Animacja Mariusza Wilczyńskiego powstawała przez kilkanaście lat. Ale wydaje się, że twórca kręcił ją całe swoje życie, bo jest swego rodzaju autobiografią, która przyjmuje momentami formę wspomnienia, a niekiedy modlitwy. Animator nie bał się umieścić siebie w centrum dzieła, wyspowiadać z najbardziej intymnych przeżyć, myśli i emocji. Ale jednocześnie stworzył film o pewnym dużym mieście, znajdującym się w samym sercu Polski, które, jak się wydaje, utknęło – być może jak cały kraj, a przynajmniej bohater animacji – gdzieś między wspomnieniem, snem, a banałem teraźniejszości. Czytaj dalej.

5. Berlin Alexanderplatz, reż. Burhan Qurbani

Film Burhana Qurbaniego ma w sobie coś epickiego – jak niegdyś rodzinne sagi rozpisane na wieloodcinkowe seriale. Choć to opowieść o jednym człowieku, ukazująca okres roku jego życia, w którym mężczyzna przechodzi długą drogę niczym biblijny Adam, Chrystus wspinający się na Golgotę czy też zwykły człowiek doświadczający cierpienia – od grzechu pierworodnego, przez oczyszczenie, kolejne upadki, aż po śmierć i zmartwychwstanie. „Berlin Alexanderplatz” jest historią człowieczego losu – mizernego, pełnego bólu i rozpaczy, ale również nadziei i miłości. Czytaj dalej.

6. Drodzy towarzysze, reż. Andriej Konczałowski

Każdy nakłada maskę, by przed podwładnymi udawać twardego i pewnego swoich decyzji. Jednak, gdy tylko pojawi się zwierzchnik, wszyscy od razu zamieniają się w struchlałych i pokornych wykonawców poleceń. U Konczałowskiego komunizm to maskowy bal przemocy i niemocy zasłanianej pozorami propagandowych haseł i pustych sloganów. Czytaj dalej.

7. Pierwsza krowa, reż. Kelly Reichardt

Kelly Reichardt przez lata wypracowała własny, niepodrabialny charakter filmowego pisma, w którym wyraża swój stosunek do świata. Znakomicie widać to w jej najnowszym filmie, świetnej „Pierwszej krowie”. Opowiedziana w niej historia mogłaby się stać kanwą bardzo „męskiego”, wręcz maczystowskiego filmu. Akcja rozgrywa się bowiem na północy Stanów Zjednoczonych, gdzieś w okresie pierwszych założycieli, w środowisku twardych i oschłych traperów. Spośród ludzi złych, obmierzłych, o zatwardziałych sercach Reicherdt wyławia mężczyzn delikatnych i dobrych, którzy muszą jednak dostosować się do oświata, który ich otacza. Czytaj dalej.

8. Słudzy, reż. Ivan Ostrochovsky

Czesi jak zwykle są o kilka kroków przed nami wobec rozliczania się z okresem komunizmu. Kilka lat temu w „Czeskim błędzie” problematyzowali problem lustracji, obecnie rozprawiają się z rolą duchowieństwa w procesie wspierania zbrodniczego systemu. Ale robią tu wzorując się na naszej kinematografii, a konkretnie na wizualnej wrażliwości Pawła Pawlikowskiego. Zdjęcia do „Sług” jak żywo przypominają te z „Idy”. Czytaj dalej.

9. Gunda, reż. Victor Kossakovsky

To nie jest zwykły film przyrodniczy, to wyjątkowa lekcja empatii, po której trudno nie zostać weganinem. Kossakovsky stawia kamerę na poziomie oczu zwierząt, wycisza kolory, zostawiając tylko czernie i biele. Wpuszcza nas w świat, którego uroda jest dyskretna, potrzebuje czasu i cierpliwości, by się ujawniła. I Kossakovsky ten czas nam daje, byśmy mogli lepiej zrozumieć to, co zwykle jest dla nas niedostępne. Czytaj dalej.

10. Shiva Baby, reż. Emma Seligman

Znacie to uczucie, gdy jesteście na imprezie rodzinnej i macie wrażenie, że każdy obmawia was za plecami? I wszyscy pytają o życiowe plany i kiedy weźmiecie ślub? Właśnie o tym jest „Shiva Baby” – bezpardonowa, słodko-gorzka, komedia młodej amerykańskiej komiczki. Seligman wrzuca do kotła rodzinnego przyjęcia młodą dziewczynę, która z uśmiechem na twarzy musi słuchać uszczypliwości na temat swojego kierunku studiów (gender studies), a jednocześnie znosić upokorzenie, doświadczane za sprawą obecności jej kochanka, który przybył wraz z piękną żoną i dzieckiem. Reżyserka robi wiele, byśmy sami palili się podczas seansu ze wstydu.