Malmkrog, reż. Cristi Puiu

Znając wcześniejsze dokonania rumuńskiego reżysera, doskonale wiemy, czego po jego twórczości można się spodziewać. Puiu jest specjalistą od dzieł hiperrealistycznych, chwytających prozę życia w sposób gorący. Dlatego wydłuża ujęcia i czas trwania swoich dzieł. Zagląda do ciasnych mieszkań, podsłuchuje naturalnie brzmiących rozmów, przygląda się banalnym czynnościom. Taka była genialna „Sieranevada” i podobny jest „Malmkrog”, choć jednocześnie oba filmy dzieli niemal wszystko inne.

„Sieranevada” rozgrywa się współcześnie. Główna część filmu miała miejsce w ciasnym mieszkaniu w bloku, podczas uroczystości żałobnych, dalekich jednak od religijnej powagi. „Malmkrog” natomiast rozgrywa się w nie do końca sprecyzowanym miejscu i czasie – gdzieś, być może, na transylwańskich terenach ówczesnej Rosji, w dworze, prawdopodobnie na przełomie XIX i XX wieku. W najnowszym filmie ponownie akcja rozgrywa się podczas przyjęcia – podsłuchujemy rozmów piątki dystyngowanych arystokratów, którzy między kolejnymi wystawnymi posiłkami, kieliszkami wykwintnego alkoholu, filiżanek kawy i herbaty dyskutują o rzeczach fundamentalnych – o Bogu, doczesności, śmierci, wojnie i moralności.

Harmider ciasnego mieszkania ustąpił statyczności długich dysput i teatrowi wypracowanych gestów lokajów, dbających, by gospodarzom i gościom niczego nie zabrakło. W „Sieranevadzie” obezwładniał gwar, realizm i ciężar materialistycznego konkretu. W „Malmkrog” hiperrealizm ustępuje metaforze. Nie wiemy nic o naszych bohaterach, nie wiemy, kto z nich jest gospodarzem, a kto gościem, jakie są między nimi stosunki, ani relacje i czy prowadzone dyskusje to jedynie towarzyski sposób zabicia czasu i oczarowania erudycją, czy gra toczy się o wyższą stawkę. Charakteryzują ich jedynie wypowiadane sądy na wojnę, dobro, Europę czy religię. Są jak retoryczne figury z filozoficznych esejów, postacie, które mają jedynie reprezentować konkretne punkty widzenia, by dzięki temu można było rozrysowywać mapę filozoficznych tez.

Puiu stworzył filmowy traktat filozoficzny, który jednocześnie jest adaptacją myśli rosyjskiego filozofa prawosławnego – Władimira Sołowjowa. Jego prace w dużej mierze okazały się prorocze: pisał o nadchodzącym wieku XX, że będzie czasem ostatnich wielkich wojen, że przyniesie mobilizację światowych mocarstw, by przeciwdziałać kolejnym konfliktom. Przywidział również zjednoczenie Europy, wieszczył upadek materializmu, ale również tradycyjnej figury Boga, w czym upatrywał nadejścia Antychrysta, kuszącego pacyfizmem i duchowością bez religii. O tym wszystkim dyskutują bohaterowie Puiu.

W piśmiennictwie zmarłego u progu XX wieku myśliciela jest wyczuwalny klimat schyłku pewnego, znanego mu świata. Ta sama atmosfera unosi się nad „Malmkrog”, który można byłoby określić mianem filmu o „zmierzchu rosyjskich bogów”. Da się wyczuć napięcie między służbą a panami, gdzieś daleko słychać echa niepokojących odgłosów, które być może przyniosą unicestwienie bohaterom. Powietrze nie jest już tak przejrzyste jak niegdyś, a ktoś zastanawia się nad sensem słów o „związku bratnim” z pewnej nieznanej jeszcze aż tak dobrze francuskiej pieśni. Żywo dyskutujący o zawiłościach teologii chrześcijańskiej jeszcze nie domyślają się swojego losu, ale w ich służbie już kiełkuje ziarno „ostatniego boju”.

„Malmkrog” ma w sobie coś narcystycznego, bo Puiu nie zważając na wygodę i komfort widzów, wrzuca ich do nieznanego świata, każe z wielką uwagą przysłuchiwać się niekiedy niezrozumiałym dyskusjom, wymaga pełnego zaangażowania i ponadludzkiej momentami wytrwałości. W zamian daje jednak wgląd w umysł jednego z najbardziej oryginalnych XIX-wiecznych teologów oraz w schyłkową mentalność ówczesnej socjety, która już za moment miała odejść w zapomnienie.

Ocena: 8/10