Słudzy, reż. Ivan Ostrochovsky

Czesi jak zwykle są o kilka kroków przed nami wobec rozliczania się z okresem komunizmu. Kilka lat temu w „Czeskim błędzie” problematyzowali problem lustracji, obecnie rozprawiają się z rolą duchowieństwa w procesie wspierania zbrodniczego systemu. Ale robią tu wzorując się na naszej kinematografii, a konkretnie na wizualnej wrażliwości Pawła Pawlikowskiego. Zdjęcia do „Sług” jak żywo przypominają te z „Idy”.

Ivan Ostrochovsky estetyzuje kadry, eliminuje kolory, nawiązując tym samym do zdjęć Łukasza Żala, ale również do mistrzów kinematografii okresu socjalizmu. Już choćby w ten sposób odcina się od jednoznacznego deprecjonowania tego, co byłe. Szuka w nim raczej mechanizmów, które prowadziły do łamania życiorysów i zbrodni władzy.

Umieszcza akcję w znaczącej przestrzeni – w seminarium duchownym, które okazuje się miejscem niewypowiedzianych, lecz bardzo burzliwych konfliktów. Ścierają się tam frakcje dysydencka z dobrze żyjącą z władzą. Do tego kotła wpada dwójka młodych seminarzystów, którzy zostają wciągnięci w sam środek sporu.

Czeski debiutant zachowuje rozwagę i stara się rozumieć racje obu stron. Jest ziarno racjonalizmu w postępowaniu członków katolickiego stowarzyszenia, firmującego ścisłą współpracę z komunistami. Dzięki temu Kościół jest chroniony, seminaria mogą działać, a księżom nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo. Ale hipokryzja tej światopoglądowej opcji jest oczywista – trudno nazwać ją inaczej niż kolaboracją. Z drugiej strony są młodzi gniewni, którzy spotykają się po prywatnych domach, gdzie czytają zakazane lektury, informują o sytuacji Kościoła Radio Wolna Europa, a nawet mają własną hierarchię kościelną. Za swoją moralną niezłomność i niepokorność ryzykują bardzo wiele, jeśli nie wszystko.

Ostrochovsky przygląda się tych etycznym konfliktom oczami tych, którzy nie są skażeni politycznym cynizmem. Dzięki temu udało mu się uchwycić ludzki wymiar tego konfliktu – dzięki czemu trudno jednoznacznie skazywać osoby z obu stron na jednoznaczne potępienie. Jednocześnie odgrzebuje nierozwikłany konflikt sprzed lat, który wydaje się rezonować również współcześnie – bo zawsze jest jakaś władza, zawsze są kompromisy i sumienie, które musi odnaleźć własną drogę.

Ocena: 7/10