Festiwal Polskich Filmów Fabularnych #2 – Pijani krwią i eterem

Wśród drugiej partii filmów obejrzanych przeze mnie podczas tegorocznej edycji Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych nie ma już tak dobrego filmu jak „Fuga” Agnieszki Smoczyńskiej. Niemniej znajdują się w niej projekty niemniej ambitne – przełamujące społeczne tabu, estetycznie odważne, światopoglądowo radykalne, formalnie oryginalne – choć nie zawsze artystycznie spełnione. „Wilkołak” Adriana Panka tworzy ciekawą metaforę, ale niekoniecznie spełnia się jako horror, „Dziura w głowie” Piotra Subbotki imponuje odwagą, ale nuży powtarzalnością, „Zabawa, zabawa” Kingi Dębskiej zachłysnęła się swoją pionierskością, „Eter” Krzysztofa Zanussiego drażni nadmierną dosłownością, natomiast „Okna, okna” oferują świeżość i bezpretensjonalność, których nie są w stanie przesłonić nawet wady charakterystyczne dla kina offowego.

Wilkołak, reż. Adrian Panek

Adrian Panek po znakomitym debiucie – filmie „Daas” – stał się jednym z najgłośniejszych nazwisk młodego polskiego kina. Dlatego jego drugi film był oczekiwany w sposób szczególny. Przecieki z planu i zarys fabuły „Wilkołaka” tylko podsycały ciekawość. Nieczęsto bowiem w polskim kinie twórcy angażują konwencje gatunkowe, tym bardziej horroru, przy tworzeniu kina historycznego. Trzeba przyznać, że pomysł na opowiedzenie o traumie wojny z perspektywy sierot, broniących się przed zdziczałymi wilczurami, był więcej niż celny. Jednak, niestety, ostatecznie można poczuć odrobinę niedosytu. Film świetnie bowiem działa jako wielopłaszczyznowa, dająca do myślenia metafora, ale znacznie słabiej radzi sobie z konwencją i angażującym prowadzeniem narracji. Czytaj dalej.

Dziura w głowie, reż. Piotr Subbotko

Gdzie przebiega granica między sztuką a życiem? Kiedy gramy, a kiedy jesteśmy sobą? Czy da się oddzielić rolę od tożsamości? Te ciekawe pytania zadaje w swoim filmie Piotr Subbotko. Rozważa je zarówno na gruncie sztuki, jak i życia prywatnego swojego bohatera, którym uczynił aktora teatralnego. Debiutant stworzył swój własny filmowy język, skonstruował mały, kinematograficzny świat, nowatorsko podszedł do kwestii wizualności i narracji. Jego „Dziura w głowie” jawi się jako przedsięwzięcie w pełni autorskie, odważne i ambitne. Eksperymenty mają jednak to do siebie, że nie zawsze kończą się pełnym sukcesem. Tak było właśnie w tym przypadku. Czytaj dalej.

Zabawa, zabawa, reż. Kinga Dębska

W końcu! Ktoś w polskim kinie nareszcie zauważył, że alkohol nie jest tylko problemem polskiej prowincji, że nie piją tylko mężczyźni i to niekoniecznie dobrze sytuowani. Do tej pory pili rolnicy, małomiasteczkowi weselnicy, ewentualnie artyści i sfrustrowani inteligenci. Kinga Dębska  naruszyła społeczne tabu. Bez pardonu pokazała, że alkohol to nie tylko wóda i jabole, że uzależnić mogą się również świetnie prosperujące kobiety sukcesu, że równie skutecznie można się sponiewierać drogimi drinkami czy winem w eleganckiej restauracji. Ale ta przełomowość projektu Dębskiej okazała się jednocześnie jego przekleństwem. „Zabawa, zabawa” jako film pionierski zadowolił się samym poruszeniem wcześniej nieobecnego problemu. Ucierpiała na tym wartość artystyczna filmu. Czytaj dalej.

Eter, reż. Krzysztof Zanussi

Zanussi ostatnio nie traci czasu subtelności. Twoją twórczość artystyczną zamienił w misję, którą stara się realizować coraz bardziej radykalnymi metodami. „Obcym ciałem” wypowiedział wojnę moralnemu upadkowi i wyrugowaniu religii z życia społecznego. Deklaratywnie stanął po stronie wiary, w której dostrzegł jedyne źródło dobra. Zło natomiast jest dla niego pokłosiem laicyzacji, a nawet otwartego przeciwstawienia się Kościołowi. To, co w jego poprzednim filmie mogło zostać wzięte jako nazbyt dosadne, na tle „Eteru” wybrzmiewa wyjątkowo subtelne. Najnowszy film Zanussiego, wbrew tytułowi, nie jest ani eterycznie lekki, ani szczególnie intelektualnie lotny. Czytaj dalej.

Okna, okna, reż. Wojciech Solarz

Ten film jest tak niepozorny, skromny i nienarzucający się, że wydaje się, iż nawet podczas seansu można byłoby go przeoczyć. Warto jednak wytężyć zmysły. „Okna, okna” definiują bezpretensjonalność. Nie silą się na wielkie dzieło, nie obiecują złotych fabularnych gór, nie mają nadmiernych artystycznych ambicji, nie chcą pozować na więcej niż są. A są filmem pełnym wewnętrznego ciepła, zaskakującego humoru, kreatywnych pomysłów i sporej dawki melancholii. Dzieło Solarza jest filmem, którego w polskim kinie jeszcze nie było i już z pewnością nie będzie. Jest jedyny w swoim rodzaju. Czytaj dalej.