Okna, okna, reż. Wojciech Solarz

Ten film jest tak niepozorny, skromny i nienarzucający się, że wydaje się, iż nawet podczas seansu można byłoby go przeoczyć. Warto jednak wytężyć zmysły. „Okna, okna” definiują bezpretensjonalność. Nie silą się na wielkie dzieło, nie obiecują złotych fabularnych gór, nie mają nadmiernych artystycznych ambicji, nie chcą pozować na więcej niż są. A są filmem pełnym wewnętrznego ciepła, zaskakującego humoru, kreatywnych pomysłów i sporej dawki melancholii. Dzieło Solarza jest filmem, którego w polskim kinie jeszcze nie było i już z pewnością nie będzie. Jest jedyny w swoim rodzaju.

Nie jest przy tym wolny od wad, szczególnie tych, które zazwyczaj ciążą na kinie offowym. Jest przeładowany pomysłami, nie wszystkie żarty stoją na tym samym poziomie. Zabrakło być może krytycznego oglądu całości, ale w zamian oferuje artystyczną autentyczność, pasję i wyjątkową oryginalność. Opowiada bowiem o tytułowych oknach, które w pewnej wsi na Podlasiu niespodziewanie zaczynają się ruszać. Ten fenomen zauważa młody chłopak, który dorabia, wypatrując grasującego w okolicy drapieżnika. Wędrujące okna pojawiają się zawsze nocą w tym samym miejscu. Tajemnicze zjawisko okazuje się mieć wiele wspólnego z ukrytymi pragnieniami głównego bohatera.

Ale ruszające się okna są jedynie pretekstem, by wokół nich budować spójny, oryginalny kinematograficzny świat. To właśnie on jest największą zaletą filmu Solarza, razem z obezwładniającym humorem, zaskakującą pomysłowością, wewnętrznym ciepłem i emanującą z całego przedsięwzięcia sympatycznością. Wyobraźnia Solarza wywodzi się z realizmu magicznego, który udanie został przeszczepiony na grunt polskiej prowincji. Różni się on jednak do wersji jańciolandowej. Nie kreuje przestrzeni mitycznej, lecz osobistą, wyjątkowo intymną. Solarz bowiem potrafi mówić o uczuciach, drobnych, niewypowiedzianych drgnieniach serc za sprawą skromnej maszynerii kinematograficznej, dobrze naoliwionej pozytywnym spojrzeniem na świat.

„Okna, okna” to film skromny jak jego bohater i autor, ale o wyjątkowej sile oddziaływania – zaraża pozytywną energią, ciepłym humorem i zwyczajnym, prozaicznym dobrem. Jest również jednym z nielicznych polskich filmów, które spoglądają na rodzimą prowincję z sympatią, widząc w niej małą idyllę, której nie chce się opuszczać, nawet by zdawać na chemię do Radomia – co jest marzeniem głównego bohatera.

Ocena: 6/10