Zbliżająca się edycja festiwalu zapowiada się jako nowe otwarcie. Nie ma już dotychczasowego dyrektora artystycznego – Michała Oleszczyka, ani nawet piastowanego przez niego stanowiska. Impreza od teraz będzie rządzona praktycznie jednoosobowo przez Leszka Kopcia i wróciła do starej nazwy – Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Czy ten symboliczny gest ma zwiastować powrót do starego porządku? Pewne tego przejawy są już widoczne – włączenie tak słabych filmów jak „Volta” Juliusza Machulskiego czy „Wyklęty” Konrada Łęckiego do konkursu musi rodzić pytania o kryteria selekcji, które do tej pory były transparentne, a idea, która stała za sekcją stworzoną przez Oleszczyka, czyli Innym Spojrzeniem, pod nową władzą została kompletnie wypaczona. 42. FPFF może być przełomowy również z powodów artystycznych. Od 2009 roku nie było w konkursie głównym aż tylu debiutantów – a to zawsze jest dobra wiadomość, zwiastująca pojawienie się nowych, ożywczych sił, napływających do polskiej kinematografii. Tym bardziej jest to optymistyczna wieść, bo wiele z filmów podpisanych przez młodych twórców jest zapowiadanych jako prawdopodobne sensacje festiwalu. Jest więc na co czekać! A prezentowana poniżej dziesiątka to filmy, które po prostu trzeba zobaczyć podczas gdyńskiej imprezy – ale również już niedługo w kinach całej Polski!
Atak paniki, reż. Paweł Maślona
Pierwszy z debiutantów na prezentowanej liście i od razu mocny akcent! Film jest komedią, a tych, jak wiadomo, w polskim kinie ostatnich lat jest jak na lekarstwo. Przynajmniej tych, które nie wywołują uczucia zażenowania. A taki jest ponoć „Atak paniki”, a do tego autentycznie zabawny, oryginalny i inteligentny. Naprawdę niewiele więcej trzeba, by otrzymać dobre kino. Już teraz wieszczę dobre wyniki frekwencyjne!
Cicha noc, reż. Piotr Domalewski
Kolejny debiutant! Opis fabuły sugeruje inspiracje twórczością Wojciecha Smarzowskiego, a jest to – nikt raczej nie będzie miał wątpliwości – znakomita rekomendacja. Nie tylko obecność alkoholu, która ma być kołem zamachowym akcji, zdradza podobieństwa, ale również obecność za kamerą stałego operatora autora „Domu złego” – Piotra Sobocińskiego jr. – oraz zaangażowanie w roli kompozytora Wacława Zimpla, oferującego podobną wrażliwość muzyczną jak Mikołaj Trzaska.
Człowiek z magicznym pudełkiem, reż. Bodo Kox
Po obiecującym debiucie – „Dziewczynie z szafy” – Kox musi udowodnić swój talent. Opis fabuły jest więcej niż intrygujący – obiecuje podróże w czasie, futurologię i romans. Czy uda się młodemu twórcy utrzymać to wszystko w ryzach? Trochę się boję, że skłonność do rozbuchanych fabuł jest spadkiem po niezależnej przeszłości tego reżysera, a to niekoniecznie musi zwiastować dobre kino. Obym się jednak mylił!
Dzikie róże, reż. Anna Jadowska
Uważam za nieporozumienie fakt, że „Dzikie róże” nie znalazły się wśród filmów zakwalifikowanych do konkursu głównego – bo w pełni na to zasługują i byłyby tytułem wręcz wyróżniającym się na tle pozostałej stawki. Miejsce dla niego znalazło się tylko w konkursie „Inne spojrzenie”. To znakomicie, niezwykle konsekwentnie i przemyślanie opowiedziana historia młodej kobiety mierzącej się z problemami związanymi z życiem na prowincji i macierzyństwem. Więcej o filmie pisałem w relacji z Nowych Horyzontów.
Photon, reż. Norman Leto
Kompletny odlot – zapewniam, że coś czego w kinie jeszcze nigdy nie widzieliście, a zdecydowanie powinniście! Gdyby Terrence Malick był biologiem molekularnym to zamiast „Drzewa życia” nakręciłby „Photon”. Leto miał takie same ambicje jak Amerykanin – opowiedzieć o historii wszechświata i życia od jego powstania, aż po kres – lecz odwrócił perspektywę i zamiast od boskiego tchnienia rozpoczął od wielkiego wybuchu i bozonu Higgsa. „Photon” to jedyna w swoim rodzaju filmowa historia wszystkiego, opowiedziana z punktu widzenia atomów, sił grawitacyjnych i helis DNA. Więcej o filmie pisałem w relacji z Nowych Horyzontów.
Pomiędzy słowami, reż. Urszula Antoniak
Pierwszy polskojęzyczny film Urszuli Antoniak, opowiadający o problemach z tożsamością we współczesnej Europie. W rolach głównych występują Jakub Gierszał i Andrzej Chyra, grający odpowiednio syna i ojca. Już choćby dla tej aktorskiej konfrontacji warto film zobaczyć – ale oczywiście nie tylko. Antoniak jest rozpoznawalną europejską reżyserką, która kilka lat temu podbiła światowe festiwale znakomitym „Code Blue”. Miejmy nadzieję, że tym tytułem powtórzy swój sukces.
Ptaki śpiewają w Kigali, reż. Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze
Ostatni film Krzysztofa Krauze okazał się znakomitym zwieńczeniem jego fantastycznej kariery. Nie tylko podejmuje niezwykle ważny i trudny temat, ale robi to w wyjątkowo przemyślany i konsekwentny sposób. To przykład kina w najlepszym wydaniu, bo wykorzystującego do snucia fabuły środki czysto filmowe. Więcej o tym filmie pisałem w relacji z festiwalu Nowe Horyzonty.
Twój Vincent, reż. Dorota Kobiela, Hugh Welchman
Film z ambicjami zapisania się w historii kina i stania światową sensacją. Ma na to bardzo dobre papiery, choć daleko mu do doskonałości w warstwie artystycznej. „Twój Vincent” jest pierwszą pełnometrażową animacją stworzoną za pomocą techniki malarskiej i opowiada w formie kryminału o życiu i śmierci Vincenta van Gogha. Więcej o filmie pisałem w relacji z festiwalu Nowe Horyzonty.
Wieża. Jasny dzień, reż. Jagoda Szelc
Film, na który czekam najbardziej. Typowany na podobne objawienie jak zeszłoroczna „Ostatnia rodzina”, a to już wystarczająca rekomendacja. Streszczenie fabuły sugeruje seans pełen traum, mroku i tajemnic. Formalnie ponoć blisko mu do najlepszych dokonań współczesnej niezależnej sceny północnoamerykańskiej. Nieoczywisty, niepokojący zwiastun tylko wzmaga apetyt. Miejmy nadzieję, że właśnie rodzi się na naszych oczach nowa reżyserska gwiazda polskiego kina.
Zgoda, reż. Maciej Sobieszczański
Film historyczny, którego akcja rozgrywa się na Śląsku zaraz po zakończeniu wojny. Sobieszczański angażuje gatunek romansu do opowiedzenia o zbrodniach rodzącego się na polskich ziemiach systemu komunistycznego. Potrzebujemy dobrego, mądrego i niejednoznacznego kina opowiadającego o naszej historii, więc tym bardziej warto wypatrywać tego tytułu – jego reżyser, współtwórca udanego „Performera”, wydaje się gwarantem wysokiego poziomu. Tym bardziej, że film zdołał już zaliczyć kilka ważnych światowych festiwali – z Locarno i Montrealem na czele.
Komentarze (0)