MFF T-Mobile Nowe Horyzonty #6 – Obce ciała

Szóstego dnia festiwalu najważniejszym pokazem była zdecydowanie premiera długo oczekiwanego filmu Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze „Ptaki śpiewają w Kigali”. Jednak nie tylko ten film zwrócił moją uwagę. Wysokiemu poziomowy artystycznemu filmu o rwandyjskim ludobójstwie dorównało dzieło ulubieńca nowohoryzontowej publiczności – Sebastiana Lelio, czyli „Fantastyczna kobieta”. Dzień uzupełniły dwa filmy, które w podobnie minimalistyczny sposób starały się bawić konwencją kina gatunków.

Fantastyczna kobieta, reż. Sebastian Lelio

Film Czilijczyka jest bardzo delikatnie nakreślonym portretem kobiety walczącej o godność. Partner Mariny niespodziewanie słabnie i spada ze schodów. Kobieta jak najszybciej zawozi go do szpitala, ale mino niezwłocznej pomocy, mężczyzna umiera. Bohaterka nie będzie mogła jednak ani zorganizować partnerowi pogrzebu, ani nawet uczestniczyć w obrządkach żałobnych i odpowiednio pożegnać się z nim. Kwestią organizacji zajmują się członkowie jego rodziny – brat, syn i była żona. Młoda kobieta jest przez nich wyjątkowo niemiło widziana. Powodem wrogości nie jest jednak spora różnica wieku, która dzieliła ją od ukochanego. Członkowie rodziny bez pardonu obrzucają ją inwektywami. Była żona mówi jej wprost, że w ich związku dostrzegała tylko perwersję, a ona sama jest dla niej ohydną hybrydą – w domyśle: ani kobietą, ani mężczyzną. Przedstawiona przez Lelio chilijska rzeczywistość jest wyjątkowo nieprzychylnie nastawiona do tego, czego nie zna, co odbiega od jasno ustalonej normy. Jest przesiąknięta latynoską kulturą macho, gdzie zmieniający płeć mężczyzna zawsze będzie postrzegany jak „umalowany pedał”. Marina jest transseksualistą, która zakochała się z wzajemnością w mężczyźnie – na tym polega cała jej „wina”, która przełożyła się w społeczne piętno. Lelio towarzyszy bohaterce w kolejnych sesjach upokorzeń, przez które musi przejść, by zawalczyć o własną godność, zawartą w prawie do żałoby po zmarłym partnerze. Wielką zaletą „Fantastycznej kobiety” jest jej wrażliwość – również wizualna – minimalizm oraz wyciszone skupienie na bohaterce, którą targają wielkie emocje, ale nie zostają one przedstawione w filmie wprost. Kolejny raz okazuje się, że im prościej, ciszej i delikatniej, tym sugestywniej i bardziej poruszająco.

Ocena: 7/10

Ptaki śpiewają w Kigali, reż. Krzysztof Krauze i Joanna Kos-Krauze

Film małżeństwa Krauze ma ambicje oddania za pomocą kolorów, kadrowania, dźwięków i relacji międzyludzkich doświadczenia traumy. Dwie bohaterki – polska ornitolog i Rwandyjka – uciekają z kraju ogarniętego ludobójstwem do Polski. Ocalenie nie oznacza jednak szczęścia. Krauzowie skupiają się na biurokracji, zawiłościach prawa uchodźczego, problemach, które spotykają młodą Rwandyjkę z uzyskaniem azylu i prawa stałego pobytu. Jednak w równym stopniu, a może przede wszystkim, starają się oddać stany emocjonalne dwóch straumatyzowanych kobiet. Nie snują spójnej opowieści, raczej operują plamami wizualnymi, które stają się ekwiwalentem uczuć bohaterek. Dominują zimne błękity i szarości, kamera fragmentaryzuje rzeczywistość, przedstawia ją z nietypowych punktów widzenia, rozmazuje, subiektywizuje, by w ten sposób pokazać zdeformowaną perspektywę kobiet, pogrążonych w depresji. Twórcy prawie nie pokazują samego ludobójstwie, wolą oddawać jego grozę poprzez skupieniu się na efekcie emocjonalnym, wywołanym na tych, którym udało się przeżyć. W żadnym razie twórcy nie mieli zamiaru poddawać widzom uczuciowemu terrorowi, raczej starali się ich zmrozić depresyjnym stanem bohaterek i w ten sposób dać wgląd w autentyczny wymiar tragedii. Nie opowiadają o niej wprost, Recz szukają artystycznego ekwiwalentu, by bez zbędnych słów, reprodukowania drastycznych wydarzeń oddać jak najbardziej realistycznie piętno, jakie odcisnęły na bohaterkach dramatyczne wydarzenia z Rwandy. Nie idzie na skróty, nie podbija emocjonalnego bębenka, nie skupia się na bohaterach, z którymi łatwo byłoby współodczuwać. Jej bohaterki są dla siebie oziębłe obojętnością, momentami wręcz agresywnie wrogie. Jednak ich oschłość również jest wynikiem przeżytej tragedii – praktycznie każdy zabieg filmowy ma jasny cel: ma być ekwiwalentem depresji, która z kolei staje się portalem do zrozumienia tego, co wydarzyło się w Rwandzie. „Ptaki śpiewają w Kigali” to film spełniony, przemyślany w najdrobniejszym szczególe, a przy tym lodowaty i nieprzystępny – celowo nieprzyjemny i odrzucający. Nie chce wzbudzać łatwego szoku, ani automatycznie wymuszonego współczucia – dlatego jest szczery i skupiony na tym, co najważniejsze. Czyli na niemożliwej do opisania i przedstawienia tragedii, której ofiarami nie byli tylko ci, którzy jej nie przeżyli.

Ocena: 7/10

Piękny kraj, reż. Francis Lee

Kino queerowe powoli wychodzi z etapu opowiadaniu o homoseksualizmie z perspektywy odkrywania własnej tożsamości i konfrontacji odmienności ze społecznymi normami. „Piękny kraj” mówi o tych kwestiach w sposób marginalny, w zamian sięga po schemat klasycznego melodramatu, zaadaptowanego do historii o surowych hodowcach owiec, gdzieś na północy Wielkiej Brytanii. Twórca maksymalnie uprościł i oczyścił klasyczną formułę gatunku, by przybliżyć ją do wrażliwości twardej, surowej i nieprzystępnej rzeczywistości angielskiej wsi. Bo choć to faktycznie piękny kraj, to żyją w nim ludzie twardzi i o wyjątkowo hardych sercach. „Piękny kraj” jest lekcją delikatności – pokazuje jakie płyną z niej korzyści i dlaczego jest taka ważna w życiu każdego człowieka. Lee opowiada o tym poprzez historię miłosną wulgarnego, twardego typka, który niespodziewanie zakochuje się w nowym pracowniku farmy. Nie ma tu mowy o odkrywaniu swojej tożsamości płciowej – Johnny już od dawna wie, że jest gejem. W zamian Lee opowiada o odkrywaniu skrywanej pod wyjątkowo grubą skórą delikatności. „Piękny kraj” jest filmem tak prostym, jak życie, które toczą jego bohaterowie. Angielski reżyser świetnie ograł tę prostotę, ograniczając ilość bohaterów, scenografię i zwroty akcji oraz korzystając z najbardziej klasycznego, uproszczonego schematu melodramatu. Jednak warstwa gatunkowa zostaje w tym wypadku zasłonięta wrażliwością, która rodzi się w twardym sercu brutala.

Ocena: 6/10

Zanim znikniemy, reż. Kiyohi Kurosawa

Akcja filmu Kurosawy rozgrywa się na kilka dni przed inwazją obcych, która ma doprowadzić do ostatecznej anihilacji ludzkości. Zaczyna się bardzo niewinnie, od dziwnego zachowania trójki Japończyków, którzy nagle zaczynają twierdzić, że są kosmitami i planują zgładzić Ziemię. Kurosawa w skali prawie jeden do jeden odtwarza stary pomysł Dona Siegla z „Inwazji porywaczy ciał”. Trzeba przyznać, że to znakomity patent na stworzenie filmu science-fiction bez wielkiego budżetu. Wszystko rozgrywa się w sferze domysłów Iza sprawom ciał jak najbardziej ludzkich aktorów – nie trzeba inwestować środków w efekty specjalne, ani kostiumy. Kurosawa bawi się różnymi gatunkami, mieszając sci-fi z horrorem, kinem akcji i w głównej mierze komedią. Bo „Zanim znikniemy” jest filmem celowo niedorzecznym, nastawionym na dostarczanie rozrywki szczególnie tym, którzy potrafią rozkoszować się groszową popkulturą, reprodukującą do upadłego dobrze znane motywy. Trzeba przyznać, że mimo celowego mielenia najróżniejszych przejawów kultury popularnej, Kurosawa miał oryginalny pomysł na przerobienie starego pomysłu Siegla. Otóż obcy, którzy przejęli ciała przypadkowych ludzi, pojawili się na Ziemi w jasno określonym celu – mają nauczyć się jak najwięcej o ludzkiej kulturze. Są pewnego rodzaju kulturowymi wampirami, wysysającymi z ludzi znaczenia konkretnych słów, a raczej norm kulturowych, regulujących życie społeczne i umożliwiających zrozumienie ludzkiego gatunku. Za każdym razem, gdy ktoś ich nauczy znaczenia jakiejś kategorii, samemu traci o nim pojęcie. Dzięki temu pomysłowi, Kurosawa nie tylko zabawił się, ku uciesze publiki, z konwencją, ale również przeprowadził wiwisekcję natury ludzkiej i pokusił się o zdefiniowanie istoty tego, co nazywamy człowieczeństwem. „Zanim znikniemy” w prześmiewczy i autoironiczny sposób potrafi zarazem bawić, jak i zmusić do refleksji – co z tego, że może nie najambitniejszej.

Ocena: 5/10