Już na samym początku roku zostaniemy zaatakowani wieloma niezwykle ciekawymi filmami. Powoli rozpoczyna się sezon oscarowy, więc na pierwszy plan wysuwają się tytuły, które w tym roku stanowią grupę faworytów do zdobycia złotych statuetek. Ale nie zabraknie również kilku filmowych zaległości ze zeszłorocznych światowych festiwali, wśród nich znalazł się zdobywca Złotego Niedźwiedzia w Berlinie, oraz kilku wyjątkowo atrakcyjnych tytułów rodzimej produkcji. Będzie coś do pośmiania, pochlipania i wzburzenia. Innymi słowy – każdy znajdzie coś dla siebie!
I tak cię kocham, reż. Michael Showalter, 5.01
Struktura romcomu jest w tym przypadku jedynie formą, która w mistrzowski sposób została zaanektowana po to, by opowiedzieć o znacznie poważniejszych rzeczach niż romanse. Oczywiście miłość jest tu kluczowa, lecz przeszkody dzielące kochanków posiadają swoje solidne zakorzenienie w realiach współczesnych Stanów Zjednoczonych. Więcej o filmie pisałem w relacji z American Film Festival.
Gra o wszystko, reż. Aaron Sorkin, 5.01
Reżyserski debiut jednego z najbardziej cenionych hollywoodzkich scenarzystów, twórcy „The Social Network”, „Moneyball” czy „Steve’a Jobsa”. Tym razem opowiada, jak głosi zwiastun, „nieprawdopodobnie prawdziwą historię” o kobiecie, która stworzyła największą w USA sieć nielegalnych kasyn. W roli głównej – Jessica Chastain, a sekundują jej m. in. Idris Elba i Kevin Costner. Miejmy nadzieję, że Sorkin okaże się równie utalentowanym reżyserem, co scenarzystą i że najciekawszy ze swoich tekstów zostawił dla siebie.
Pomniejszenie, reż. Alexander Payne, 12.01
Film bazuje na znakomitym koncepcie. Payne stawia bowiem pytanie: „A co by było, gdyby odkryto sposób na całkowicie bezpieczne zmniejszanie ludzi?”. Zawiera ono potencjał na stworzenie kina czysto gatunkowego, ale również politycznego, społecznego, obyczajowego, a nawet romansu. Payne najwyraźniej był świadomy chłonności swojego pomysłu i postanowił wrzucić do swojego filmu-worka wszystko, co przychodziło mu do głowy: jest w tym więc i komedia, i dramat, i science-fiction, i satyra polityczna. To bogactwo wątków, konwencji i pomysłów rozbuchało projekt do nieprzyzwoitych rozmiarów. Aż chciałoby się poddać fabułę takiej samej procedurze pomniejszenia, z jakiej korzystają bohaterowie. Więcej o filmie pisałem w relacji z American Film Festival.
Cudowny chłopak, reż. Stephen Chbosky, 19.01
Przygotujcie paczki chusteczek, szykuje się seans pełen wzruszeń, ale również pozytywnej siły, przywracającej wiarę w ludzką życzliwość. Tytułowy chłopiec ma zdeformowaną twarz, co automatycznie robi z niego szkolnego wyrzutka. Chłopak musi się więc zmierzyć z nieprzyjaznymi okolicznościami, ale również zaakceptować siebie. W głównej roli znany z „Pokoju” Jacob Tremblay.
Atak paniki, reż. Paweł Maślona, 19.01
Zaczyna się od samobójczego strzału w głowę. Krew chlusta, a mózg powoli ścieka po ścianie, co z upodobaniem śledzi kamera. Właśnie w ten obrazoburczy, wręcz oburzający sposób rozpoczyna się najśmieszniejsza i najlepsza polska komedia od lat! A dalej jest tylko mocniej, choć już znacznie, znacznie śmieszniej. Debiutant udowodnił, że da się opowiadać o naprawdę poważnych sprawach niepoważnym językiem, nie popadając przy tym w dodatku w śmieszność. Więcej o filmie pisałem w relacji z Festiwalu w Gdyni.
Tamte dni, tamte noce, reż. Luca Guadagnino, 26.01
Guadagnino ponownie zabrał nas do Włoch na wakacje – znowu kusi atrakcyjnymi ciałami, buduje erotyczne napięcie i wciąga w grę pożądania. Jednak tym razem całkowicie eliminuje ze swojej historii jakąkolwiek wulgarność, gwiazdorski blichtr czy fabularne atrakcje w postaci trupów w basenie, jak to miało miejsce w „Nienasyconych”. „Tamte dni, tamte noce” to czysta zmysłowość, młodzieńcze pożądanie, słońce, smaki, zapachy i niekończące się wakacyjne kąpiele w okolicznych rzekach i jeziorach. Film Guadagnino jest intensywny jak wspomnienie niezapomnianego, wyjątkowego czasu z przeszłości, może z czasów młodości, gdy wszystko przeżywało się bardziej. Nie bez powodu czas akcji nie został umieszczony we współczesności, lecz we wczesnych latach 80. Więcej o filmie pisałem w relacji z American Film Festival.
Wszystkie pieniądze świata, reż. Ridley Scott, 26.01
O tym filmie było głośno na długo przed kinową premierą, bowiem Ridley Scott już po nakręceniu całego materiału, a nawet po wypuszczeniu zwiastuna, postanowił od nowa stworzyć wszystkie sceny, w których pojawiła się postać grana przez Kevina Spacey’a. W nowej wersji zastąpił go Christopher Plummer, a całe to zamieszanie miało oczywiście związek z falą oskarżeń o molestowanie seksualne skierowaną w stronę Spaceya. Ale to nie jedyny powód, by zainteresować się tym tytułem. Scott to wciąż znakomity fachowiec i każdy kolejny jego film, o ile nie rozgrywa się w uniwersum „Obcego”, ma szanse na powodzenie. Sensacyjna fabuła napisana przez samo życie nie tylko dostarcza emocji, ale również stanowi współczesny moralitet o zgubnym wpływie chciwości.
Czas mroku, reż. Joe Wright, 26.01
Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko kolejny film historyczny, odgrzewający te same opowieści o niegdysiejszych politykach i wadze ich decyzji – tym razem padło na Winstona Churchilla. I pewnie mógłby mieć racje, gdyby nie fakt, że w rolę premiera Wielkiej Brytanii wcielił się Gary Oldman, tworząc ponoć wybitną kreację. Ale „Czas mroku” to nie tylko występ jednego aktora, lecz również imponująca praca scenografów i kostiumologów, jak również, koniec końców, pasjonująca opowieść z wielką historią w tle. Mam nadzieję, że film choć zbliży się do poziomu innego powstałego w ostatnim czasie dzieła, opowiadającego o wydarzeniach w Dunkierce.
Dusza i ciało, reż. Ildiko Enyedi, 26.01
Para jeleni przechadza się majestatycznie w zimowej, leśnej scenerii. Tym nietypowym obrazem rozpoczyna się film Węgierki. Chwilę później zostaje on skonfrontowany z rzeczywistością ubojni krów. Twórczyni nie oszczędziła nam widoku odkrajanych głów zwierząt i wszędobylskiej, świeżej krwi. Na pograniczu tych dwóch przestrzeni – łagodności lasu i bezwzględności rzeźni, natury i kultury, zwierzęcości i człowieczeństwa – rozgrywa się niezwykle nietypowa historia miłosna. Więcej o filmie pisałem w relacji z Berlinale.
Najlepsze polskie 30’: Najpiękniejsze fajerwerki ever, reż. Aleksandra Terpińska, 60 kilo niczego, reż. Piotr Domalewski, Amerykański sen, reż. Marek Skrzecz, 26.01
Niebywałe wydarzenie dla polskich kin. Wyjątkowo rzadko rodzimi dystrybutorzy decydują się na połączenie kilku filmów krótkometrażowych w jedną całość i wrzucenie ich do oficjalnego obiegu. Na taki manewr zdecydowało się M2 Films, wybierając trzy, najciekawsze ich zdaniem, krótkie fabuły powstałe w ostatnim czasie w Studiu Munka. Faktycznie, dokonany wybór wydaje się słuszny. Pokazywane w Cannes „Najpiękniejsze fajerwerki ever” są bodaj najgłośniejszą polską krótkometrażówką zeszłego roku, „60 kilo niczego” wyreżyserował nie kto inny jak sam autor głośnej „Cichej nocy”, a „Amerykański sen” może pochwalić się nagrodą publiczności Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Bardzo rzadko można zobaczyć poza obiegiem festiwalowym to, co dzieje się w polskim krótkim kinie, więc koniecznie skorzystajcie z tej szansy. A dodatkowo warto pokazać dystrybutorom, że publiczność chce oglądać również tę część rodzimej kinematografii. Że warto – jestem pewien.
Komentarze (0)