7 filmów Festiwalu Filmowego w Gdyni, na które czekam najbardziej

To może być jeden z najlepszych konkursów festiwalu w Gdyni od lat, jeżeli nie najlepszy od 1989 roku. Wystarczy spojrzeć choćby na listę filmów, które gościły już na naszych ekranach. Znalazły się na niej wciągający, nieoczywisty i wysmakowany wizualnie „Czerwony pająk”, odświeżający „Kamper”, przyzwoicie realizujący gatunkowe wyznaczniki „Na granicy”, znacznie wybijająca się na tle innych rodzimych komedii romantycznych „Planeta singli” i ocierające się o wybitność, nagrodzone na Berlinale „Zjednoczone Stany Miłości”. Już obecność tych tytułów gwarantowałaby wysoki poziom wyścigu o Złote Lwy, a to przecież jedynie przedsmak tego, co będzie można zobaczyć w Gdyni.

Chciałem początkowo przygotować listę „5 filmów, na które czekam najbardziej”, ale trudno było mi zrezygnować z niektórych tytułów, więc wybrałem aż 7. Poniższe zestawienie absolutnie nie wyczerpuje mojej festiwalowej listy must-see, ale właśnie po tych filmach spodziewam się najwięcej. A głosy dobiegające z różnych stron przekonują, że raczej nie powinienem się zawieść. Oto 7 filmów 41. edycji Festiwalu Filmowego w Gdyni, na które czekam z największą niecierpliwością (kolejność przypadkowa):

krolewicz-olch

Królewicz Olch, reż. Kuba Czekaj

Kariera Kuby Czekaja rozwija się w sposób wręcz wzorcowy. Oryginalne, doceniane na całym świecie krótkie metraże zwiastowały wielki talent i nieprzeciętną autorską osobowość. Debiutanckie „Baby Bamp” spełniło wysokie oczekiwania. Jednych zaszokowało odwagą ocierającą się o wulgarność, a innych zachwyciło bezkompromisowością i skłonnością do eksperymentowania. „Królewicz Olch” wydaje się przemyślanym krokiem naprzód. Nawiązuje do podobnych problemów, które Czekaj podejmuje z filmu na film, ale nie powtarza tych samych chwytów formalnych. Przy teledyskowym i mimo wszystko przebojowym „Baby Bamp”, zwiastun „Królewicza Olch” wypada równie intrygująco w warstwie wizualnej, ale o wiele mroczniej i poważniej. Wierzę, że właśnie ten film okaże się największym przebojem całego festiwalu.

jestem-morderca

Jestem mordercą, reż. Maciej Pieprzyca

Film opowiada historię zbliżoną do „Czerwonego Pająka” – również koncentruje się na seryjnym mordercy z okresu PRL-u. Tym razem jednak nie przedstawia jej z punktu widzenia mordercy, lecz śledczego, który nie tylko musi odnaleźć sprawcę, lecz zostaje wplątany w grę polityczną na szczytach władzy. Koncept nawiązuje do głośnej sprawy z lat 70. i intryguje swoją złożonością. Będzie o PRL-u, polityce, manipulacji, ale również nie zabraknie w nim gatunkowego nerwu. Chciałbym, by „Jestem mordercą” choć zbliżyło się do poziomu filmu Marcina Koszałki.

zacma

Zaćma, reż. Ryszard Bugajski

Czy „Zaćma” stanie się odpowiedzią na „Idę”? Raczej nie dorówna jej artystycznie, ale być może opowie historię nie mniej przejmującą. Główną bohaterką jest „Krwawa Luna” – stalinowska pułkownik znana ze szczególnego okrucieństwa, która pod koniec życia przeszła nawrócenie i związała się z katolickim środowiskiem z ośrodka w Laskach. Chodzą pogłoski, że wcielająca się w główną rolę Maria Mamona stworzyła kreację wybitną. Warto więc czekać choćby z tego powodu.

powidoki

Powidoki, reż. Andrzej Wajda

Filmów Wajdy nie trzeba reklamować. Nawet umiarkowani entuzjaści twórczości Mistrza nie mogą przejść obojętnie obok każdego nowego jego filmu. Tym bardziej, gdy Wajda opowiada historię szczególnie jemu bliską, a zarazem nawiązującą do życia i twórczości wybitnego polskiego malarza – Władysława Strzemińskiego. „Powidoki” mogą wybrzmieć szczególnie doniośle na festiwalu, wokół którego rozgorzała dyskusja, zahaczająca o problemy autonomii i polityczności sztuki.

Ostatnia-rodzina

Ostatnia rodzina, reż. Jan P. Matuszyński

Chyba najbardziej oczekiwany tytuł festiwalu. Film został nagrodzony w Locarno, zbiera na całym świecie znakomite recenzje, ci, którzy widzieli, nazywają wybitnym, a kolejne zwiastuny zaostrzają apetyty. Już sami bohaterowie filmu – rodzina Beksińskich – stanowi znakomity temat sam w sobie, który wręcz domagał się sfilmowania. Wspaniale, że doczekał się realizacji powszechnie chwalonej. Jeszcze lepiej, że dokonał tego nieznany szerszej widowni debiutant, któremu już wróży się wielką, międzynarodową karierę.

plac-zabaw

Plac zabaw, reż. Bartosz M. Kowalski

Kolejny film debiutanta, o którym, w przeciwieństwie do „Ostatniej rodziny” nie wiadomo zbyt wiele. Niemniej jego obecność na odbywającym się równolegle z gdyńską imprezą festiwalu w San Sebastian każe widzieć w nim dzieło co najmniej obiecujące. Takim też zaprezentował się w swoim pierwszym zwiastunie. Również podjęty temat – dziecięcej przemocy – wydaje się szczególnie interesujący i wciąż zbyt mało rozpoznany na gruncie nie tylko rodzimej kinematografii.

wolyn

Wołyń, reż. Wojciech Smarzowski  

Obok „Ostatniej rodziny” bez wątpienia najbardziej oczekiwany film festiwalu. Już podjęty temat wzbudza kontrowersje i podnosi temperaturę dyskusji. Znając zamiłowanie Smarzowskiego do kina bezkompromisowego, mocnego i szczególnie szokującego, możemy spodziewać się wyjątkowo trudnego i nieprzyjemnego seansu. To nie znaczy, że nie okaże się on wyjątkowo potrzebny i ożywczy. Smarzowski mówi, że chciałby, by jego film stał się mostem, a nie murem dla kontaktów polsko-ukraińskich oraz wzajemnego zrozumienia i wybaczenia. Miejmy nadzieję, że tak się stanie, a film okaże się dziełem nie tylko potrzebnym, ale również artystycznie spełnionym.