Tętno kina: Kwiecień

Pojedynki superbohaterów, kosmici, spin-offy, nastoletnie dziewczyny uprawiające seks, ekranizacja powieści Ballarda, aktorska wersja Disneyowskiego klasyka i wiele, wiele więcej. To wszystko czeka na kinomanów w kwietniu. Po nieprzekonującym marcu, wiosna nieodwołalnie zagościła w polskich kinach!

Nie tylko superbohaterowie

Na początku miesiąca kinami zatrząsł pojedynek Batmana i Supermana. „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” okazał się dziełem tak kontrowersyjnym, że przy okazji premiery głównie mówiło się o rozdźwięku, jaki zapanował między krytykami i publicznością. Recenzenci najchętniej wyrzuciliby film na śmietnik historii kina, a światowa widownia rzetelnie pracuje nad tym, by o dziele Zacka Snydera długo nie zapomniano. Kto ma rację w tym sporze? Pisałem o tym w oddzielnej recenzji. Wszystkich, którzy zastanawiają się, czy wybrać się do kina, zachęcam do jej przeczytania. Zaoszczędzicie swój czas i pieniądze!

W tym miesiącu w kinach znajdziecie więcej nieźle zapowiadających się filmów akcji. „Hardcore Henry” Ilyi Naishullera zapowiadany jest jako przełom w kinematografii, co jest oczywistą przesadą. Pierwszoosobowa kamera symulująca doświadczenia graczy gier komputerowych, nie jest aż tak wielką nowością. Zwiastun zapowiada przede wszystkim ciągłą i niepohamowaną rozwałkę. Ci, którzy się skuszą muszą być przygotowani na galopującą akcję i upajanie się „nowatorskim” pomysłem pierwszoosobowej narracji. Ale, kto wie, może warto?

"Hardcore Henry", reż. Ilya Naishuller

„Hardcore Henry”, reż. Ilya Naishuller

Fani wysokobudżetowych hollywoodzkich produkcji zapewne nie przepuszczą „Piątej fali” J Blackesona, który jakiś czas temu ujawnił swój nieprzeciętny talent w „Uprowadzonej Alice Creed”. Tym razem dostał ogromny budżet i poczytną powieść o kosmitach próbujących oczyścić Ziemię z ludzi. Czy reżyser poradził sobie z tak dużym przedsięwzięciem, a grająca główną bohaterka Chloë Grace Moretz powstrzyma kosmicznych najeźdźców?

Klasykiem kina gatunkowego są westerny, które ostatnio wracają do łask. Na fali odrodzenia tej konwencji powstał „Bone Tomahawk” S. Craiga Zahlera z Kurtem Russellem w roli głównej. Zapowiada się mrocznie i brutalnie. Mam nadzieję, że choć zbliży się poziomem do zeszłorocznego westernu „Slow West”. Zwiastun daje na to nadzieje.

"Cloverfield Lane 10", reż. Dan Trachtenberg

„Cloverfield Lane 10”, reż. Dan Trachtenberg

Wśród filmów gatunkowych moim faworytem w tym miesiącu jest bezapelacyjnie „Cloverfield Lane 10” Dana Trachtenberga, czyli spin-off znakomitego „Projekt: Monster”, nad którym pieczę sprawował J. J. Abrams. Po wypadku młoda dziewczyna budzi się w piwnicy nieznajomego mężczyzny, który próbuje ją przekonać, że na zewnątrz grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo z powodu ataku chemicznego. Prawda, że brzmi intrygująco? Gdy dodam, że akcja filmu rozgrywa się w świecie wykreowanym w „Projekcie: Monster” to „Cloverfield Lane 10” jawi się jako najciekawiej zapowiadająca się premiera tego półrocza. Ja czekam z niecierpliwością, tym bardziej, że dzieło Trachtenberga zdążyło już pozbierać znakomite recenzje!

Amerykański underground

Kino amerykańskie to oczywiście nie tylko Hollywood. Wiele ciekawego, a może nawet ciekawszego niż na wzgórzach LA, dzieje się w małych firmach producenckich. W tym miesiącu polscy dystrybutorzy postanowili udostępnić szerokiej publiczności aż cztery przeboje, które można było oglądać podczas zeszłorocznego American Film Festival. Wszystkie – „Dope” Ricky’ego Famuyiwy, „Wyznania nastolatki” Marielle Heller, „Babcię” Paula Weitza i „Opiekuna” Michela Franco – miałem okazję już zobaczyć. Trzy pierwsze szczerzę polecam. O ich wartości niech zaświadczy dodatkowo fakt, że film Franco, który otrzymał nagrodę za scenariusz na zeszłorocznym festiwalu w Cannes, wypadł na ich tle niezwykle blado.

„Dope” to przesycona latami 90. opowieść rozprawiająca się ze stereotypami w rytm odlschoolowego hip-hopu. Twórca żongluje schematami, gatunkami i znakomicie bawi się kinem ku uciesze widzów. To kolorowa bomba, która rozsadzi wasze przepony i pozwoli z nowego punktu widzenia spojrzeć na rzeczywistość. Gwarantuję!

"Dope", reż. Rick Famuyiwa

„Dope”, reż. Rick Famuyiwa

Równie przebojowe są „Wyznania nastolatki” o pierwszych doświadczeniach z seksem młodej dziewczyny, która za swój erotyczny przedmiot pożądania wzięła nieodpowiedniego mężczyznę. Bezpruderyjny, odważny i zaskakująco mądry. Również must-see!

„Babka” natomiast jest filmem bardziej stonowanym i klasycznym w formie, ale pod tym naskórkiem skrywa niemniejszy rewolucyjny potencjał. Hipiska na emeryturze musi zaopiekować się wnuczką, która właśnie zaszła w ciąże. Niestandardowy film familijny, niezwykle ciekawym w kontekście aborcyjnej debaty, z którą mamy aktualnie do czynienia w Polsce.

"Wyznania nastolatki", reż. Marielle Heller

„Wyznania nastolatki”, reż. Marielle Heller

Jak wspomniałem, najsłabiej z tych czterech filmów wypadł „Opiekun”, którego największą wadą jest… scenariusz. Nie wierzycie? Najlepiej przekonajcie się sami, wybierając się do kin. Film podejmuje podobny temat do tego, o którym opowiedziała Urszula Antoniak w „Code Blue”, czyli eutanazji dokonywanej na nieświadomych pacjentach. Różnica między tymi filmami jest taka, że film franco nie wzbudza żadnych emocji.

Baśnie, bajki i bajeczki

W kwietniu nie zabraknie propozycji dla nieco młodszych widzów. W pierwszy weekend miesiąca zadebiutowała trzecia część przygód sympatycznej pandy praktykującej wschodnie sztuki walki, czyli „Kung Fu Panda 3”. W tej części Po spotyka swojego biologicznego ojca i musi zmierzyć się z nowym wrogiem. Fanów wcześniejszych części raczej nie trzeba przekonywać do pójścia do kin.

Potencjalnym hitem może być „Łowca i Królowa Lodu”, czyli swoisty prequel „Królewny Śnieżki” opowiadający o matce królewny konfrontującej się ze zła królową. Gwiazdorska obsada i agresywna akcja marketingowa z pewnością ściągną do kin sporą widownię. Dla mnie film jest dowodem na wyczerpanie panujące od dłuższego czasu w Hollywoodzie, który wciąż rozwija znane już światy, zamiast kreować nowe. To już nie jest fabryka snów, a sequeli.

"Księga dżungli", reż. Jon Favreau

„Księga dżungli”, reż. Jon Favreau

Podobnie nieprzekonujący jest dla mnie koncept produkowania filmów aktorskich na podstawie animowanych pierwowzorów. Taki los spotkał „Księgę dżungli”, której nową wersję wyreżyserował Jon Favreau. Był już „Kopciuszek”, czas więc na Mowgliego. Trzeba przyznać Disneyowi, że do swoich produkcji zatrudnia ciekawych reżyserów. W przypadku „Kopciuszka” był nim Kenneth Branagh, a „Księgę dżungli” wyreżyserował ciekawie zapowiadający się twórca „Szefa”. Być może w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Na fali sentymentu prędzej skuszę się na tego typu powtórkę z rozrywki, niż na film żerujący na skądinąd  znanym baśniowym uniwersum.

Do kin wejdą również dwie animacje: „Ratchet i Clank” i „Phantom Boy”. Pierwszy z nich jest filmową adaptacją popularnej gry komputerowej rozgrywającej się gdzieś w dalekim kosmosie. Drugi natomiast stworzyli twórcy odpowiedzialni za „Kota w Paryżu”. Tym razem opowiadają o przygodach chłopca posiadającego niesamowite umiejętności. Zapowiada się ciekawa wariacja na temat kina superbohaterskiego. Jednak miejsce cyfrowych efektów zajęła tu klasyczna, rysunkowa kreska, a amerykański patos został zastąpiony europejską ironią.

Będzie się z czego pośmiać?

Marzec uraczył nas kilkoma komediami wątpliwej jakości, kwiecień również oferuje nam kilka filmów na polepszenie humory. Czy rzeczywiście osiągną swój zamierzony cel i przyprawią nas o uśmiech? Tym razem jest na to większa szansa. Choć punkt wyjścia kontynuacji „Mojego wielkiego greckiego wesela” wydaje się nieco naciągany, to zwiastun daje nadzieje, że będzie z czego się pośmiać. Zapowiada się, że tym razem będzie mniej romantycznie, a bardziej komediowo, ale to raczej nie powinno być problemem.

"Pięćdziesiąt twarzy Blacka", reż. Michael Tiddes

„Pięćdziesiąt twarzy Blacka”, reż. Michael Tiddes

Równie intrygująco rysuje się film z Melissą McCarthy – „Szefowa” Bena Falcone’a, czyli prywatnie męża aktorki i częstego jej partnera na planie filmowym. Opowieść o nieuczciwej bizneswoman, która po wyjściu z więzienia musi rozpocząć wszystko od nowa, wydaje się posiadać komediowy potencjał. Dla fanów talentu McCarthy raczej pozycja obowiązkowa.

Czy może być coś gorszego niż „Pięćdziesiąt twarzy Greya”? Oby nie okazało się, że na przykład jego parodia. „Pięćdziesiąt twarzy Blacka” Michale’a Tiddesa kontynuuje niekoniecznie chlubną tradycję amerykańskich parodii popularnych filmów. Reżyser tego przedsięwzięcia jest znany z podobnego projektu – dwóch części „Domu bardzo nawiedzonego”, który miał dworować z popularnych horrorów. Wyśmianie znanego erotyku nie powinno być trudnym zadaniem – sam w sobie film jest przecież niezamierzenie śmieszny, pytanie czy Tiddes nie ośmieszy samego siebie.

Amerykańskie kino środka

Między tym, co niezależne a wysokobudżetowe znajduje się szeroka przestrzeń wypełniona kinem tak zwanego środka – niekoniecznie korzystającego ze znanych gatunkowych rozwiązań, dalekiego również od arthousowej maniery. Chleb powszedni każdego kinomaniaka. W tym miesiącu reprezentantów tej części światowej kinematografii znalazło się aż czterech: ostatni film Robina Williamsa „Bulwar” Dito Montiela, chrześcijańskie „Bóg nie umarł 2” Harolda Cronka, opowieść o dziennikarskim śledztwie „Niewygodna prawda” Jamesa Vanderbilta i epicka historia brytyjskiej agentki z doborową obsadą i Wernerem Herzogiem za kamerą, czyli „Królowa pustyni”.

"Królowa pustyni", reż. Werner Herzog

„Królowa pustyni”, reż. Werner Herzog

Pierwszy z nim intryguje jedynie z powodu Williamsa, który rolą w tym filmie pożegnał się z kinematografią. Drugi rozbawia już samym tytułem, który sugeruje, że pierwsza część nie była wystarczająco przekonująca. Jedynym powodem, dla którego ktoś chciałby zobaczyć ten film jest Melissa Joan Hart w roli głównej, czyli niezapomniana Sabrina, nastoletnia czarownica. Znacznie ciekawiej prezentują się dwa kolejne tytuły. „Niewygodna prawda” reklamowana jest sloganem: „mocniejsze niż Big Short i Spotlight”. Gdyby tak było, pewnie rywalizowałaby z wymienionymi filmami o Oscary. Jeżeli tak się nie stało, pewnie aż tak dobrze nie jest. Niemniej, polityczna intryga zapowiada się smakowicie. Podobnie jak najnowszy film niemieckiego mistrza. Apetyt niestety zmniejszają fatalne recenzje, jakie film zebrał po festiwalowych pokazach. Cóż, trzeba będzie przekonać się osobiście.

Kino europejskie

W tym miesiącu europejskie kinematografie postanowiły rzucić wyzwanie amerykańskiemu rynkowi i wystawiły liczną, a przy tym bardzo różnorodną reprezentację. Najciekawiej zapowiadają się: „Głośniej od bomb” Joachima Triera, „Pasolini” Abla Ferrary, „Mustang” Deniz Gamze Ergüven i „High-Rise” Bena Wheatleya. Pierwszy z nich wszedł już do kin i niestety nie zrobił najlepszej reklamie europejskiemu kinu. To przykład zapakowanego w arthousowe pozłotko banału. Trier bawi się formą, eksperymentuje z narracją, która nie składa się na przekonujący przekaz. Podobnie jest niestety z „Pasolinim”, który był już pokazywany w Polsce na festiwalach. Biografia tego niezwykłego włoskiego twórcy niestety skupia się na tym, co najbardziej efektowne: wyjmuje kilka cytatów, filmów, myśli, faktów z życia skandalisty i składa w obraz kabotyna, na co Pasolini w żadnym razie nie zasłużył. Inaczej rzecz się ma z „Mustangiem”, również dobrze już znanym w Polsce z licznych festiwali. Turczynka opowiedziała niezwykle aktualną z polskiego punktu widzenia historię zniewolenia kobiet w islamskiej kulturze. Wstrząsający, a zarazem łagodny, szokujący, ale nie oskarżający, kobiecy, ale nie naiwnie feministyczny. Wyważony, ale celny! Mam nadzieję, że to samo będę mógł napisać o adaptacji prozy Ballarda „High-Rise”. Pierwsze opinie mówią o formalnej i wizualnej orgii, ale również o niewykorzystanym potencjale. Tego się niestety obawiałem…

"High-Rise", reż. Ben Wheatley

„High-Rise”, reż. Ben Wheatley

Na tym nie koniec europejskich przysmaków. Do kin wchodzą także biografia najgorszej śpiewaczki w historii muzyki „Niesamowita Marguerite” Xaviera Gianoliego, opowieść o przyjaźni dwóch dziewczynek i małego kaczątka „Najlepsze przyjaciółki” Oliviera Ringera, wcześniejszy film twórcy dobrze przyjętego „Durnia” – „Major” Jurija Bykowa, historia nietypowego zauroczenia – „Cień” Alice Winecour – i kolejny film dokonującego wiwisekcji rosyjskiej duszy Nikity Michałkowa, czyli „Udar słoneczny”. Z wymienionych tytułów najbardziej intryguje mnie enigmatyczny „Cień” – zwiastun zdradza niewiele. Ciekawe, co zakrywa?

Z różnych stron świata

Wśród propozycji rodzimych dystrybutorów nie może zabraknąć filmów z najdalszych zakątków kuli ziemskiej. Nie inaczej będzie w tym miesiącu. Już w pierwszy weekend do kin trafił intrygująco zapowiadająca się „Opowieść o miłości i mroku” i to nie tylko dlatego, że jest reżyserskim debiutem Natalie Portman, która również wcieliła się w nim w główną postać. Mówiąca po hebrajsku aktorka przybliżyła nam swoją żydowską kulturę, posiłkując się powieścią Amosa Oza. Film pokazywany był w zeszłym roku na festiwalu w Cannes, podczas którego, co prawda, zbierał mieszane recenzje, ale przeważały te umiarkowanie pochlebne.

"Opowieść o miłości i mroku", reż. Natalie Portman

„Opowieść o miłości i mroku”, reż. Natalie Portman

Na szczególną uwagę zasługuje również międzynarodowa koprodukcja „Scena ciszy”, czyli kontynuacja projektu opowiadającego o zbrodniach prawicowego reżimu rządzącego Indonezją od dekad. Tym razem Joshua Oppenheimer skupił się na ofiarach, a nie na oprawcach, jak było w „Scenie zbrodni”. Zapowiada się wstrząsający, ale niezwykle potrzebny seans. Młody dokumentalista swoim poprzednim filmem zmienił oblicze współczesnego dokumentu, należy sprawdzić, czy utrzymał poziom – ale raczej nie powinniśmy mieć co do tego wątpliwości, choćby z tego względu, że film nominowany był do Oscara.

Na propozycje ze świata składają się ponadto horror „Po tamtej stronie drzwi” straszący indyjską mitologią, zwycięzca konkursu T-Moblie Nowe Horyzonty kubański „Epokowy projekt” oraz argentyńskie „Przybij piątkę” o piłkarzu mierzącym się z codziennymi trudami życia.

Co słychać w polskim kinie?

Tradycyjnie na koniec przyjrzę się propozycjom rodzimej kinematografii. Ponownie do kin wejdzie sporo, bo aż cztery, nowości: sensacyjna „Gejsza” Radosława Markiewicza, dokumentalni „Bracia” Wojciecha Staronia, wojenne „Letnie przesilenie” Michała Rogalskiego i również dokumentalni „Łowcy miodu” Krystiana Matyska. Ciekawe, że najbardziej ciekawie zapowiadają się dwa filmy dokumentalne. „Bracia” były w zeszłym roku jednym z najczęściej nagradzanych polskich filmów na świecie. O renomie twórcy nie trzeba nikogo przekonywać, więc „Braci” należy uznać za pozycję obowiązkową nie tylko dla wielbicieli dokumentów, ale wszystkich, którzy kibicują polskiej kinematografii. „Łowcy miodu” natomiast to bezprecedensowa w rodzimym kinie produkcja przyrodnicza o zacięciu ekologicznym. Znany z dobrze przyjętych „Sekretów miłości” i nieco zapomnianego, ale równie ciekawego „Dziobem i pazurem”, Matysek wyprawił się do najdalszych zakątków planety, by zbadać kondycję pszczół. Koncept przypomina film „Więcej niż miód” Markusa Imhofa, również pochylającego się nad problemem wymierania tych życiodajnych owadów, ale film Matyska wydaje się posiadać znacznie większy rozmach.

"Gejsza", reż. Radosław Markiewicz

„Gejsza”, reż. Radosław Markiewicz

Natomiast znacznie mniej ciekawie zapowiadają się dwie fabuły. „Letnie przesilenie” można było już oglądać na festiwalach. Jest filmem niegrzeszącym realizacyjną sprawnością, za to oferującym coś ważniejszego: koncyliacyjne spojrzenie na polską historię, która ostatnio wzbudza gorące, polityczne spory. „Letnie przesilenie” nie rozpęta żadnej medialnej debaty, za to pogodzi optykę niemiecką, polską i żydowską. Jest to pewna wartość w rodzimym kinie. Inaczej może być z „Gejszą”, która może liczyć na spory oddźwięk w Internecie, ale raczej nie z powodu swojej kontrowersyjności, lecz marnego poziomu. Zwiastun zapowiada, że Markiewicz może liczyć na miejsce wśród nominowanych do przyszłorocznych Węży. Tylko Mariana Dziędziela żal…

***

Długość tego artykuły sugeruje, że w tym miesiącu raczej nie powinniśmy narzekać na nudę w kinach. Dystrybutorzy zrobili wszystko, byśmy porzucili grille, zrezygnowali z wypadów za miasto i odwołali spotkania ze znajomymi pod chmurą, a w zamian powędrowali do klimatyzowanych sal kinowych. Alergicy i wielbiciele dobrego kina nie powinni narzekać! Na koniec zerknijcie na moje propozycje:

3x3 Kwiecień