Czasami zdarza się tak, że powstają filmy, które niczego nowego nie mówią, powtarzają stare prawdy, albo operują upraszczającym obrazem świata. I tak było z dwoma filmami konkursowymi – „Różyczką 2” i „Figurantem”. Są też filmy, które potrafią zrobić dużo dobrego – rozgrzać serca, dać nadzieję, wpuścić w nasze życie trochę słońca. To z kolei uczyniło „Święto ognia”.

Święto ognia, reż. Kinga Dębska
Depresja, trauma, choroby, mozolne mierzenie się z przeciwnościami losu. Czy da się o tym opowiedzieć pogodnie, rozgrzewając serce, niemalże z uśmiechem? Jak najbardziej – zresztą już nie pierwszy raz udało się to Kindze Dębskiej, wystarczy przypomnieć choćby jej „Moje córki krowy”. Właśnie dlatego była to idealna reżyserka do przeniesienia na ekran prozę Jakuba Małeckiego. Czytaj dalej.

Różyczka 2, red. Jan Kidawa-Błoński
Mogę spróbować odtworzyć ciąg decyzyjny Jana Kidawy-Błońskiego, który doprowadził go do nakręcenia drugiej części „Różyczki”: wyszedł mi w karierze jeden film, dostałem za niego Złote Lwy, to może jakimś pomysłem jest nakręcenie kontynuacji – co z tego, że nie mam w temacie niczego do dodania.
Bo „Różyczka 2” to film całkowicie zbędny – powtarzający to, co doskonale znamy z wcześniejszego filmu, a nawet czyniące z tego jakąś całkowicie pozorną tajemnicę. Nie jest więc nas film w stanie w jakikolwiek sposób zaangażować, zaskoczyć, zmrozić – bo doskonale wiemy, co się wydarzyło w przeszłości matki głównej bohaterki, z kim poczęła córkę i w jaki sposób w los tej rodziny uwikłana była historia. Film zupełnie więc nie sprawdza się jako thriller. Może więc jako film polityczny?
Także nie, bo nie mówi niczego nowego – Joanna Warczewska jest liberalną europosłanką. W ataku terrorystycznym ginie jej mąż, co skutkuje zmianą w spojrzeniu na przyjmowanie imigrantów z krajów muzułmańskich. Nie uchodzi to uwadze liderowi prawej strony sceny politycznej, który proponuje jej start w wyborach prezydenckich. Jednocześnie kobieta zaczyna dostawać tajemnicze informacje o przeszłości jej matki – informacje, które mogą zaważyć na jej politycznej przyszłości. Mamy więc polityczne układy, haki i zdalne sterowanie fasadowymi politykami – zakulisowe gry, które napędzają polską politykę. Znamy to doskonale z wielu innych filmów, żeby nie powiedzieć – z naszej politycznej rzeczywistości, więc trudno powiedzieć, by mógł być to powód, dla którego Kidawa-Błoński postanowił ponownie sięgnąć po historię Różyczki.
Pomijam niedoskonałości scenariusza – jak nikła wiarygodność psychologiczna, nawarstwienie traum, które musiałyby w prawdziwym życiu skutkować całkiem innymi zachowaniami bohaterki. Brakuje w tym także emocji, jakiejś prawdy, szczerości. Zamiast tego mamy papierowe postaci, które reprezentują raczej postawy (współpracownica SB, polityczka, korumpujący bonzo), niż skutkują sylwetkami z krwi i kości.
Ocena: 4/10

Figurant, reż. Robert Gliński
Gliński z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy próbuje nas przekonać do tego, że esbecja jest zła, a Karol Wojtyła wręcz przeciwnie. Który to już raz dostajemy laurkę dla papieża-Polaka i jakże odkrywcze stwierdzenie, że poprzedni system był zbrodniczy? Nie wydaje mi się, by ktokolwiek wyszedł z tego filmu z jakąkolwiek nową wiedzą.
Po co więc kręcić tego typu filmy? Bo pewnie istnieje publiczność, która uwielbia oglądać to, co już zna – bo dzięki temu potwierdza sobie własne przekonania, ugruntowuje wartości, czyni stabilnym widzenie rzeczywistości. Jest więc to cel jedynie ideologiczny – rzeźbiący kolejny pomnik Janowi Pawłowi II i moralnie dyskredytujący już nie tylko ludzi władzy poprzedniego systemu, ale wszystkich tych, którzy nie identyfikują się z chrześcijańską wiarą. Z tego też względu jest to film groźny i dzielący.
Nie ma też do zaoferowania ciekawej historii, choć z początku wydaje się inaczej. Bohaterem jest bowiem urzędnik SB, który ma inwigilować młodego biskupa krakowskiego – Karola Wojtyłę. Uwaga skupia się na chłopaku, który ambitnie i z przekonaniem do własnych racji podgląda przyszłego papieża. Ale fabuła idzie tropami oczywistymi – chłopak zaczyna fascynować się biskupem, ale to nie sprawia, że wkracza na ścieżkę wiary. Co doprowadza go do pasma osobistych tragedii. Wszystko, rzecz jasna, z powodu prześladowania księży i wyrzeczenia się wiary.
Jedyne, co broni się w filmie, to zdjęcia – czarno-białe, sprytnie, bezszwowo wplatające archiwalia. To jednak zdecydowanie za mało, by uznać ten film za jakkolwiek interesujący. Wszystko tu bowiem sprowadza się ostatecznie do prostego podziału na prawych i złych.
Komentarze (0)