Recenzja – „Polityka”: Polityka (nie)kulturalna

Tytuł filmy Patryka Vegi sugeruje, że jego autor za politykę wziął się dopiero teraz. A tak, oczywiście, nie jest. Niemal wszystkie jego poprzednie filmy miały na celu komentowanie świata polityki – mniej lub bardziej bezpośrednio. Najlepiej było to widać w „Służbach specjalnych” i „Botoksie” – dwóch sztandarowych dzieł naszej filmowej prawicy. Gdy już przywykliśmy do Vegi zbijającego ekonomiczny i symboliczny kapitał na swoich konserwatywnych narracjach, ten postanowił wykonać zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i zaatakować tych, których do tej pory wspierał. A przynajmniej tak twierdził w swoich licznych medialnych wypowiedziach.

Jego „Polityka” była zapowiadana jako wydarzenie, które radykalnie odmieni aktualnie trwającą kampanię wyborczą, a może nawet odsunie od władzy rządzącą ekipę. Już po pierwszych pokazach i recenzjach stało się jasne, że nic z tego się nie wydarzy, a cały medialny szum był jedynie mistrzowskim zabiegiem Vegi, który twórcą filmowym jest miernym, ale za to marketingowcem znakomitym. Ale autor „Pitbulla” nie ma wyjścia – doskonale zdaje sobie sprawę, że musi dobrze opakować swój produkt, bo ten sam w sobie jest zwyczajnie bezwartościowy i pusty jak wydmuszka.

„Polityka”, podobnie jak „Botoks”, stara się grać na szoku i płytkiej kontrowersji, wykorzystując sprawdzoną już metodę tabloizydacji kina. Jest zlepkiem zasłyszanych plotek, mniej lub bardziej zweryfikowanych domysłów i kompromitujących wydarzeń z rodzimego życia politycznego ostatnich lat. Vega przedstawia te wątki z subtelnością słabego politycznego mema, kompromitując się bardziej niż wyśmiewani politycy. Popisuje się bowiem podobną do swoich „ofiar” wulgarnością, cynizmem i pazernością.

Vega wybrał kilka znanych wydarzeń, na bazie których splótł parę fabularnych niteczek (trudno tu bowiem mówić o nitkach). Ani razu nie padają prawdziwe nazwiska, ale wszystko jest prowadzone tak subtelnie, że nie da się nie dopatrzyć w marionetkowej premierce Beaty Szydło, obłąkanym ministrze obrony narodowej Antoniego Macierewicza, w jego rozrywkowym pupilu Misiewicza, zdradzającym żonę pośle Stanisława Pięty, zachłannym księdzu Rydzyka, no i w końcu w sterującym wszystkim prezesie – Jarosława Kaczyńskiego. Wszystkie te historie, starannie od siebie oddzielone nagłówkami kolejnych rozdziałów, są prostym powieleniem tego, o czym mogliśmy przeczytać w brukowcach (śmianie się z oglądającego rodeo Kaczyńskiego jest dokładnie tak samo śmieszne jak samo rodeo). Vega stara się w jakiś sposób je komentować, być może wyjaśniać, a może nawet analizować, ale nic z tego mu nie wychodzi. Nie ma w tym ani krytyki, ani przenikliwości, ani nawet trafnej satyry.

To chyba najbardziej rozczarowujące. Można było liczyć, że Vega faktycznie dowali rządzącym – niczego takiego jednak nie zrobił. Znacznie bardziej radykalny był w „Botoksie”, gdzie poziom brudu, chamstwa i moralnego upadku był porażający. W „Polityce” natomiast mamy zlepek historii o bardzo smutnych ludziach – cierpiących z powodu politycznego niespełnienia, nieszczęśliwej miłości, moralnego zagubienia czy bycia manipulowanym. W filmie znacznie mniej dowiemy się o polityce niż o zwykłych, każdemu dobrze znanych porywach serc.

Ale muszę przyznać, że „Polityka” jest filmem lepszym niż ostatnie „osiągnięcia” Vegi. Konstrukcyjnie jest przynajmniej uporządkowany, dzięki wykorzystywanej strukturze epizodycznej. Reżyser momentami dostrzega w swoich bohaterach nie tylko fabularne marionetki, ale również ludzi, którym można współczuć, z którymi można współodczuwać, a nawet zrozumieć mimo czynienia podłości. Potrafił nawet kilkukrotnie zaskoczyć fabularnymi rozwiązaniami, które przy odrobinie talentu mogłyby się stać ważnymi i niejednoznacznymi wypowiedziami o współczesnej Polsce. Pomysł, by wysłać Kaczyńskiego w masce Kaczyńskiego na wiec przeciwko Kaczyńskiemu jest naprawdę genialny – szkoda jednak, że zupełnie położony i niewykorzystany. Wydaje się czasami, że Vega nie jest świadomy tego, co robi i co chce powiedzieć.

Ale to najmniejsza jego przewina. Znacznie cięższe grzechy ciążą na jego sumieniu. Na przykład ten, że nieustannie się mityguje, boi się zdecydować na sposób opowiadania, jedną narrację czy konwencję. Chce być kontrowersyjny, momentami mistrzowsko charakteryzuje aktorów na konkretnych polityków, ale boi się nazywać ich po nazwisku. Nieustannie balansuje między powagą dramatycznej analizy stanu rodzimej polityki, a ludyczną satyrą – między politycznym thrillerem, a zwykłą komedią. Niby zależy mu na krytyce partii rządzącej, ale ostatecznie dowala również opozycji.

A przy tym ani przez moment nie dociska gazu, by faktycznie obnażyć polską politykę – wszystko o czym mówi, doskonale wiemy. Co nie oznacza, że powielane wydarzenia same w sobie nie są przerażające – ale właśnie fakt, że Vega uczynił je letnimi pokazuje słabość jego filmu. Przy kolejnych aferach zwyczajnie wzruszamy ramionami i przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Marionetkowy premier? Nic nowego. Skorumpowany polityk? Wiadomo. Katolik zdradzający żonę? Samo życie. Itd., itp.

Ale najbardziej żenująco robi się wtedy, gdy Vega zapuszcza się w prywatne rejony swoich bohaterów. Śmieje się z rolniczego pochodzenia Szydło, rzekomych homoseksualnych skłonności Macierewicza czy dramatu sumienia Pięty. Wydaje się, że nie miał pomysłu, jak obnażyć ich jako polityków, więc skupił się na wyśmianiu jako zwykłych ludzi.

Gdyby potraktować filmy Vegi jako społeczne barometry, moglibyśmy oczekiwać jakiejś politycznej zmiany. W końcu „Polityka”, przynajmniej w zamierzeniu, miała uderzać w rządzących. Jednak sondaże i nastroje społeczne niczego takiego nie pokazują, a Vega tym razem być może zwyczajnie się przeliczył. Być może nawet sam w trakcie kręcenia to zrozumiał, dlatego złagodził przekaz, popadając w nijakość i banał. Jedyne co mu zostało to wulgarność plotki, prostactwo myśli i liczenie, że ktoś uzna to za prawdę objawioną – ale kasa i tak będzie się zgadzała. Mam dziwne wrażenie, że finałowy gest, jaki w filmie wykonuje postać grana przez Daniela Olbrychskiego wcale nie jest skierowany do polityków, ale do tych, którzy siedzą w kinie. Vega swoim widzom zwyczajnie pokazuje tyłek.

Ocena: 3/10

Film obejrzałem w Cinema City, tutaj możecie zarezerwować swój seans.