10 najciekawszych filmów lipca

Powiedźmy to sobie szczerze. Czerwiec filmowo nas nie rozpieścił, ale wiele wskazuje na to, że lipiec nam to z nawiązką wynagrodzi. Nowy „Spider-Man”, wręcz legendarny już „Midsommar”, nowy Jarmusch i „Król Lew” – to jedynie niektóre filmy, na które każdy kinoman będzie polował. I po pierwszych spływających recenzjach wszystko wskazuje na to, że nie powinien się zawieść. Nic tylko zaszyć się na cały lipiec w klimatyzowanej sali kinowej!

Spider-Man: Daleko od domu, reż. Jon Watts, 5.07

Człowiek-Pająk wyrusza na wakacje do Europy, a przy okazji ratuje świat. To nie jest zwykła kontynuacja dobrze znanego cyklu, to kamień milowy rozwoju multiwersum Marvela, pierwszy element nowego ładu po „Avengers: Koniec gry”. Z pewnością to nie jest przypadek, że to właśnie nowy film o Spider-Manie dostał tak ważne zadanie do wykonania. Ale po recepcji wcześniejszych części należy się z tego faktu cieszyć, możemy bowiem oczekiwać, że świetnego Człowieka-Pajaka będziemy oglądać jeszcze długo i często. Ja zacieram ręce!

Midsommar. W biały dzień, reż. Ari Aster, 5.07

O tym filmie już powstają legendy, choć nie doczekał się jeszcze oficjalnej premiery. Dochodzące z pokazów dla prasy głosy są więcej niż entuzjastyczne, wielu mówi o zupełnie nowym filmowym doświadczeniu, przeżyciu wręcz mistycznym. Wnioskując po znakomitym „Dziedzictwie. Hereditary”, wszystkie te opinie niekoniecznie muszą być przesadzone. Aster tym razem zabiera nas do Skandynawii, by odprawić pogańskie rytuały.

Moja gwiazda: Teen Spirit, reż. Max Minghella, 5.07

Ten film znalazł się w tym zestawieniu głównie ze względu na obecność w nim Agnieszki Grochowskiej. Nieczęsto bowiem polscy aktorzy mają okazje zagrać znaczącą rolę u boku światowej gwiazdy. Polka sekunduje tu samej Elle Fanning, która, swoją drogą, gra tu naszą rodaczkę i zdarza jej się mówić po polsku. Pozostaje nam mieć nadzieję, że to nie będzie jedyny powód, by ocenić tej film jako ciekawy.

Yesterday, reż. Danny Boyle, 12.07

Ten film ma jeden z najciekawszych pomysłów na fabułę, o jakim słyszałem. Pewnego dnia mężczyzna odkrywa, że jest jedynym człowiekiem na świecie, który zna piosenki Beatlesów. Oczywiście wykorzystuje to, by rozwinąć swoją karierę muzyczną i stać się największą gwiazdą muzyki. Trzymam kciuki, by film był choć w części tak dobry, jak ten pomysł.

Stuber, reż. Michael Dowse, 12.07

Klasyczny akcyjniak, którego nie może zabraknąć w letnim repertuarze. Choć chyba nie do końca. Co prawda jest naszpikowany strzelaninami i pościgami, to raczej nie będzie powtórką z „Szybkich i wściekłych”. „Stuber” jest bowiem bardziej komedią, niż kinem akcji. A nadzieje na dobrą rozrywkę daje obecność w obsadzie Kumaila Nanjianiego i Dave’a Bautisty, który niejednokrotnie udowodnił, że ma równie wielkie zdolności komediowe, co zapaśnicze.

Król Lew, reż. Jon Favreau, 19.07

Tego filmu nikomu nie muszę rekomendować. Publiczność już dawno podzieliła się na hejterów i apologetów. Czy potrzebujemy nowych, „aktorskich” wersji disnejowskich klasyków? Czy nie jest to aby zamach na świętość? Staram się nie zadawać sobie tych pytań, tylko spoglądać na te filmy jak na zupełnie nowe dzieła, które chcą mi opowiedzieć wyjątkową opowieść. A że już ją znam? I co z tego, animowanego „Króla Lwa” można przecież oglądać bez końca, więc czemu nie zaryzykować z nieco inną wersją?

I znowu zgrzeszyliśmy dobry Boże, reż. Philippe de Chauveron, 19.07

Lekka, wakacyjna propozycja od Gutek Film. Choć pod tą żartobliwą, rozrywkową formą francuskiej komedii skrywa się wiele bardzo poważnych refleksji na temat współczesnej Francji, a być może nawet całej Europy. To kontynuacja przeboju „Za jakie grzechy, dobry Boże”, która ma szanse na podobny sukces.

Diego, reż. Asif Kapadia, 19.07

Jak Asif Kapadia bierze się za dokument, to zawsze wychodzi z tego coś wyjątkowego. Nie inaczej z pewnością będzie w przypadku „Diego”, tym bardziej, że jego bohaterem jest postać całkowicie nietuzinkowa, czyli piłkarski półbóg Diego Maradona. „Diego” to z pewnością obowiązkowa pozycja nie tylko dla fanów piłki nożnej. Fenomen Argentyńczyka wykracza bowiem daleko poza sport.

Truposze nie umierają, reż. Jim Jarmusch, 26.07

Przyjęty w Cannes z mieszanymi uczuciami, zbierający tyle samo zachwytów, co słów krytyki. Jim Jarmusch po przygodzie z wampirami wziął się za inne potwory – zombiaki. „Truposze nie umierają” nie jest oczywiście czystą gatunkową rozrywką, a nieumarli są tu raczej metaforą. Bez względu na to jak bardzo nieznośnie oczywista będzie to metafora, zawsze pozostaje nam ironiczny humor Jarmuscha i znakomita obsada.

W deszczowy dzień w Nowym Jorku, reż. Woody Allen, 26.07

Woody Allen wraca do żywych. Po banicji spowodowanej zarzutami o molestowanie, jego film w końcu doczeka się premiery, a nowojorczyk już zbiera ekipę do kolejnej swojej produkcji. Czy warto było tak długo czekać na jego nowy film? Cóż, trudno powiedzieć. Zwiastun nie zapowiada niczego, czego byśmy u Allena nie widzieli. Ale optymistyczne jest to, że powrócił do swojego ukochanego Nowego Jorku.