Krakowski Festiwal Filmowy – „Ostatnia lekcja”, reż. Grzegorz Zariczny

Grzegorz Zariczny swoimi poprzednimi dokumentami i fabularnym debiutem „Fale” dał się poznać jako twórca wrażliwy społecznie, bardzo blisko trzymający się swoich bohaterów, którymi są zwykli ludzie. Swoją autorską strategię kontynuuje w „Ostatniej lekcji”, dokumencie opowiadającym o uczniach ostatniej klasy liceum, których obserwował przez dwa semestry, aż do studniówki.

Film imponuje przede wszystkim naturalnością, będącą z pewnością wynikiem zaufania, którym bohaterowie obdarzyli reżysera. Widać, że zarejestrowane przez niego, niekiedy bardzo szczere i emocjonalne rozmowy, nie były kręcone pod kamerę. A nawet jeżeli tak bywało, to nie wpłynęło to na treść rejestrowanych rozmów. Z pewnością wielka w tym zasługa również Weroniki Bilskiej, czyli operatorki specjalizującej się w kinie dokumentalnym. Jej zdjęcia nie przekraczają strefy intymności, nie czuć w nich grama nachalności czy wścibstwa. Za to da się w nich wyczytać cierpliwość, ciekawość i zmysł obserwacji, przejawiający się w umiejętnym wyłapywaniu wydawałoby się banalnych mikro-scenek, które zamieniają się w małe symbole ludzkich postaw, wartości czy wrażliwości.

Zaricznego interesuje kilka kwestii, refrenowo powracających w kolejnych zarejestrowanych rozmowach maturzystów. Jedną z nich jest oczywiście zbliżający się egzamin, ale jeszcze ciekawsze jest dla niego to, co po nim – nie tylko studia, ale całe życie, które przed młodymi ludźmi dopiero się przecież otwiera. Uczniowie rozmawiają głównie o tym, co dręczy wszystkich w ich wieku, czyli o dziewczynach, chłopakach, miłości i o różnicy między nią a zakochaniem. Przy okazji czułe oko kamery tropi również to, co niewypowiedziane, a możliwe do wyczytania z twarzy, półsłówek, istniejących w klasie relacji. Jedni są popularniejsi, inni siedzą w kącie, niektórzy nie potrafią wyznać swoich uczuć, a inni łatwo o nich mówią – ta grupa bardzo różnych ludzi w naturalny sposób zaczyna przypominać całe społeczeństwo. Dlatego być może najważniejsze jest to, co młodzi ludzie mówią o swoich wartościach, podejściu do życia, spraw społecznych, zaangażowaniu w kulturę czy politykę. Poziom świadomości okazuje się, jak można się domyślić, dość niski. A raczej podobny do tego, jakim dysponują prawdopodobnie wszyscy ich rówieśnicy, którzy zamiast czytać książki, wkuwają na pamięć znaczenie „Dżumy”, zamiast dyskutować, pilnie zapisują słowa księdza na religii i którzy z trudem dukają definicję „społeczeństwa obywatelskiego”, a o nacjonalizmie nawet nie słyszeli.

„Ostatnia lekcja” ma tę wartość, że umożliwia w twarzach uczniów krakowskiego liceum odnaleźć siebie sprzed lat, utożsamić się z ich dylematami, rozterkami, które przeżywało w ich wieku każde pokolenie. Jednak równocześnie to samo można uznać za wadę filmu i machnąć na dokument Zaricznego ręką – bo przecież wszystko o czym rozmawiają bohaterowie znamy z autopsji. Reżyser nie pokusił się o podejście bliżej swoich bohaterów, by móc wykroczyć poza banalne rozmowy o miłostkach, stresie maturalnym, trudnościach w nauce i strachu przed nieznaną przyszłością. Ograniczył się do pilnej obserwacji, owocującej zbiorem migawek, które z pewnością można byłoby zaobserwować prawdopodobnie w każdej innej szkole. Ale paradoksalnie Zariczny prawdopodobnie uznał swoją metodę twórczą za płodną – i ma racje, bo dzięki temu być może nieco odczarował młodzież – w każdych czasach uznawaną za złą i gorszą od poprzednich pokoleń – przedstawiając ją jako banalnie zwyczajną, do znudzenia wręcz przyzwoitą, przerabiającą na nowo dokładnie te same kwestie, które były przedmiotem rozterek młodych od stuleci.

Ocena: 6/10