10 najciekawszych filmów maja

Lato w kinach oficjalnie się rozpoczęło! Choć pogoda na to nie wskazuje, majowy weekend tradycyjnie inauguruje sezon blockbusterów i napływu do kin większej niż w pozostałych miesiącach ilości filmów lekkich, łatwych i przyjemnych. Nie inaczej jest i tym razem. Po niemrawym kwietniu maj będzie próbował ściągać przed wielkie ekrany, kusząc epickimi historiami, spektakularnymi efektami specjalnymi i rozrywką na najwyższym poziomie. Przynajmniej można mieć na to nadzieję, bo w repertuarze kin znalazły się kontynuacje znanych i lubianych serii. Nie zabraknie również filmów przeznaczonych dla nieco bardziej wymagających widzów – choć zazwyczaj letni sezon im nie sprzyja. Nie przedłużając, oto 10 filmów, na które polecam zwrócić w maju szczególną uwagę:

Strażnicy Galaktyki vol. 2, reż. James Gunn, 5.05

Jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku – przynajmniej wśród miłośników kina superbohaterskiego. Pierwsza część „Strażników Galaktyki” była jak powiew orzeźwiającego gazu rozśmieszającego, która jeszcze przed „Deadpoolem” wyśmiewała komiksowe konwencje i stawiała na rozśpiewaną, bezpretensjonalną zabawę, bez cienia pompy i artystycznych ambicji. Polor lat 80. i wszechobecny kamp, który kapie z materiałów promocyjnych, każą widzieć w „dwójce” godną kontynuację przeboju sprzed trzech lat!

Mali mężczyźni, reż. Ira Sachs, 5.05

Reprezentant amerykańskiego kina niezależnego utrzymany w gatunku, w którym w ostatnim czasie Amerykanie zdają się specjalizować – coming-of-age. Tym razem bohaterami są dwaj trzynastoletni chłopcy, którzy starają utrzymać swoją przyjaźń mimo niesnasek rodziców. Film przynależy do grona faworytów festiwalowej publiczności – tytuł dla miłośników kina niebanalnego, refleksyjnego, a przy tym poruszającego.

Obcy: Przymierze, reż. Ridley Scott, 12.05

Kontynuacja niesławnego „Prometeusza” dla niepoznaki przyobleczona w tytuł kultowej serii o żarłocznych reprezentantach przybyszów z kosmosu. Co z tego wyjdzie? Trochę nie wiadomo, ale miłośników „Obcego” nie będzie trzeba namawiać do seansu. Tym bardziej po świetnym zwiastunie, który zapowiada powrót do brutalnej stylistyki kina gore i odejście od naiwnego mistycyzmu „Prometeusza”. Jest szansa na powrót serii na właściwe tory, choć ostatnio Ridley Scott nie jest gwarantem równego poziomu. Mimo piętrzących się wątpliwości, „Obcy: Przymierze” to zapewne jeden z najbardziej oczekiwanych tytułów maja!

Martwe wody, reż. Bruno Dumont, 12.05

Po artystycznym sukcesie miniserii „Mały Quinquin” francuski reżyser postanowił jeszcze raz nakręcić antykryminał nafaszerowany zwariowanym, absurdalnym humorem, tym razem umieszczając akcję filmu na początku XX wieku. Niestety efekt okazał się znacznie mniej satysfakcjonujący – jak zwykle, gdy stara się na siłę powtórzyć sukces, posiłkując się zgranymi rozwiązaniami. „Martwe wody” oferują galopadę slapstickowego humoru i piętrzącego się absurdu, jednak pozbawione są przenikliwości, przewrotności i oryginalności, które oferował serial. Niemniej Dumont zawsze jest gwarantem przynajmniej przyzwoitego poziomu – zapewniam, że po seansie nie będziecie mogli zapomnieć zwariowanych postaci i wielu oryginalnych obrazów. Więcej o filmie pisałem w relacji z Nowych Horyzontów.

Butterfly Kisses, reż. Rafał Kapeliński, 12.05

Debiutancki film polskiego reżysera nakręcony w Anglii. Podobnie jak jego doceniona przed laty na całym świecie etiuda „Emilka płacze”, „Butterfly Kisses” utrzymane jest w czarno-białej tonacji, choć portretowana rzeczywistość wymyka się łatwym opozycjom. Kapeliński wykazał się wielką odwagą decydując się na podjęcie wybranego tematu, a jeszcze większą dobierając sposób prowadzenia narracji i perspektywę. Film opowiada o angielskiej młodzieży funkcjonującej w świecie przesiąkniętym wszechobecną kulturą porno. Polak nie ma zamiaru jednak moralizować czy nawracać na pruderyjną drogę ascezy, lecz stara się nakreślić współczujący obraz zagubionych w swojej seksualności współczesnych nastolatków.

The Circle. Krąg, reż. James Ponsoldt, 19.05

Przed kamerą Tom Hanks, Emma Watson, John Boyega i Ellar Coltrane, a za nią James Ponsoldt – obiecujący autor „Cudowne tu i teraz” i „Końca drogi”. Taki zestaw nazwisk daje nadzieję na dobre kino. Tym bardziej, gdy podejmuje ono temat, który stał się dominującym podskórnym lękiem współczesności – powszechnej, cyfrowej inwigilacji, która eliminuje prywatność i ma pełną władzę nad naszym życiem. Google, Facebook, Apple – komputerowi giganci anektują coraz większe przestrzenie naszego życia i to za naszym pełnym przyzwoleniem. Dokąd nas to zaprowadzi? Jedną z opcji podpowiada powieść Dave’a Eggersa, będąca międzynarodowym bestsellerem. Czy Ponsoldt postawi jedynie na nakręcanie społecznej paranoi polewając filmowe danie gatunkowym sosem, czy też stworzy dzieło nieco bardziej niejednoznaczne? Przekonamy się wkrótce!

Song to Song, reż. Terrence Malick, 19.05

Amerykański mistrz nie ma ostatnio dobrej passy. Każdy kolejny jego film zostaje jednoznacznie oceniony przez prasę jako niewypał. Niestety podobnie jest z „Song to Song”, choć potencjał tego projektu jest tak duży, że nie mogłem odmówić sobie przyjemności umieszczenia go w tym zestawie. Wystarczy spojrzeć choćby na niezwykle klimatyczny zwiastun czy listę płac, na której znajdują się między innymi Ryan Gosling, Rooney Mara, Natalie Portman, Michael Fassbender, Cate Blanchett czy Val Kilmer. Aż trudno sobie wyobrazić, że film z taką obsadą, zdjęciami i atmosferą mógł się nie udać. Choć zważywszy na ostatnie „osiągnięcia” Malicka trudno, by było inaczej…

24 tygodnie, reż. Anne Zohra Berrached, 19.05

Niezwykle potrzebny głos w kwestii aborcji. Mało który twórca potrafi zachować taką mądrość i rozwagę, spoglądając na podejmowany problem z tak wielu punktów widzenia. Berrached wydaje się brać odpowiedzialność za to, co pokazuje. Największą wartością jej filmu jest porzucenie politycznego dyskursu i skupienie się na jednostkowym przypadku, który ma pretensje do uniwersalności. Chodzi o to, zdaje się mówić niemiecka reżyserka, że każdy przypadek aborcji trzeba traktować jednostkowo. Za każdym razem wiąże się ona z dramatem kobiety, podejmującej tę niezwykle trudną decyzję ze względu na takie powody, których nie sposób oceniać postronnym.

Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara, reż. Joachim Roenning, 26.05

Przyznam wam się do czegoś: seria „Piratów z Karaibów” to mój prywatny guilty pleasure. Nawet gdy kolejne części wikłały się w coraz większych absurdach, ja nadal czerpałem z nich niezmąconą przyjemność. Uważam również, że to jedyny we współczesnym kinie przykład klasycznego kina przygodowego, które nie sięga po komiksowe postacie i nie korzysta z pomocy superbohaterów. Mam nadzieję, że sześcioletnia przerwa, dzieląca najnowszą część od poprzedniej, tylko pomoże wrócić tej serii na właściwy kurs i nabrać wiatru w żagle!

Zwyczajna dziewczyna, reż. Lone Scherfig, 26.05

Jedna z najlepszych reżyserek współczesnego kina powraca z nowym filmem. Każdy jej kolejny projekt wzbudza zainteresowanie, nie inaczej będzie więc ze „Zwyczajną dziewczyną”. Tym bardziej, że opis fabuły jest więcej niż intrygujący. Tytułową bohaterką jest młoda scenarzystka, rozpoczynająca swoją przygodę z kinem od współtworzenia filmów propagandowych podczas II wojny światowej. Scherfig w komediowym tonie przygląda się branży i rolom, które piastują w niej kobiety. Kto jak kto, ale ona wydaje się odpowiednią osobą, by wypowiedzieć się na ten temat. Jest szansa, że oprócz celnych obserwacji i feministycznego nerwu, film zostanie wyposażony w błyskotliwy dowcip. Czekam!