Polski książę, Żyd ze wschodnich krańców kraju, światowej sławy reżyser, hochsztapler, mitoman, homoseksualista – jaka jest prawda o jednym z najważniejszych polskich reżyserów filmowych, Michale Waszyńskim? Tego starają się dowiedzieć autorzy znakomitego filmu dokumentalnego „Książę i dybuk”, Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski.
Ich film przybiera formę wyjątkowego śledztwa. Wyjątkowego, bo jego celem wcale nie jest zdemaskowanie ich bohatera czy ostateczne rozprawienie się z jego legendą. Autorzy posiadają wyjątkowy szacunek do aury tajemniczości, którą wokół siebie reżyser zwykł roztaczać. Chcą raczej odkryć wszystkie jego twarze, a miał ich niemal tyle, co pamiętny Zelig z filmu Woody’ego Allena.
Film rozpoczynają od przyjazdu do Rzymu, gdzie znajdują się prochy Waszyńskiego. Został pochowany w grobowcu nobliwego, włoskiego rodu, którego członkowie do dziś są przekonani, że autor „Dybuka” był czystej krwi polskim arystokratą i gorliwym katolikiem. Prawda o jego pochodzeniu jest jednak nieco inna – urodził się bowiem w obecnie ukraińskiej miejscowości Kovel, w rodzinie żydowskiej, a jego prawdziwym nazwiskiem było Waks.
Ale tropienie tych mniejszych, bądź większych przekłamań w biografii Waszyńskiego nie ma na celu demistyfikacji jego blagi, lecz raczej wniknięcie w psychikę, próbę odgadnięcia tajemnicy jego niezwykle złożonej tożsamości. Stawką nie jest prawda, bo, jak celnie zauważa jedna z osób znających reżysera osobiście, nie istotne jest, czy faktycznie był księciem, ważne, że tak się zachowywał.
Twórcy filmu wydaja się utożsamiać z tą myślą, dlatego skupiają się na tym, co inni mieli do powiedzenia o Waszyńskim – na tym, kim był dla nich. Dzięki temu twórcy stworzyli niekoherentny, rozbity wizerunek swojego bohatera. Z sumy zebranych wspomnień wyłania się niezwykle przygnębiający obraz reżysera, człowieka samotnego, niezrozumianego, cierpiącego na niewypowiedzianą melancholię, tęsknotę za miłością niemożliwą. Homoseksualną? Utraconą na wojnie? Zakazaną? Nie wiadomo.
Ale geniusz Niewiery i Rosołowskiego tkwi przede wszystkim w tym, że próbując zrozumieć swojego bohatera, zawierzyli w pierwszej kolejności jemu samemu, czyli jego twórczości. Trafnie bowiem założyli, że jedynie tworząc, był w pełni szczery, a jego dzieła mówią o nim znacznie więcej niż ludzie, którzy uważali, że dobrze go znali. I nie mowa jedynie o ponadczasowym „Dybuku”, ale również o nieco dziś zapomnianych komedyjkach, jak „Jego ekscelencja, subiekt”, w której tytułowy bohater grany przez Eugeniusza Bodo wykorzystuje fakt, że został wzięty za radcę, by zmienić swą tożsamość – identycznie jak wielokrotnie czynił to sam Waszyński.
Ale to ostatecznie właśnie „Dybuk” okazuje się dziełem najwięcej mówiącym o samym Waszyńskim – jego tęsknotach, melancholii, szaleństwie i niezrozumieniu. Niewiera i Rosołowski znakomicie wykorzystują mistyczną atmosferę tego arcydzieła i jego aurze podporządkowują formę i rytm swojego dokumentu, chętnie operując ciszą, niesamowitością i niedopowiedzeniem. Okazuje się bowiem, że czasami najlepiej przeniknie się tajemnicę, gdy się jej do końca nie wyjawi.
Komentarze (0)