Recenzja – Docs Against Gravity: Przeżyć

Trudno o bardziej aktualny film, choć opowiada o wydarzeniach sprzed trzech dekad. Ale historia, jak wiadomo, lubi się powtarzać. Szkoda tylko, że tak mało się z niej uczymy. „Przeżyć” Jonasa Pohera Rasmussena to jedyna w swoim rodzaju kronika doświadczeń uchodźcy.

Amin urodził się w Afganistanie. Po wybuchu wojny domowej, uciekł do Moskwy, a stamtąd starał się wydostać na Zachód przez kilka długich lat. Nikomu jeszcze nie opowiadał o swoich uchodźczych doświadczeniach, nawet najbliższym. Wciąż nie jest gotowy na to, by mówić o tym w pełni otwarcie, stąd forma animowanego dokumentu. Amin (choć to nie jest jego prawdziwe imię) mógł schować się za rysunkową postacią i z bezpiecznej pozycji opowiedzieć o przeżytych traumach.

Rasmussen dba o to, by forma animowanego dokumentu nie przesłoniła rzeczowości wywodu i wiarygodności faktografii. W rysunkowej formie odtwarza nawet na wpół prywatne rozmowy, krzątaninę w domu Amina, momenty między nagraniami. Ale koncentruje się na opowieści o przeszłości bohatera, rekonstruuje wydarzenia z przeszłości, w czym animacja bardzo mu pomogła. Dzięki nim mogliśmy wejrzeć w przeszłość, uzmysłowić sobie dramat, który zmaterializował się na naszych oczach. Opowieść Amina jest niezwykle emocjonalna, bo wspomnienia są wciąż świeże, a trauma nieprzepracowana. Ale „Przeżyć” to także film uniwersalny, zdający sprawę ze strachu, zagubienia, niepewności wszystkich, którzy są zmuszeni do opuszczenia swoich domów i udanie się na wędrówkę w nieznane, tam, gdzie jedno jest pewne: że nikt ich nie oczekuje.

„Przeżyć” ma jeszcze jedną warstwę, która dodatkowo komplikuje przekaz i tożsamość bohatera, urodzonego w Afganistanie, mieszkającego długi czas w Rosji i osiadłego w Danii, z której właśnie wybiera się do Stanów, gdzie ma odbyć post-doc w Princeton. Amin od wczesnego dzieciństwa wiedział, że jest inny niż pozostali chłopcy. Jean-Claude Van Damme nie był dla niego tylko idolem kina kopanego, ale pierwszą seksualną fascynacją. O swojej seksualnej orientacji w Afganistanie nawet nie mógł myśleć, ucieczka z krainy dzieciństwa, choć traumatyczna, przyniosła choć jedno wybawienie – seksualnej tożsamości. Rasmussen nie przedstawia jednak jego historii jako emancypacji. Raczej jako opowieść składającą się z wielu węzłów, dodatkowo komplikującą tożsamościowy splot Amina.

U Rasmussena wszystko działa tak jak powinno – dobrze narracji robią retrospekcje, ujęcia podczas wywiadu, prywatne ujęcia z domu Amina. Sama opowieść jest na tyle przejmująca, że nie wymaga emocjonalnego podbijania, wciąga bowiem w meandry traum, prawa międzynarodowego, rosyjskiej korupcji i wojennych strategii. Jednego jednak można żałować, że forma animacji została użyta tu tylko i wyłącznie jako maska, chroniąca tożsamość bohatera, który szczególnie chroni prywatność. Oglądając animowany dokument, liczy się na to, że rysowana forma doda coś swoistego do opowieści, stanie się wizualizacją stanów emocjonalnych, uzupełni przekaz o wymiary niedostępne formie dokumentalnej – jak w wybitnym „Walcu z Bashirem”. Tu tego nie ma, a rysunek raczej wiarygodnie odtwarza rzeczywistość, niż ją uzupełnia.

Ocena: 7/10