Octopus Film Festival – „Niedosyt”: Głębokie gardło

O wolności opowiadano na różne sposoby, ale jeszcze nigdy za pomocą połykania szklanych kulek, pinesek czy baterii. Reżyser „Niedosytu”, Carlo Mirabella-Davis, udowodnił, że ta niecodzienna czynność może mieć ogromny potencjał emancypacyjny. A równocześnie, że da się z niej wydobyć głębokie pokłady dramatyzmu i emocjonalnego napięcia. Debiutujący Amerykanin dał się poznać jako przenikliwy filmowy psycholog z predylekcją do tworzenia przewrotnego, stylowego kina gatunkowego spod znaku body horroru.

Bohaterką „Niedosytu” jest Hunter – kobieta jak z żurnala: stylowo ubrana, nienagannie uczesana, z idealnym makijażem. I z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem. Fryzura przypomina niewygodną perukę, noszone sukienki – przebranie, a puder – pancerz, pod którym kobieta stara się ukryć własne pragnienia. Wszystkim dookoła, a sobie najbardziej, stara się udowodnić, że jest szczęśliwa. I na pierwszy rzut oka trudno to podważyć – mieszka w wielkim, luksusowym domu, dni spływają jej na graniu w gry i oczyszczaniu basenu, jest żoną przystojnego, dobrze sytuowanego mężczyzny i właśnie się dowiedziała, że zaszła w ciąży. Sielanka szybko jednak okaże się koszmarem.

Mirabella-Davis nie podąża jednak utartymi szlakami i nie idzie na fabularną łatwiznę. Mąż jej bohaterki nie jest bowiem kopią „niewidzialnego człowieka” z niedawnego przeboju Leigh Wannell, a jego rodzice satanistami rodem z „Dziecka Rosemary”. Nikt nie jest tu sadystą, ani zwyrodnialcem. I wszyscy mają jak najlepsze intencje. Tylko nikt nie widzi pod drogimi ubraniami, wzorowym makijażem i starannie ułożonymi włosami Hunter człowieka o własnej tożsamości. Jej rola jest bowiem precyzyjnie określona – ma być wzorową żoną, matką i synową. Połykanie drobnych przedmiotów stało się dla niej próbą doświadczenia na nowo własnej osobowości i uwolnienia się spod pełnej kontroli najbliższych – irracjonalnością, która wyrwie ją z nieznośnej perfekcji nudy i porządku.

Mirabella-Davis stworzył kino wizualnie wysmakowane, z wieloma znaczeniowymi warstwami, w którym równie ważne, co obraz, jest słowo, które nigdy nie jest rzucone na wiatr. Każdy kolejny dialog i każda scena dopełniają wizerunku Hunter i komplikują relacje między bohaterami. Raz kobieta jawi się jako niewdzięczna egoistka, by za chwilę okazała się ofiarą. Rozwikływaniu psychologicznych zawiłości i zależności między Hunter i jej mężem pomaga znakomita metafora, jaką okazała się dziwaczna przypadłość bohaterki. Połykanie małych, lecz niebezpiecznych przedmiotów sprowadziło film na pole body horror, gatunku dość nieoczekiwanego w dziele, któremu na pierwszy rzut oka znacznie bliżej do melodramatu. Reżyser nie ma jednak zamiaru epatować szokiem krwi i wnętrzności. Nad cielesność stawia intelekt, co może być nawet momentami nieco rozczarowujące. To sprawia jednak, że film nie osuwa się w banał, lecz raz za razem komplikuje potencjalne interpretacje.

Połykanie i wydalanie kolejnych przedmiotów staje się dla Hunter namiastką osobistej wolności – jej własnym, małym niczym pineska, sekretem, do którego nikogo nie dopuszcza. W ten sposób stara się choć w małej skali odzyskać odrobinę wolności i kontroli. Fizyczność tego procederu wiąże kategorie wolności i zniewolenia z dyscyplinowanym przez rodzinne i towarzyskie koniugacje ciałem. Drogie ubrania, kupowane przez zamożną rodzinę męża, stają się więzieniem, a kobieta – własnością obdarowującego ją prezentami męża. Ciało oraz fizjologia połykania i wydalania mają jeszcze inne znaczenie i wiążą się ściśle z seksualnością i prokreacją, które okazują się kolejnymi szczeblami zniewolenia kobiety. Dzięki temu film wpisuje się w popularny obecnie w kinie nurt emancypacji kobiet.

Ale „Niedosyt” to nie tylko opowieść o uwięzieniu kobiety w opresyjnym związku, to również historia o przemocy klasowej. Hunter pochodzi z małego miasteczka, w którym do tej pory pracowała jako sprzedawczyni w drogerii. Dzięki zamążpójściu „awansowała” do klasy wyższej, co jej nowa rodzina skwapliwie, lecz subtelnie nieustannie przypomina. By stać się drogo opłacaną, luksusową wizytówką męża, musiała wyzbyć się własnych ambicji i korzeni i znosić na co dzień subtelnie serwowane upokorzenia.

Mirabella-Davis znakomicie łączy refleksję na temat psychologii związku, miejsca kobiety w patriarchalnym społeczeństwie i przemocy ekonomicznej. Te, jakże złożone, problemy dobitnie wybrzmiewają w niejednoznacznej postaci Hunter. Byłoby absolutnie satysfakcjonujące, gdyby twórca ograniczył się tylko do tego. Niestety postanowił dodać kolejną warstwę i jeszcze jeden wymiar bohaterki, niepotrzebnie sprowadzając nietypową praktykę gastronomiczną Hunter na teren psychoanalizy i to potraktowanej bardzo dosłownie. Najwidoczniej twórcy uznali, że widz może nie wpaść na to, iż połykanie baterii jest symptomem głębszych problemów bohaterki. Niemniej jednak pójście w pewnym momencie dość oczywistym tropem psychoanalitycznym poskutkowało znakomitym finałem, który w mocny i przekonujący sposób zebrał wszystkie podjęte wątki.

„Niedosyt” należy do typu filmów, które wydają się w całości utkane z gatunkowych konwencji – od horroru przez thriller po melodramat – ale ostatecznie wcale nie są zainteresowane podążaniem ścieżką kina gatunków, lecz tworzeniem dzieła prawdziwie autorskiego, pozbawionego uproszczeń, zgranych rozwiązań i efekciarskich fabularnych zwrotów akcji. To kino, które przez przełyk, żołądek i jelito potrafi trafić prosto do serca. I ukuć niczym ostra szpilka.   

Ocena: 7/10