Film zrobił furorę na tegorocznym festiwalu w Cannes, zdobywając nagrodę w prestiżowej sekcji „Un Certain Regard”. Roman Gutek nazwał go nawet najlepszym filmem francuskiego festiwalu w ogóle. Przyznam, że zupełnie nie rozumiem tego fenomenu. Nie znalazłem w nim absolutnie niczego, czego nie widziałbym już gdzie indziej i to przedstawionego w znacznie ciekawszy sposób.
Oprócz sceny otwierającej film – hipnotyzującej, wizualnie wysmakowanej i zaskakującej. Oglądamy nocny pejzaż lasu. Nagle zaczynają padać kolejne drzewa – jakby przechodził tamtędy olbrzym. Okazuje się, że tą niszczycielską siła jest wielki buldożer, który tworzy przestrzeń być może dla jakiejś drogi czy ułatwia wycinkę. Nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że wstęp ma wiele wspólnego z głównym bohaterem, który właśnie wychodzi na warunkowe zwolnienie z więzienia po dwuletniej odsiadce. Został skazany za piromanię – podpalenie lasu, które mogło skończyć się całkowitym zniszczeniem okolicznego miasteczka. Na szczęście tak się nie stało, dzięki czemu mężczyzna ma gdzie wrócić. Co ciekawe, w rodzinnej miejscowości witają go raczej życzliwie. Jedynie kilku mężczyzn pod nosem się z niego naśmiewa. Wygląda na to, że nikt nie ma mu za złe tego co zrobił. Usprawiedliwieniem jest również to, że „w życiu nie miał lekko”.
Co takiego go spotkało, że tak łatwo odpuścili mu winy? Nie wiadomo – nie wiemy o nim nic, prócz tego, że mieszka ze starą matką i codziennie wypasa trzy biedne krowy. Właśnie podczas wędrówek z nimi widzimy go najczęściej. Poza tym niemal nic innego się nie dzieje – jak przystało na rasowe slow cinema. I to takie najgorszego sortu, w którym nic nie wynika ze snucia się bohaterów po ekranie. Trudno dostrzec w tej opowieści jakąś szczególnie wnikliwą analizę życia małej społeczności, czy psychologię wiejskiej wspólnoty. Bohater również pozostaje dla nas enigmą i to taką, nad której tajemnicą nie bardzo chciałoby się nam głowić. Niczego więcej w tym filmie nie ma prócz ognia, który wybucha ponownie nas sam koniec. Czy to ponownie sprawka naszego bohatera? Tak, domyśliliście się – nie wiadomo.
Komentarze (0)