Nowe Horyzonty – „Jessica Forever”, reż. Caroline Poggi, Jonathan Vinel

Świat niedalekiej przyszłości albo alternatywna rzeczywistość. Francuskie przedmieścia, kraina krótko przystrzyżonych trawników i wystawnych willi. Wśród opustoszałych budynków mieszkają mężczyźni, którym dowodzi Jessica. Są jednostką paramilitarną, mają arsenał broni, hełmy, kamizelki kuloodporne, codziennie trenują. Ale przede wszystkim są dla siebie rodziną, jakiej nigdy wcześniej nie mieli. Wychowali się jako sieroty, a w tym świecie to wyjątkowo brutalne wychowanie. Rząd z niejasnych przyczyn dąży do wyeliminowania takich jak oni, na które nasyła służby specjalne pod postacią śmiercionośnych dronów. Mężczyźni tylko zjednoczeni mają szanse na przeżycie.

Punkt wyjścia jest bardzo interesujący. Brak wiedzy o tym świecie, prowokuje nas do snucia domysłów. Być może to świat podporządkowany korporacjom, dla których sieroty to baumanowscy ludzie-odpady, którzy nie nabijają ich kiesy. Być może to rzeczywistość, w której łatwiej pozbyć się niechcianych jednostek, niż je wychowywać. A może po prostu jest to rzeczywistość przesiąknięta brutalnością, w której już każdy walczy z każdym. Nie są od niej wolni chłopcy, podobnie jak despotyczny system. Twórcy nie marnują czasu na odpowiadanie na te pytania. I dobrze, prawda mogłaby okazać się rozczarowująca.

Od początku wiadomo, że coś tu nie gra. Mężczyźni, choć około trzydziestoletni, niekiedy łysiejący, zachowują się raczej jak mali chłopcy, uwielbiający prezenty, spragnieni przytulenia i matczynej łagodności. Jessica natomiast odwrotnie – wygląda na dwadzieścia kilka lat, a zachowuje się na znacznie bardziej dojrzałą kobietę. Jest figurą opiekunki, matki, ale także duchowego przywódcy. Niemal od początku staje się jasne, że akcja rozgrywa się raczej w przestrzeni baśniowej, być może stanowiącej jakąś dziwaczną wariację na temat Królewny Śnieżki i Siedmiu krasnoludków.

Twórcy nie mają ochoty tworzyć żadnej zobowiązującej fabuły, nie interesuje ich również spektakularna akcja, która w wykreowanym przez nich świecie byłaby jak najbardziej na miejscu – wygląda on bowiem jak wzięty wprost z kina sensacyjnego albo superbohaterskiego. W zamian twórcy oferują nam możliwość przyglądania się codzienności tych wielkich dzieciaków i ich pani. Jest w niej wiele przemocy, ale równie dużo łagodności, emocji i uczuć. Chyba ten dysonans między ich umięśnionymi, gotowymi do walki ciałami, posiadanym arsenałem broni i doświadczeniem a ich nieskazitelnym wnętrzem, miał stanowić sedno filmu.

Chyba – bo tak naprawdę trudno ustalić, o czym ten film jest i co chce nam przekazać. Nie wiadomo nawet, czy wszystko, co oglądamy twórcy podają nam zupełnie na serio czy jednak z przymrużeniem oka. Trudno bowiem nie powstrzymać śmiechu, gdy słucha się wygłaszanych patetycznym tonem mów na temat przemocy i uczuć, a przy tym ogląda zgraję przerośniętych dzieciaków z ich bardzo dziwną mamuśką.

Znaków zapytania podczas seansu pojawia się bez liku. Nikt jednak nie chce nam udzielić żadnych odpowiedzi. Musimy albo wziąć na poważnie tę enigmatyczną wizję niedalekiej przyszłości, albo uznać ją za dziwny pastisz kina akcji. W sumie, żadna z tych opcji nie jest satysfakcjonująca. Co najlepiej pokazuje, że projekt poniósł porażkę.

Ocena: 4/10