MFFA Animator #5 – Tajemnice medium i publiczności

Jakie animacje ceni publiczność i w czym tkwi istota kina? Na te pytania odpowiedziały filmowe pokazy piątego dnia Animatora. Zagadnienia te podjęto podczas dwóch pokazów: prezentującego filmy nagrodzone przez publiczność festiwalu Animafest w Zagrzebiu oraz poświęconego twórczości Paula Busha.

Daniel Suljić, dyrektor zagrzebskiego festiwalu, wpadł na świetny pomysł. Postanowił przedstawić swoją imprezę – jedną z najważniejszych i najstarszych na świecie wśród tych poświęconych animacji – od strony tego, co na przestrzeni lat najbardziej podobało się widowni. W ten sposób otrzymaliśmy zestaw filmów, zdradzający preferencje chorwackiej widowni. Nie może być zaskoczeniem, że tamtejsza publiczność, jak chyba każda na świecie, preferuje filmy zabawne i efektowne – i te właśnie zdominowały program pokazu.

"A kot uparcie wracał", reż. Cordell Barker

„A kot uparcie wracał”, reż. Cordell Barker

Do takich należy z pewnością „A kot uparcie wracał” Cordella Barkera, ilustrujący popularną przyśpiewkę o natrętnym kocie, którego nie może pozbyć się pewien mężczyzna. Rysunkowy film składa się z ciągu gagów napędzanych pojedynkowaniem się – w stylu Toma i Jerry’ego czy strusia pędziwiatra i kojota – człowieka ze zwierzęciem. Ten czysto rozrywkowy film czerpie z najlepszych telewizyjnych wzorców. W zestawie znalazło się również dzieło, które obwołano ostatnio najśmieszniejszą animacją wszech czasów. Mowa o dziele o tajemniczym tytule „KJFG nr 5” Alexeya Alekseeva, trwającym zaledwie dwie minuty. Jest ono oparte na absurdalnym poczuciu humoru i opowiada o trójce zwierząt grających na instrumentach i niezbyt rozgarniętym myśliwym. Film rzeczywiście bawi i to humorem nieoczywistym. Nie tylko śmiech oferuje natomiast animacja „Brytania” Joanny Quinn, będąca komentarzem do imperialnych ambicji Wielkiej Brytanii. Wyspiarski kraj reprezentuje groźnie szczekający pies, bawiący się kulą ziemską niczym piłką. Choć film ma ponad 20 lat w jawi się niezmiernie aktualnie kontekście ostatnich wydarzeń politycznych.

Zaskoczeniem może być fakt, że wśród zwycięzców znalazły się również filmy stroniące od rozrywki. Według Suljicia, na przestrzeni lat można zaobserwować zmianę w preferencji publiczności, która coraz częściej wybiera filmy, które również nagradza jury. Wydaje się więc, że festiwal wychował sobie widownię, która coraz lepiej rozumie animację. Dowodem na to jest choćby nagroda dla „O Willy” Emmy De Swaef i Marca Jamesa Roelsa, depresyjnej animacji opowiadającej o stracie najbliższych i konieczności konfrontacji z własną przeszłością, która wciąż napawa strachem. Tytułowy bohater przyjeżdża do wioski naturystów, by spędzić ostatnie dni życia jego matki. Po pogrzebie gubi się w pobliskim lesie, w których mieszkają jego podświadome strachy i pragnienia. „O Willy” to niezmiernie starannie wykonana animacja lalkowa, potrafiąca bez słów opowiadać o rzeczach fundamentalnym, a zarazem niezmiernie trudnych. Równie intrygujący, lecz z całkowicie innych powodów okazał się film „Rok w opuszczonej wiosce” Mortena Skalleruda – niezmiernie efektowny zapis krajobrazu maleńkiej norweskiej wioski rybackiej. Skallerud zabiera widzów w spacer po ścieżce wijącej się między wyludnionymi domkami, by w ten sposób zademonstrować zmieniające się pory roku, wędrujące kąty padania słońca, białe noce czy zorzę polarną. Widzowie mają szansę przemierzyć tę drogę w kilka minut – Skallerud musiał przemierzać ją rok, składając swoją panoramę z pojedynczych klatek rejestrowanych przez dwanaście miesięcy.

"O Willy", reż. Emma De Swaef i Marc James Roels

„O Willy”, reż. Emma De Swaef i Marc James Roels

„Rok w opuszczonej wiosce” można potraktować jak wstęp do twórczości bohatera jednej z tegorocznych retrospektyw – Paula Busha. Tego brytyjskiego twórcę zamiast animatorem można równie dobrze nazwać teoretykiem mediów. Jego filmy przypominają traktaty filozoficzne zgłębiające istotę filmowego medium. Cała jego twórczość posiada bogate zaplecze erudycyjne. Bush nawiązuje do klasyków literatury, filozofów, naukowców – najbliżej być może jest mu do ogarniętego manią katalogowania Linneusza. Niektóre jego filmy to zbiory przedmiotów, które zestawia, wylicza i ostatecznie animuje – jak choćby tysiące owadów ze szwajcarskiego muzeum w „Gdy Darwin śpi” czy muzealne eksponaty – antyczne naczynia, prehistoryczne narzędzia czy broń – w konkursowym „Muzeum w pięć minut”.

Rozważania Busha, którym daje wyraz w swoich dziełach, krążą wokół podstawowego wymiaru kinematografii, czyli ruchu. Złudzenie ożywania martwych przedmiotów na ekranie jest przecież dziełem animacji – bez niej kino nie mogłoby istnieć. By tego dowieść, Bush stworzył cykl filmowych eksperymentów, w których animuje to, co zwykle przedstawia się tradycyjnymi metodami. Taki cel przyświecał „Pas De Deus De Deus”, w którym poklatkowo przedstawił fragment baletu „Jezioro Łabędzie”. Ciała tancerzy zostały „uprzedmiotowione” – soliści nie tańczą, lecz zastygają w kolejnych pozach, by ożyć dopiero za sprawą medium, na ekranie. Cała twórczość Brytyjczyka koncentruje się na przedmiotach – to one są najczęstszymi bohaterami jego filmów. Meble, owady, naczynia, a nawet penisy ożywają za sprawą poklatkowej animacji.

"Gdy Darwin śpi", reż. Paul Bush

„Gdy Darwin śpi”, reż. Paul Bush

Oba pokazy posiadały walor poznawczy – nie tylko były szansą na zapoznanie się ze znakomitymi animacjami, ale również dowiedzenia się czegoś na temat zmian preferencji publiczności na przestrzeni lat oraz istoty kinematograficznego medium.