Lato, reż. Kiriłł Sieriebriennikow

„Lato” jest sexy, bo sexy jest młodość, bunt, talent, nonszalancja, bezpretensjonalność, tani alkohol pity latem na plaży i granie na gitarze przy ognisku. Ale „Lato” jest też gorzkie, bo miłość przemija, społeczeństwo nie rozumie, a władza ogranicza. Rosyjskiemu reżyserowi udało się połączyć młodzieżowy luz swoich bohaterów, rozkoszujących się tym, czym ludzie w ich wieku rozkoszować się powinni, z pulsującym gdzieś pod zgrywą i dezynwolturą smutkiem i brakiem nadziei. „Lato” jest jak tanie wino – jest słodkie, przyjemne i orzeźwiające, ale potrafi kopnąć w najmniej oczekiwanym momencie.

Leningrad, początek lat 80. Majk Naumenko jest lokalną gwiazdą rozkręcającej się w ZSRR sceny rockowej. Dla wielu jest niedoścignionym wzorem, również dla Wiktora Coja, który jeszcze nie wie, że przewyższa go skalą talentu. I urodą – co nie uchodzi uwadze żony Majka. Muzycy spotykają się, zaprzyjaźniają i spędzają długie godziny na wspólnym graniu, komponowaniu i słuchaniu muzyki. W filmie nie ma już wiele więcej: kilka koncertów, jedna rozmowa w urzędzie akceptującym teksty piosenek i sporo imprez. „Lato” mija na tym, co najprzyjemniejsze.

Pierwszoplanowe postaci przedstawione w filmie są autentyczne – dziś uznawane za pionierów rosyjskiej muzyki rockowej. Od twórcy dzieła o tak ważnych postaciach oczekiwałoby się raczej klasycznego podejścia do ich biografii: kilku faktów, poprawnie rozpisanej dramaturgii, paru życiowych zakrętów służących za zwroty akcji i oddania sprawiedliwości. Sieriebriennikow nie idzie jednak, na szczęście, tą drogą, bo losy tych postaci postanowił zinterpretować po swojemu. Ograniczył się do kilku, być może kluczowych, miesięcy w ich życiu i wyeksponował to, co liczyło się dla nich najbardziej – muzykę.

Kamera jest jednym z kumpli z ich paczki. Szlaja się razem z nimi, mając na nich oko podczas imprez, prób i koncertów. Nie jest wścibska, ani patetyczna, raczej woli towarzyszyć im w kolejnych balangach, niż robić z nich jakieś ofiary systemu czy pionierów porywających za sobą tłumy. Dzięki temu z jednej strony ma się wrażenie, że otrzymujemy jakby bardziej szczery portret, pozbawiony narzuconego filtra politycznego czy obyczajowego, a z drugiej, że możemy zaczerpnąć z atmosfery tamtych lat – bo właśnie na odtwarzaniu klimatu początków rosyjskiego punka w sporej mierze skupił się reżyser.

Ale dzięki przywiązaniu do szczegółu i prawdy epoki otrzymujemy nie tylko relacje z imprez, ale również, jakby przy okazji, bardzo ciekawy i pogłębiony opis ówczesnego życia w Związku Radzieckim. „Lato” pod tym względem bardzo przypomina „Dowłatowa” – ma jednak znacznie więcej luzu. Niemniej przy akompaniamencie utworów Naumenki i Coja, a także rozbrzmiewających z płyt winylowych Lou Reeda, Velvet Underground, Bowiego czy T.Rex, Sieriebriennikow opowiedział o cenzurze, biedzie i powszechnym braku nadziei. A także o tęsknocie za Zachodem, znanym jednak tylko z rockowych płyt.

Ocena: 7/10