Uproszczona kreska, przypominająca niemal dziecięce rysunki. Kilka kolorów, „niewprawne” animowane postacie. Można odnieść wrażenie, że strona plastyczna „W lesie są ludzie” została maksymalnie uproszczona, jakby była nieistotna, zredukowana do niezbędnej formy. Wszystko po to, by na jej tle jak najmocniej wybrzmiała sprawa. I tak się dzieje.
To nie znaczy, że plastyka obrazu „W lesie są ludzie” nie odgrywa żadnej roli, wręcz przeciwnie. Przygraniczny las, po którym krążą uchodźcy, starający się ukryć przed polską strażą graniczną, oglądamy z lotu ptaka – dosłownie. W pierwszym ujęciu ptak przelatuje nad zasiekami odgradzającymi Polskę od Białorusi. Przyglądamy się tej tragedii z punktu widzenia wolności, tych, dla których siatka z drutu kolczastego nie rozgranicza życia od śmierci. Ten dystans mówi więcej o nas, niż uchodźcach. Każe zredefiniować naszą moralność, spojrzeć jeszcze raz na nasz stosunek do sprawy. Bo tu nie ma nad czym się zastanawiać, nie ma nad czym debatować – wszystko jest jasne i oczywiste. Po prostu, jak głosi tytuł – „w lesie są ludzie” i potrzebują naszej pomocy.
Reżyser, Szymon Ruczyński, potrafił opowiedzieć o tej tragedii, naszej obojętności, ale także zaangażowaniu, w sposób celny, a jednocześnie niezwykle prosty. Odróżnia ludzi wolnych od uchodźców kolorami, zamienia przestrzeń lasu w planszę niemalże z Pac-mana, na której roi się od groźnych „duszków”, których trzeba omijać, by przeżyć. Te wizualne tropy w sposób dobitny komentują tę sprawę i beznadzieję, w której znaleźli się uciekinierzy. Nie ma wątpliwości, jak wygląda ich położenie i co należy zrobić. Tak właśnie powinno się robić kino interwencyjnie – wymownie i z empatią.
Komentarze (0)