Nowe Horyzonty – „Obywatel Jones”, reż. Agnieszka Holland

„Obywatel Jones” to kino gorące, wręcz rozgorączkowane, kipiące wściekłością. Choć historyczne, to wyjątkowo aktualne – a przez to złowrogie. Widać to w bezpardonowości młodego, pełnego ideałów bohatera, tytułowego obywatela Jonesa, jak i w sposobie kręcenia – dynamicznych, rozchwianych ruchach kamery, szybkim montażu, rzutowaniem psychologii bohatera na obraz pokazywanego świata. Film Agnieszki Holland być może nie imponuje realizacyjnym rozmachem, nowatorskim sposobem opowiadania czy stylistycznym wyrafinowaniem – ale nie można odebrać mu zapalczywości w mówieniu o sprawie ważnej i dziś, w szczególny sposób, bardzo potrzebnej. O prawdzie.

Jones jest byłym doradcą brytyjskiego dyplomaty, jego specjalistą od spraw zagranicznych, którego nikt na dobrą sprawę nie słucha, bo mówi rzeczy niewygodne i niewiarygodne, przynajmniej na początku lat 30. XX wieku. Właśnie wrócił z Berlina, gdzie odbył wywiad z Hitlerem – wojna wisi na włosku, ale nikt nie daje mu wiary. Będzie tak samo, jak wróci z Moskwy, gdzie wyjechał przeprowadzić wywiad ze Stalinem, a powrócił z nieplanowanym tematem, który wstrząśnie światem.

Ale dopiero za moment. Główna akcja rozgrywa się w Związku Radzieckim, a następnie na Ukrainie, do której Jonesowi udało się pojechać dzięki fortelowi. Zagranicznych dziennikarzy zwykle nie puszczają poza Moskwę. Mają ku temu, oczywiście, ważny powód, czyli wszechobecny głód, szczególnie na Ukrainie. Ale dla Holland nie on jest na dobrą sprawę najważniejszy. Oczywiście skwapliwie dokumentuje jego skalę i makabrę. Ale najważniejsze dzieje się w decydenckich gabinetach, redakcjach i politycznych biurach. Tam właśnie toczy się rozgrywka – o przyszłość socjalizmu, o dobre stosunki ze Stalinem, o przetrzymywanych w ZSRR Brytyjczyków, wreszcie o pieniądze i prawdę. Tą ostatnią nikt nie wydaje się zainteresowany.

Głównym adwersarzem Jonesa nie jest wcale żaden sowiecki aparatczyk czy nawet komunistyczna machina, skazująca miliony Ukraińców na pewną śmierć. Jest nim nagrodzony Pulitzerem amerykański dziennikarz – korespondent New York Timesa w Moskwie, który ułożył tam sobie wygodne, dostatnie życie za sowieckie pieniądze. Od relacjonowania sposobu funkcjonowania Związku Radzieckiego, woli organizować orgiastyczne imprezy z prostytutkami, alkoholem i narkotykami. Między nim a Jonesem toczy się odwieczna walka idealisty, wciąż wierzącego w wagę prawdy, i starego, choćby tylko duchem, zgorzkniałego cynika, który wie, że prawda nie ma znaczenia.

Holland jednak udowadnia, że jest inaczej. Staje całą sobą za swoim bohaterem – odważnym, nieskazitelnym, czystym, idealistycznym, zasługującym na miano prawdziwego bohatera. Reżyserka zdaje sobie sprawę, że prawda to nie łatwa sprawa, ale trud zawsze warto podjąć – i znaleźć sposób, by ją odkryć i przekazać światu. Jest też świadoma, że nikt nie zrobi tego z powodu idei. Światem rządzą interesy i nikt tego nie powstrzyma. Chodzi tylko o to, by potrafić je właściwie wykorzystać – w imię wartości i nawet najbrutalniejszej prawdy. Dziś, w świecie fake newsów, deep faków, postprawdy, rozgorączkowane wołanie o rzetelne dziennikarstwo wydaje się czymś pilniejszym niż tylko potrzeba wiarygodnej prasy. To walka o fundamentalne wartości, bez których świat zacznie się chwiać.

Ocena: 6/10