Festiwal Filmowy w Gdyni #5 – Ciemna strona ludzkich serc

Mordercy, zabójstwa, pogromy i bestialstwo – to motywy, które powracają w konkursowych filmach niczym refren. Polscy twórcy upodobali sobie zgłębianie tajników ciemnej strony ludzkich serc. Jednym z nich jest młody debiutant – Bartosz M. Kowalski, autor „Placu zabaw”. Od tego wiodącego nurtu bardzo daleko znajduje się natomiast artystka wizualna – Karolina Breguła, która nakręciła film nienadający się jednak do projekcji w sali kinowej. Jego miejsce wydaje się znajdować na ścianie galerii sztuki współczesnej.

biuro-budowy-pomnika

Biuro budowy pomnika, rez. Karolina Breguła

Breguła czerpie z surrealizmu, teatru absurdu i slow cinema. Jej film bardziej pasuje do galerii niż do sali kinowej. Znacznie bliżej mu do świata sztuki niż filmu. „Biuro budowy pomnika” składa się z pojedynczych scen, które usilnie chcą złożyć się w spójną, choć poszatkowaną, całość. Rzucane na ścianę w galerii, pozbawione linearności, mogłoby się bronić ekscentrycznym humorem czy plastyczną wrażliwością, lecz w kinie liczy się opowieść i sens. A tych dwóch elementów ewidentnie zabrakło. Oglądając film można odnieść wrażenie, że albo oglądane na ekranie sceny całkowicie pozbawione są znaczenia i zwodzą swoją wydumaną ekscentrycznością, albo to my jesteśmy zbyt głupi, by zrozumieć serwowane nam obrazy. Ze względu na własny spokój ducha wybieram opcje pierwszą – gdy nie dostrzegam sensu, przestaje się czymś interesować. Film Breguły jest mi całkowicie obojętny – w sumie jedynie dlatego, że jest w miarę krótki. Gdyby był dłuższy stałby się zwyczajnie nie do zniesienia. Nie tylko ze względu na pretensjonalność, ale również wtórność i brak oryginalności. Historia kobiety, która kolekcjonuje zęby obcych ludzi, wcale nie intryguje swoją pomysłowością. Tożsamościami i narracją bawili się w podobny sposób znacznie lepsi artyści od Breguły i to bardzo dawno temu – na dodatek ze znacznie ciekawszymi rezultatami.

plac-zabaw

Plac zabaw, reż. Bartosz M. Kowalski

Przykład spektakularnego filmowego samobójstwa. Młodemu, utalentowanemu debiutantowi udało się nakręcić film, który jeszcze 10 lat temu zostałoby okrzyknięty objawieniem polskiej kinematografii. Odważny, intrygujący w formie, z dobrze poprowadzonymi bardzo młodymi aktorami, niezwykle wiarygodny. W ten sposób opowiedział o brutalnym świecie uczniów podstawówki, który jest areną walk dorastających gladiatorów, nawet gdy nie dochodzi do rozlewu krwi. Ofiary są zawsze – psychiczne kaleki niepotrafiące radzić sobie z agresją lubiących nadużywać przemocy samozwańczych samczyków alfa. Kowalski potrafił niezwykle wiarygodnie odmalować rzeczywistość dzieci z jego niewybrednym językiem, palonymi w szkolnej toalecie papierosami, niepokojem o rangę w grupie, wstydem wobec własnych uczuć i wyczuleniem na opinię innych.

Akcja filmu rozgrywa się w czasie ostatniego dnia roku szkolnego. Trójka dzieci – każde z innej rzeczywistości społecznej reprezentowanej przez odmienne miejsca zamieszkania (willa, blok, kamienica) – przygotowuje się do uroczystości wręczania świadectw. Dla Gabrysi jest to dzień szczególnie wyjątkowy – chce w końcu powiedzieć koledze z klasy, że od kilku miesięcy podkochuje się w nim i chciałaby z nim „chodzić”. Przedstawione dzieci wywodzą się z innych światów, posiadają inne problemy i wrażliwości. Prymuska Gabrysia z dobrego domu i dwóch rozrabiaków, którym bieda czy niepełnosprawność rodziców już na starcie utrudnia życie. Konfrontacja tych trzech bohaterów i obnażenie psychiczne najsłabszej z nich musi zakończyć się tragedią. Tak nam się przynajmniej wydaje – w ten sposób jest prowadzona narracja i rozpisana dramaturgia. Ostatecznie jednak Kowalski przestaje się interesować tłem społecznym, psychologicznymi zawiłościami grup rówieśniczych, zasadami rządzącymi światem nastolatków. Porzuca mozolnie i wyjątkowo udolnie budowaną fabularną ścieżkę, by skręcić w sytuację nazbyt wręcz szokującą, ale przy tym niewiarygodną, a wręcz w swej wymowie nieprzyzwoitą – chełpiącą się własnym sadyzmem.

Film można podzielić na dwie części. Pierwsza stanowi 90% filmu i składa się na nią intrygująca formalnie i ideowo obserwacja relacji między młodymi ludźmi w rzeczywistości nierówności społecznych, a druga – finałowa – wydaje się być chorą fantazją na temat czystego zła drzemiącego w niedojrzałych sercach. Znacznie bardziej przekonuje mnie obserwacja różnic między bohaterami, ich domami, rodzinami, sytuacjami życiowymi oraz wpływu tych elementów na ich wzajemne relacje, uczucia i emocje, niż efekciarskie w swojej drastyczności uogólnianie. Nie wierzę w zło absolutne – ono zawsze ma swoje źródło. Kowalski ostatecznie stał się wyznawcą ciemnej strony mocy, czerpiącym sadystyczną przyjemność z urządzania masakry rękami bogu ducha winnych dzieci. Wybaczę mu jedynie dlatego, że wydaje się posiadać ponadprzeciętny talent. Niech kolejnym razem spożytkuje go rozsądniej.