Zielona mgła, reż. Guy Maddin, Evan Johnson, Galen Johnson

A jeżeli to prawda i istnieje tylko jeden film, a cała reszta to jedynie kolejne wariacje na jego temat? U twórców „Zielonej mgły” tym filmem-matką jest bezsprzecznie „Zawrót głowy” Alfreda Hitchcocka, którego strukturę starają się odtworzyć wykorzystując niezliczone ujęcia z ogromnej ilości filmów, których akcja osadzona jest w San Francisco. To jakże często powracające w kolejnych filmach miasto osnuwa tajemnicza, zielona mgła, która dodaje tym miejscom dodatkowej aury tajemniczości i zamienia ten wielki plan filmowy w surrealną przestrzeń celuloidowego snu.

Maddin jest mistrzem współczesnego kina niemego. Tym razem jednak w inny sposób wykorzystał stare filmy, w które tchnął nowe życie. Choć trzeba przyznać, że niezwykle pomysłowo i zabawnie odniósł się do swojej niechęci do dialogów. Wyciął bowiem zdecydowaną większość z nich, pozostawiając jedynie nieme twarze, wykrzywiające się w dziwacznych minach. W ten sposób – nieco paradoksalnie – dodał słowom większej wagi, ograniczył je bowiem do tego, co najważniejsze.

Nie ma wątpliwości, że „Zielona mgła” ma dwóch bohaterów. Z jednej strony to wspomniany „Zawrót głowy”, którego strukturę twórcy narzucili na swoje dzieło, doszukując się w innych filmach podobieństw motywów charakterystycznych dla dzieła Hitchcocka. Z drugiej natomiast jest nim oczywiście San Francisco. Film Maddina i Johnsonów można nazwać wideoesejem na temat sposobu reprezentowania tego miasta w amerykańskiej kinematografii. Twórcy zestawiają powtarzające się ujęcia, fabularne motywy i najbardziej charakterystyczne przestrzenie, badając sposób wyrabiania wizualnych klisz. W ten sposób stworzyli jedyną w swoim rodzaju kinematograficzną mapę miasta, który istnieje bardziej w umysłach widzów otumanionych zieloną mgłą kinematograficznych obrazów, niż w rzeczywistości.

„Zielona mgła” jest wielkim hołdem dla miasta i kina – szczególnie dla twórczej wyobraźni. Ale również wskazuje na zabawne podobieństwa, które zamieniają historię kina w paradę nieustannie powtarzanych motywów, skutecznie mamiących złaknionych emocji widzów. Film Maddina i Johnsonów zaskakuje skalą przedsięwzięcia, przemyślaną konstrukcją, ale również humorem i lekkością. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby faktycznie istniał tylko jeden film, ale pod warunkiem, że byłby to faktycznie „Zawrót głowy”, no, albo „Zielona mgła”.

Ocena: 7/10