Krakowski Festiwal Filmowy – „Jutro czeka nas długi dzień”, reż. Paweł Wysoczański

Dokument Wysoczańskiego ma w sobie coś mistycznego, a zarazem synkretycznego. Dotyka bowiem tajemnic różnych wyznań i poszukuje w nich tego, co najistotniejsze, czyli istoty dobra. Udało mu się to osiągnąć zwykłymi, dokumentalnymi metodami długiej, cierpliwej obserwacji – w filmie nie ma żadnej filozoficznej pretensji, a tym bardziej niepotrzebnej dewocji. Jest za to wyjątkowa bohaterka i jej niesamowite życie.

Helena to kobieta, która dla własnego zdrowia już dawno powinna przejść na emeryturę, ale nie potrafi. Nie potrafi zrezygnować ze swojego życia, które kocha i nie potrafi zrezygnować z ludzi, którzy ją kochają. Jest Polką, która przyjechała do Indii trzydzieści lat temu na misje i została na resztę życia. Pracuje w ośrodku dla trędowatych i ich dzieci. Jest lekarką, opiekuje się między innymi małymi podopiecznymi, których nie tylko leczy, ale również wychowuje. Nie bez powodu wszyscy w ośrodku mówią do niej nie inaczej jak mama. Tylko jednej osobie nie jest w stanie to przejść przez gardło – nowemu dyrektorowi, który robi wiele, by się kobiety pozbyć, bo ma ona zbyt dużą władzę. Choć jest katolickim księdzem, to nie jest w stanie docenić miłosiernego zaangażowania kobiety, pogardliwie nazywając ją Matką Teresą.

Wysoczański skupił się właśnie na tym konflikcie, w którym, przynajmniej dla Heleny, stawką nie jest rządzenie, a dzieci – do których jej nowy szef ma zupełnie inne, niekoniecznie ojcowskie podejście. Wysoczański robi z niego wręcz tyrana, kogoś kto w białych rękawiczkach, wykorzystując donosy, delikatne zastraszanie i propagandę, dąży do osiągnięcia pełni kontroli. Ta ma przynieść mu poszerzenie wpływów z działalności instytucji, która do tej pory była charytatywna.

Wysoczański jasno rozkłada sympatie. Dyrektor jest czarnym charakterem wziętym wprost z filmów Disneya, czyli wręcz karykaturalnym. Helena również ma w sobie coś z bajkowego świata animacji – jest jak dobra wróżka, która dla każdego ma dobre słowo, gest i czas. Ale czasem potrafi fuknąć – ale zawsze dla dobra podopiecznego. Kreśląc jej portret, reżyser ukazał również trudne realia Hindusów, a przy tym ich kulturę, która okazała się przeszkodą w medycynie. Hinduizm przekonuje ich, że choroba to kara za złe uczynki – wracająca do nich karma, którą muszą przyjąć i od której nie ma ucieczki.

Wysoczański patrzy na tę wiarę z tym samym sceptycyzmem, co katoliczka Helena – traktuje chorobę jako problem do rozwiązania, a nie mistyczną tajemnicę. Jednak uchwycone przez niego wydarzenia wpisały się w hinduistyczną narrację, łącząc tym samym spojrzenie chrześcijańskie – zachodnie – ze wschodnim. Okazuje się bowiem, że dyrektor, choć jest katolickim księdzem, doświadczył sprawiedliwości karmy.

Ocena: 7/10