Krakowski Festiwal Filmowy – „I znów będziemy szczęśliwi”, reż. Krzysztof Wołżański

Porażający film – dogłębnie osobisty, rozdzierający najgłębsze rany, a przy tym emocjonalnie stonowany, momentami wręcz kontemplacyjny. List miłosny do niedawno zmarłej matki, a zarazem uniwersalna i przejmująca analiza meandrów życia rodzinnego. Wołżańskiemu w niedługim dokumencie udało się uchwycić dwie skrajności: bezdenną miłość i kosmiczną nienawiść – i to jedynie rejestrując kilka tygodni z życia swojej rodziny.

Młody dokumentalista opowiedział o mierzeniu się z umieraniem i śmiercią ukochanej osoby – mamy. Nie ma w tym jednak ani odrobiny cierpiętnictwa czy emocjonalnego ekshibicjonizmu. Jest tylko strach matki przed śmiercią, całonocne czuwania dzieci przy jej łóżku, małe radości ze wspólnego grania na pianinie czy z lepszego samopoczucia chorej. Wołżański swobodnie porusza się w czasie i przestrzeni – w ten sposób zakreśla horyzont marzeń, lęków i myśli matki i całej jego rodziny. Zaczyna nad morzem, w którym uwielbiała kapać się jego mama. A potem już jest tylko choroba i śmierć. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.

Część o umieraniu przepełnia poczucie bliskości, ciepła i miłości. Matka boi się śmierci, więc dzieci całymi nocami nie śpią, by przepędzać kostuchę. Jest w tym najgłębsze poczucie troski i odpowiedzialność za tego, kogo się kocha – ani trochę użalania się czy zmęczenia. Ale w tej jakże emocjonalnej, przejmującej historii o miłości znalazło się niestety sporo miejsca również dla nienawiści. Tę przynosi ze sobą ojciec – który straszy umierającą żonę oddaniem do hospicjum, a po jej śmierci włamuje się do domu i demoluje wnętrze wraz z tak ważnym dla wszystkich pianinem.

Nie wiadomo dlaczego tak się zachował, jakim jest człowiekiem, ani jakie relacje łączą go z resztą rodziny. Ale sporo można się domyślać po tym geście, spuentowanym zostawiona kartką, na której napisał tytułowe słowa, niby tłumaczące jego czynu. Wiele wyjaśnia również zachowanie jego dzieci – zalęknionych, choć dorosłych.

„I znów będziemy szczęśliwi” to emocjonalny kołowrót, znakomicie skomponowany i formalnie wyjątkowo szczery. Na jego finalny kształt również wielkie piętno odcisnął ojciec, który ukradł z domu kamerę z całym materiałem na film. Reżyserowi zostały jedynie strzępki materiałów nagranych komórką, z których złożono ostatecznie cały dokument. Jego chropowata faktura i niska rozdzielczość oddaje jednak gorączkowość tej historii – jej emocjonalne rozedrganie. Obraz okazał się znakomitą metaforą stosunku zarówno z matką, jak i ojcem. Skradzenie kamery to być może jedyna rzecz, za którą reżyser powinien ojcu podziękować.

Ocena: 7/10