Pierwszy dzień na festiwalu Docs Against Gravity nie rozczarował. Szczególnym walorem okazało się poszerzające horyzonty tematyczne bogactwo, a także świeże spojrzenie dokumentalistów na kwestie już wielokrotnie podejmowane. Coś dla siebie mogli znaleźć zarówno rasowi kinofile, przeciwnicy neoliberalizmu, jak i amatorzy ekstremalnej diety wysokoproteinowej.
Hitchcock/Truffaut, reż. Kent Jones
Prawdziwa gratka dla każdego miłośnika X muzy. Wśród kinofili wywiad-rzeka przeprowadzony przez Francois’a Truffaut z Alfredem Hitchcockiem ma status dzieła wręcz kultowego. Do klanu miłośników tej pozycji zapewne należy również Kent Jones, który stworzył jej filmową wersję. Odnalazł nagrania audio rozmów oraz zdjęcia robione podczas spotkań. Znacznie poszerzają one prowadzony przez filmowców dyskurs, zdradzają również wzajemną fascynację obu wielkich twórców kina. Jones poszerza rozważania popularnego Hitcha o wypowiedzi współczesnych mistrzów kina, którzy zwierzają się z długu, który zaciągnęli u mistrza suspensu. Dokument powinno się dołączać do książkowych wydań wywiadu. Jest on spełnieniem marzeń każdego czytelnika książki. Omawiane przez twórców fragmenty filmów możemy śledzić na ekranie i zgłębiać tajniki warsztatu tego jedynego w swoim rodzaju mistrza kina. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chce poznać film zarówno od strony jego historii, jak i artystycznego rzemiosła.
Requiem dla amerykańskiego snu, reż. Peter D. Hutchison, Kelly Nyks, Jared P. Scott
Nie brakuje bardzo dobrych i niezwykle przenikliwych filmów dokumentalnych krytykujących współczesny światowy porządek gospodarczy. Szczególnie po wybuchu ostatniego kryzysu namnożyło się filmów rozkładających na czynniki pierwsze mechanizmy rządzące neoliberalizmem. „Requiem dla amerykańskiego snu” jest kolejnym z nich. Można byłoby przejść obok niego obojętnie, gdyby nie dwie kwestie: Noam Chomsky i kontekst dobrobytu przeżywanego przez USA w latach 50. i 60. Nie jest to jedyny dokument o sławnym językoznawcy. Najoryginalniejszy obraz naukowca stworzył bodajże Michel Gondry w częściowo animowanym „Czy Noam Chomsky jest wysoki czy szczęśliwy?”. Francuz skoncentrował się jednak na „działce” językoznawczej. Twórcy „Requiem…” „wykorzystali” Chomsky’ego jako dyżurnego krytyka gospodarki neoliberalnej. Amerykanin to postać niezwykła: społeczny aktywista, zdeklarowany lewicowiec, oryginalny naukowiec, a także publicysta i człowiek o niezwykle przenikliwym umyśle. O złożonych kwestiach potrafi opowiadać w sposób prosty i właśnie tę umiejętność wykorzystali twórcy. Chomsky kolejny raz zdemaskował mechanizmy ekonomiczne, wykorzystywane przez najbogatszych, podkopujące demokrację i ustanawiające porządek wspierający elity. Najoryginalniejsze w filmie jest to, że głównym punktem odniesienia dla krytyki współczesnej rzeczywistości polityczno-ekonomicznej jest złoty wiek Ameryki przypadający na okres lat 50. i 60. Tamten kraj czerpał zyski z produkcji i sprawiedliwości społecznej rozumianej jako wzajemna solidarność, współczesna Ameryka jest natomiast krajem pogrążonym w ogromnych nierównościach, pogłębianych przez finansowe spekulacje garstki specjalistów. Tamta Ameryka dawała równe szanse wszystkim, dzisiejsza jedynie najzamożniejszym. „Requiem…” znakomicie pokazuje, co się dzieje, gdy władza łączy się z kapitałem. Film można traktować zarówno jako podręcznik aktywizmu, jak i ostrzeżenie przed postępującymi procesami, które prowadzą ku zniewoleniu.
Otwarcie chińskich szaf, reż. Sophia Luvara
Z dokumentem Luvary jest podobny problem jak z „Requiem…”. Podejmuje kwestię, która w ostatnim czasie była eksploatowana wielokrotnie, lecz zabiera głos w trwającej nie od dziś debacie, by powiedzieć rzeczy, o których reszta do tej pory milczała. Jej film koncentruje się na dwójce Chińczyków – chłopaku i dziewczynie, geju i lesbijce. Oboje, choć się nie znają, mają te same problemy. Muszą zmierzyć się ze społeczną presją, która nie jest wcale wycelowana w ich preferencje seksualne. Na młodych ludziach ciąży kulturowo respektowany obowiązek ślubu i spłodzenia dziecka. Chińskie społeczeństwo okazuje się być fasadowe, nie chodzi mu o walkę ze środowiskiem LGBT, lecz o zachowanie konwenansów. W tym bardzo specyficznym społeczeństwie dziecko jest najcenniejszym (dosłownie – nieustannie przeliczanym na pieniądze i traktowanym jak inwestycja we własną przyszłość) dobrem, a jego nieposiadanie wydaje się całkowicie nieracjonalnym marnotrawstwem. Osoby homoseksualne wydają się znajdować w klinczu – nie wiedzą, czy podążać za własną naturą, czy dostosować się do społecznych norm.
Robaki, reż. Andreas Johnsen
Najbardziej zaskakujący film pierwszego dnia. Food Porn o robakach, które rzeczywiście jawią się na ekranie niezwykle apetycznie, szczególnie w wymyślnych kompozycjach stworzonych przez najlepszych kucharzy kopenhaskiej restauracji Noma. Dokument koncentruje się na dwóch młodych kucharzach, którzy specjalizują się w poszukiwaniu nowych smaków. Tym razem padło na robaki, które uznaje się za pożywienie przyszłości. Faktycznie, okazuje się, że są doskonałym źródłem protein i są uznawane za przysmaki w bardzo wielu kulturach. Wraz z dwójką kucharzy podróżujemy po świecie w poszukiwaniu kulinarnych „rarytasów”. Film z początku razi narracyjną chaotycznością, a dwójka bohaterów nie odpowiada na wszystkie pytania, które sobie stawiamy w odniesieniu do „robaczej” diety. Ostatecznie jednak brak „gadających głów” ekspertów okazuje się walorem, a wyjątkowy głos kucharzy jest kluczowy. „Robaki” to nie tylko film otwierający nowe horyzonty przed branżą gastronomiczną, ale również apel o dbanie o zróżnicowane żywienie oraz o troskę o ekologię, lokalne społeczności i walkę z wielkimi koncernami. Food porn o robakach okazał się filmem zaangażowanym politycznie, zaaferowany współczesną sytuacją na rynku żywieniowym.
Zud, reż. Marta Minorowicz
Polska dokumentalistka stworzyła film, który znakomicie wpisuje się w filozofię festiwalu, czyli prezentację filmów non-fiction. To takie filmy, które sytuują się na pograniczu, między dokumentem a fabułą. Oglądając „Zud” trudno stwierdzić, czy śledzimy losy prawdziwych ludzi czy fikcyjnych bohaterów. Okazuje się jednak, że tego typu myślenie jest błędne, a „prawdziwi” ludzie mogą stać się bohaterami fikcyjnej opowieści. U Minorowicz elementy fikcji wychodzą na pierwszy plan wraz z rozwojem akcji. Narracja bierze górę stopniowo, odsłaniając fikcjonalny potencjał rzeczywistości zamieszkiwanej przez rzeczywiste osoby, które oglądamy na ekranie. Film opowiada o szorstkiej miłości ojca do syna, który okazuje się być ostatnią nadzieją dla rodziny pogrążonej w długach. Na domiar złego ich trzoda zaczyna być dziesiątkowana przez tajemniczą chorobę, a chłopiec ma szanse wziąć udział w wyścigach konnych, które mogłyby przynieść niezbędne pieniądze. Akcji w filmie mamy niewiele, rekompensują nam ją znakomite zdjęcia mongolskiego stepu autorstwa Pawła Chorzępy. Film dla miłośników dzikiej natury i niekoniecznie oczywistych rodzajowych połączeń.
Komentarze (0)