Ale Kino 2020 – „Czarny młyn”, reż. Mariusz Palej

Mariusz Palej udowodnił swoim debiutem – „Za niebieskimi drzwiami” – że potrafi opowiadać o wyjątkowo trudnych sprawach językiem przystępnym dla młodej widowni. Potwierdził to swoim drugim filmem – „Czarny młyn”. O ile jednak jego pierwszy film flirtował z horrorem, tak drugiemu znacznie bliżej do turpistycznego kina społecznego. Po zapoznaniu się z dwoma filmami z filmografii Paleja, można dodatkowo stwierdzić, że posiada on, niestety, również zamiłowanie do niekoniecznie najlepszych efektów specjalnych, psujących z mozołem budowany efekt wiarygodności.

Fabuła „Czarnego młyna” mogłaby stanowić kanwę depresyjnego kina społecznego o beznadziei polskiej prowincji – szczerze mówiąc niewiele jest rodzimych filmów, które lepiej uchwyciły ten temat. Bohaterami jest grupka dzieciaków, mieszkająca w jednej, rozpadającej się kamienicy, gdzieś na Śląsku. Akcja zawiązuje się w momencie, gdy w tytułowym budynku dochodzi do tragedii – wybuchu, podczas którego ginie ojciec głównego bohatera, Iwa. Zasadnicza część filmu rozgrywa się kilka lat później, gdy zaczynają się dziać wokół opuszczonego kombinatu niewyjaśnione zdarzenia. Ale zanim nadprzyrodzone przejmie akcję, Palej koncentruje się na trudach życia wiejskiej biedoty.

Iwo mieszka sam z niepełnosprawną siostrą i matką, która próbuje wiązać koniec z końcem parając się pieczeniem ciast dla okolicznej cukierni. Palej pokazuje też innych – sąsiada złomiarza, którego wszyscy podejrzewają o złodziejstwo, bo swego czasu siedział w więzieniu, hodującą króliki sąsiadkę czy nastolatka, pozostawionego przez rodziców, dorabiających się w Londynie. Na wszystkich cieniem kładzie się straszące ruiny dawnej fabryki, która swego czasu z pewnością był głównym pracodawcą w okolicy – dziś jej nieobecność skazuje okolicznych mieszkańców na wegetację. Rodzina Iwa jest w szczególnie trudnej sytuacji, bo nie ma wsparcia ze strony mężczyzny – a na wsi samotna kobieta jest skazana na nędzę. To wszystko wydaje się jedynie kontekstem dla fantastycznej historii, ale jednocześnie w sposób zasadniczy wpływa na akcję.

Tak, jak film przekonująco odmalowuje ekonomiczne realia polskiej wsi, tak samo dobrze oddaje obraz dzisiejszej młodzieży – szczególnie w sposobie posługiwania się językiem. Niewiele było dialogów, które szeleściły kartką – a to niezwykle trudne zarówno ze względu na specyfikę sposobu mówienia młodych ludzi, jak i nie zawsze doskonałe umiejętności młodych aktorów. Palej dał się poznać jako reżyser potrafiący ich odpowiednio poprowadzić.

Tym większa szkoda, że tak misternie budowana wiarygodność i socjologiczny potencjał zostały zmarnowane przez niesatysfakcjonujące zakończenie, okraszone wątpliwej jakości efektami specjalnymi. Niesamowite w filmie ujawnia się stopniowo – swoją role do odegrania ma i niepełnosprawna siostra Iwa, i króliki sąsiadki, a nawet niknący piekarnik mamy. Dzięki temu atmosfera gęstnieje ze sceny na scenę, dodatkowo podkreślając złe ekonomiczne położenie bohaterów – bo czym ma zarabiać matka, której zabrano główne narzędzie pracy? Wszystko to jednak zmierza ku bombastycznego zakończenia, które nie przynosi ani rozwiązania zagadki, ani satysfakcji. Mnoży raczej pytania, bo logiki w zamykających film wydarzeniach jest mało, za to sporo nikomu niepotrzebnych cyfrowych „cudeniek”. Wcześniej dawkowane niesamowite, tu ukazuje się w pełni, lecz nie wyjaśnia, skąd się wzięło i czego chce. Pewne wydarzenia po prostu mają miejsce – a widzowie powinni cieszyć się z karykaturalnie superbohaterskiej estetyki. Zdecydowanie wolałem konwencję kina społecznego.

Czy młoda widownia niezbędnie potrzebuje wątpliwej jakości niesamowitość? A może wystarczyłaby stara, dobra przygoda – bez efektów i supermocy? Czyżby reżyser nie wierzył w dzisiejszą młodzież? A zna ja chyba całkiem nieźle – potrafił bowiem wiarygodnie odmalować ich nie zawsze pokorną duszę.

Ocena: 6/10