Krakowski Festiwal Filmowy – polskie krótkie metraże, cz. 2

Co to znaczy być samotnym kotem w pustym mieszkaniu? Jak to jest żyć na bezludnej wyspie na końcu świata? Na pierwsze z tych pytań odpowiada Zofia Kowalewska w krótkiej fabule. A na drugie para dokumentalistów – Karolina Karwan i Tomasz Ratter

Kot, reż. Zofia Kowalewska

Krótka fabuła młodej, ale już bardzo cenionej dokumentalistki, Zofii Kowalewskiej, opowiada o emocjonalnym klinczu. Robi to za pomocą krótkiej migawki z życia nastolatki, która ma nakarmić kota w domu ojca. W filmie pada niewiele słów, znacznie więcej Kowalewska sugeruje – rekwizytami, mimiką bohaterki, jej nie do końca zrozumiałymi decyzjami.

Wszystko w tej historii ma znaczenie. Zagubiony kot wydaje się ekwiwalentem zagubienia dziewczyny. Pobrudzona koszula jest niczym urażona dusza. Puste, minimalistyczne, szarobure mieszkanie sugeruje martwotę relacji. Być może ten wszechobecny symbolizm nieco przesłania emocje, ale i tak los bohaterki potrafi przejąć. Nietrudno z nią współodczuwać. Precyzyjny scenariusz sprawił, że bez problemu rozumiemy sytuację, w której się znalazła. Tęsknota za nieobecnym ojcem, niezgoda na jego nowy związek, strach przed porzuceniem, niemożność odnalezienia się w nowej rzeczywistości.

Te wszystkie skomplikowane emocje Kowalewska sugeruje smutkiem oczu bohaterki, skrzywieniem twarzy, jej małymi kłamstwami i podejmowanymi decyzjami. Nic wprost, ale wszystko na tacy. Mimo goryczy, przejmujących emocji dziewczyny, to – wbrew pozorom – film niosący nadzieję. Bo chodzi w nim przecież o miłość – o jej potrzebę, o akceptację, o uwagę. Póki jest w nas to pragnienie, to jesteśmy w stanie przetrwać nawet najgorsze.

Ocena: 7/10

Moody, reż. Karolina Karwan i Tomasz Ratter

Moody wraz z mamą mieszkają na wyspie. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że są tam jedynymi ludźmi. Żyją wśród krabów, huczącego buszu i szumiącego, życiodajnego oceanu. Obsesją Moody’ego jest ucieczka z tego miejsca, lecz jedyną jej formą, jaką jest w stanie podjąć, to ta w taniec, będący jego pasją.

„Moody” to opowieść o macierzyństwie, w której jest miejsce na magię, duchy i demony. To dokument zrealizowany gdzieś na środku oceanu, wśród tubylców, którzy inaczej widzą otaczający ich świat. Kamera dokumentalistów podąża za mężczyzną, który sprząta plażę, złorzecząc na matkę, która za dużo od niego wymaga. Śledzi kocie ruchy, gdy tytułowy bohater oddaje się swojej pasji. Ale głos para reżyserów oddaje matce – to ona opowiada o synu, o niedawno zmarłym mężu, o trosce o stan zdrowia chłopaka. Spoglądając na niego naszym zachodnim, racjonalnym okiem, możemy dostrzec poważne problemy psychiczne, może schizofrenię. Matka natomiast widzi w jego zachowaniu dzieło demona. Sama też twierdzi, że słyszy głosy, choć przecież nikt prócz nich nie mieszka na wyspie.

Dokumentaliści chętnie podczepiają się pod tę narrację, podkreślają tę egzotykę wykoncypowanymi, niepokojącymi ujęciami – na iskry ogniska, roztańczone ciało Moody’ego i nastrojową, jazzującą muzyką. W ten sposób, za pomocą formy, wydają się zbliżać do swoich bohaterów, wkraczając w przestrzeń wierzeń i odczuć.

Najciekawsze jest jednak to, że dokumentaliści nie pochylają się nad biedą swoich bohaterów, zarabiających na turystach, którzy coraz rzadziej przypływają na ich plażę. Nie mówią o trudnych warunkach życiowych, nie skarżą się na ich ciężki los. Interesują ich jako syn i matka, którzy żyją razem, mimo kłótni, nieporozumień i trudnego charakteru chłopaka. W tej egzotycznej rzeczywistości odnaleźli miłość. Ciekawe, że musieli udać się na kraniec świata, by ją odnaleźć.

Ocena: 7/10

Redakcja językowa: Anna Holeksa.