Nowe Horyzonty 2023 #1 – Saint Omer

„Saint Omer” to dramat sądowy, nawiązujący do mitu o Medei. To kino radykalnie minimalistyczne, Alice Diop wyrzuciła z tej historii absolutnie wszystko, co zbędne. Dzięki temu uzyskała niebywały efekt precyzji – jak w najlepszym, erudycyjnym eseju. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre są takie, że „Saint Omer” jest przykładem kilka intelektualnie wyrafinowanego, gdzie każde ujęcie, spojrzenie i słowo mają swoje ścisłe znaczenie. Konteksty się nakładają i wzajemnie oświetlają, kolejne nawiązania pączkują, interpretacyjne tropy mnożą i nic nie zostaje dopowiedziane do końca.

To z pewnością stymulujące. Historia kobiety, która przyznała się do pozostawienia na plaży 15-miesięcznego dziecka, oskarżonej o dzieciobójstwo, ma wiele wymiarów. Diop wpisuje tę opowieść w kontekst postkolonializmu – problemów z asymilacją Afrykańczyków we współczesnej Francji. Ten wątek wybrzmiewa szczególnie donośnie dziś, gdy Francja nękana jest wybuchami gniewu potomków afrykańskich imigrantów. I choć historia oskarżonej kobiety jest cichsza, mniej spektakularna, wręcz banalna, to kotłuje się w niej ten sam gniew.

Drugim ważnym kontekstem, zresztą korespondującym z kwestią kolonialną, bowiem mówimy wciąż o potomkiniach Afrykańczyków, jest macierzyństwo i sztafeta kolejnych pokoleń kobiet, które boją się, że przeniosą przeszłość w przyszłość – że są transmiterkami pasywnej agresji, obojętności, braku czułości, której doświadczyły od własnych matek.     

Te nakładające się na siebie doświadczenia, cichy bunt, brak zrozumienia, bezsilna próba wyrwania się spod presji białych Europejczyków, są naprawdę interesujące i wpisują się w dyskusję o tożsamości Starego Kontynentu – mowa tu bowiem o emancypacji zarówno rasowej, jak i płciowej. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że te wszystkie rozważania są tak precyzyjnie rozpisane, że całkowicie z tego ulatuje realizm emocji. Wypowiadane z piękną frazą słowa podczas procesu układają się w ustach oskarżonej zbyt precyzyjnie i wyrafinowanie, by można było je wziąć za prawdziwe. Statyczne kadry Diop, bohaterzy (a raczej bohaterki) zamienione w retoryczne figury sprawiają, że całość jest zbyt koturnowa, zimna i wykalkulowana – całość sprawdza się jako intelektualna rozprawka na temat, ale niekoniecznie jako emocjonująca historia, która ma nas poruszyć.

Ocena: 7/10