Nowe Horyzonty – „Angelo”, reż. Markus Schleinzer

Poprzedni film Schleinzera – „Michael” – opowiadał o pedofilu przetrzymującym w piwnicy porwanego chłopca. To zadziwiające, ale „Angelo”, choć z pozoru tak różny, jest bardzo do niego podobny – i to nie tylko ze względu na imię w tytule. Gdy przestanie się zwracać uwagę na kostiumy z epoki, scenografię dworów i pałaców czy wytworne fryzury, to okaże się, że to również film o perwersji dominacji – o bezbronnym chłopcu przetrzymywanym w więzieniu kultury.

Oświecenie, Francja. Kultura powoli dojrzewa do przejścia z porządku wiary do nauki i rozumu. Rewiduje swoje błędy, zaczyna badać i wprowadzać systematykę. Interesuje się obcymi krajami, których nie chce jedynie podbijać, ale pragnie również poznawać. Zachód nie wie jeszcze, że jego protonaukowe metody są nie mniej agresywne niż przemoc prochu i armat.

Ofiarą naukowego podboju jest tytułowy Angelo. Czarnoskóry chłopiec przywieziony do Europy wraz z innymi niewolnikami. Kaprys księżnej uratował go przed typową dolą Afrykańczyków na Starym Kontynencie. W jednej chwili staje się pupilkiem, zastępczym dzieckiem, ciekawostką, która ma udowodnić, że „murzyna również można nauczyć grać na fujarce”. Wyrwanego z innego świata przyodziewają w nie jego ubrania, chrzczą i karzą mówić obcym językiem. Kolonizują jego ciało, duszę i tożsamość w takim samym stopniu, jak wojska przejmowały afrykańskie tereny.

Schlaizner bezlitośnie dokumentuje każdy ruch tej kulturowej armii. Wskazuje na pozorną dobrotliwość i dobre intencje. Zadaje pytania o istotę tożsamości i wolności. Wytyka karygodne błędy, które jednak dopiero z dzisiejszej perspektywy wydają się oczywiste. Ale pewnie nie dla wszystkich – i w tym tkwi największa siła filmu. Jest wyjątkowo aktualny, jakby przez te setki lat niemal nic się nie zmieniło. Nasze wyobrażenia o Afryce niewiele ewaluowały – nadal w powszechnej świadomości jest to kontynent piramid, palm i dzikich plemion, intelektualnie zacofany. Czarnoskórzy natomiast nie są może już taką ciekawostką, jak kiedyś, ale nadal traktuje się ich z wyższością, jako ludność napływową, którą należy w najlepszym razie asymilować.

Austriak rozprawia się zarówno z moralną wyższością, kulturowym kolonializmem, ale również z wyobrażeniami, które mają ogromną moc sprawczą – konstruują wiedzę, wpływają na percepcję, dają miraże dominacji. Schleizner prześwietla „zwyczajny rasizm”, ten skrywający się pod dobrotliwą pomocą, oklaskami i uśmiechami – nieuświadomiony, ale równie niebezpieczny, co ten jawny. Chrzczenie, uczenie języka, ubieranie europejskich strojów potrafi być równie brutalną i destruktywną praktyką, co pospolita przemoc. Jest bowiem formą władzy, a dzięki niej w każdej chwili nasz stosunek do obcego może się zmienić. Wyedukowany w Europie, goszczący na dworach królów i cesarzy, wolny człowiek w jedną chwilę może stać się eksponatem w muzeum przedstawiającym zachodnie wyobrażenie o Afrykańczyku, czyli kolejnym narzędziem symbolicznej przemocy. Ten krąg brutalności kręci się do tej pory.

Ocena: 6/10