Wszyscy wiedzą, reż. Asghar Farhadi

Filmy Farhadiego zawsze opowiadały o rodzinnych problemach, jednak ich wydźwięk wykraczał daleko poza spory domowników. Były głęboką analizą irańskiego społeczeństwa, albo opowiadały o uniwersalnych lękach i tęsknotach. „Wszyscy wiedzą” na pierwszy rzut oka nie różni się od nich. Ponownie wchodzimy z butami w cudze życie, które otwiera przed nami swoje tajemnice. Jednak tym razem ostateczny wydźwięk całości nie ma już takiego ciężaru.

Opowiadana historia jest niemniej wstrząsająca, jak te z „Co wiesz o Elly?” czy z „Klienta”. Tym razem nie mamy jednak do czynienia z zaginięciem czy atakiem na bezbronną kobietę, lecz z porwaniem. Przemoc niespodziewanie wdziera się do życia pewnej hiszpańskiej rodziny i to w momencie, w którym nikt się jej nie spodziewa: podczas wspólnego święta, wesela. Porwana zostaje córka Laury, która po wielu latach wraca z Argentyny na ślub siostry do rodzinnej miejscowości. Szybko bohaterowie orientują się, że porywaczem musi być ktoś bliski, kto dobrze zna ich sekrety i postanowił je cynicznie wykorzystać.

Farhadi mistrzowsko podprowadza nas pod tę historię. Tka ją z pozornie nieistotnych zdarzeń, które ostatecznie mają swoje poważne konsekwencje dla rozwoju fabuły. „Wszyscy wiedzą” to takiego typu kryminał, który czerpie materiał do opowiadania z niepozornych błahostek, które nabierają wagi i sensu wraz z rozwojem akcji. Narracyjnie film jest bardzo sprawny i wciągający, jak wszystkie dzieła Farhadiego. Tym razem jednak na bardzo solidny stelaż narzucono niekoniecznie satysfakcjonującą płachtę fabuły. Całość ciągną niemiłosiernie eksploatowane dialogi, wchodzące coraz głębiej z rodzinne tajemnice. To sprawia, że ma się wrażenie statyczności, dokładnie takie samo jak podczas oglądania telenowel. To porównanie nie jest przypadkowe. „Wszyscy wiedzą” ze względu na zawiłość losów bohaterów, ich emocjonalny żar i liczbę obyczajowych dramatów przypomina właśnie południowoamerykańskie opery mydlane.

Farhadi tym razem trzyma się z daleka od kwestii społecznych, nie ma również za wiele do powiedzenia o człowieczej naturze, więc by nie osłabiać siły opowiadanej historii postanowił napakować w nią większą liczbę melodramatycznego dramatyzmu i szokujących zwrotów akcji. Widać, że nie sprzyja mu tworzenie filmów zagranicą, gdzie nie czuje wagi kontekstu społeczno-kulturowego i czuje się w obowiązku maskować te braki wątpliwej jakości atrakcjami fabularnymi. Mam nadzieję, że Farhadi jak najszybciej powróci do Iranu.

Ocena: 6/10