Utoya – 22 lipca, reż. Eric Poppe

72 minuty – tyle trwał atak Andersa Breivika na obóz młodzieżówki Partii Pracy na wyspie Utoya. Przez tak długi czas nikt nie przeszkodził mu w urządzaniu krwawej masakry dzieci i młodzieży. Film Erica Poppe nie tylko wciąga nas w krąg doświadczeń ofiar, ale również jest krytycznym głosem skierowanym w stronę władz, które nie były przygotowane na tego typu zajście.

Głównym bohaterem filmu jest właśnie czas. Poppe nie uronił ani sekundy z tych 72 minut. Postanowił bowiem zrekonstruować zajście w najdrobniejszych szczegółach, zachowując realizm na wielu płaszczyznach. Przedstawione postacie są fikcyjne, ale zdarzenia już autentyczne. Zsubiektywizowany sposób opowiadania – przez cały film śledzimy jedną z ofiar zamachu, która ani na moment nie opuszcza kadru – rekonstruuje warstwę emocjonalną, zarażając nas strachem i paniką. Całość kręcona jest w jednym, niezwykle długim ujęciu. Dzięki temu nie tylko możemy poczuć się jak jedna z ofiar zamachu, ale również doświadczyć paradoksu czasu.

Choć doskonale wiemy, co wydarzyło się 22 lipca 2011 roku na wyspie Utoya, jesteśmy równie bezbronni wobec ukazywanych wydarzeń, co bohaterowie zdarzeń. Poppe robi wszystko, byśmy mogli poczuć się jak oni – choć już na samym początku mówi wprost do kamery, że i tak nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, co zaszło. I trudno z nim dyskutować. Ale, trzeba przyznać, że robi wszystko, byśmy psychicznie i cieleśnie współodczuwali z bohaterami. Nie tylko każe nam szukać bezpiecznej kryjówki, ale również czekać na pomoc. Właśnie jej nienadchodzenie okazuje się kluczowe – w nim bowiem zawiera się element krytyczny filmu. Poppe zdecydował się kręcić całość w jednym ujęciu nie bez powodu, chodzi o to, by zmaterializować czas i pokazać, że to właśnie jego długość była jednym z ważnych źródeł tragedii.

Film „Utoya – 22 lipca” można uznać za moralnie dyskusyjny, bo z perwersyjną przyjemnością pieczołowicie odtwarza ówczesne zdarzenia, każąc nam od początku czekać na przynoszące grozę wystrzały. Ale jego pornografizacja śmierci i tragedii jest tylko efektem ubocznym. Celem było co innego – krytyka władz, ale może przede wszystkim przebudzenie polityczne i społeczne. Szok wywołany seansem, realizmem i dosłownością doświadczenia ma uwrażliwić na zmiany, które zachodzą w zachodnich społeczeństwach. Breivik nie jest szaleńcem i aberracją, jest wykwitem nieskutecznej polityki, która również nie sprawdziła się podczas akcji ratunkowej na wyspie Utoya. Chyba jeszcze nigdy w kinie kwestia czasu nie była tak istotna.

Ocena: 7/10