Tętno kina: styczeń

Co tydzień w kinach pojawia się wiele nowych premier. Niezwykle trudno dotrzymać tempa narzucanego przez współczesną kinematografię. Cykl „tętno kina” został pomyślany jako comiesięczny zbiór wskazówek: jakie filmy będą miały swoje premiery, na które z nich warto zwrócić uwagę, a jakie można sobie odpuścić? Jakie wydarzenia będą wyznaczać rytm życia branży, o czym będzie głośno? Innymi słowy: gdzie przycisnąć, by poczuć tętno współczesnego kina. Każda kolejna odsłona cyklu pojawiać się będzie na początku miesiąca. Przed Wami rzut oka na to, co będzie się działo w kinach w styczniu, a będzie się działo wyjątkowo dużo. Niniejszym ogłaszam otwarcie nowego sezonu filmowego: czas start!

Oscary i Złote Globy

Początek roku to już od lat okres zdominowany przez dwie imprezy: gale Złotych Globów i Oscarów. Nie inaczej jest w tym roku, dlatego w styczniu królować będą w kinach filmy wymieniane jako kandydaci do otrzymania w pierwszej kolejności oscarowych nominacji (zostaną one ogłoszone 14.01), a następnie złotych statuetek (gala odbędzie się 28.02). Podgrzewać emocje związane z wyścigiem po te najważniejsze nagrody w amerykańskiej branży filmowej będą wyniki Złotych Globów (które poznamy 10.01), już zwyczajowo stanowiące główną rozgrzewkę przed finalną, oscarową batalią.

Creed. Narodziny legendy, reż. Ryan Coogler

„Creed. Narodziny legendy”, reż. Ryan Coogler

W kinach możecie już oglądać pierwszy z oscarowych pewniaków – „Big Short” Adama McKaya, rozkładający na czynniki pierwsze źródła ekonomicznego kryzysu z 2008 roku. Tabelki i wykresy rozrysowują wielkie gwiazdy z Ryanem Goslingiem, Bradem Pittem i Christianem Balem na czele. Ci, którzy już film widzieli, porównują go do „Wilka z Wall Street”. Wydaje się, że nie macie wyjścia. Prędzej czy później i tak ten film zobaczycie, bo wszyscy o nim będą mówić. Lepiej idźcie do kina zawczasu, by nie odstawać w towarzystwie.

Filmowy miesiąc zaczął się gorąco, mimo trzaskających mrozów za oknem, a to dopiero początek oscarowych atrakcji. Już w najbliższy piątek wchodzi do kin „Joy”, najnowszy film niezwykle płodnego w ostatnich latach Davida O. Russella, który ponownie sięgnął po Jennifer Lawrence, by tym razem obsadzić ją w roli kury domowej, której życie odmienia się, gdy wynajduje mopa – serio, to historia oparta na faktach. O widownię powalczy z „Creedem: Narodzinami legendy” Ryana Cooglera – spin-offem kultowej serii o „Rockym”. W takim starciu „Joy” raczej nie ma większych szans, tym bardziej, że „Creed” już zdążyło nazbierać masę znakomitych recenzji, a Sylwestra Stallone, pojawiającego się w roli drugoplanowej jako trener głównego bohatera, typuje się do roli faworyta w wyścigu po Oscara!

W drugiej połowie stycznia kinami zatrzęsą dwie inne oscarowe premiery, rozpalające nazwiskami ich twórców zmysły każdego kinomana. „Nienawistną ósemkę” Quentina Tarantino oraz „Zjawę” Alejandro González Iñárritu wymieniłem wśród 10 najważniejszych filmów 2016 roku. Film Tarantino ma co prawda niższe notowania wśród obstawiających oscarowe nominacje niż produkcja Meksykanina, ale w niczym nie umniejsza to jego wysokiej pozycji wśród najbardziej wyczekiwanych premier całego roku. Oba filmy to produkcje obowiązkowe dla każdego kinomaniaka, o których będzie się rozmawiało równie długo jak o „Django” i „Birdmanie”.

Anomalisa, reż. Charlie Kaufman, Duke Johnson

„Anomalisa”, reż. Charlie Kaufman, Duke Johnson

Oscarowe premiery tego miesiąca to także trzy skromniejsze filmy, które być może nie będą rywalizować w najważniejszych kategoriach, ale zasługują na niemniejszą uwagę. Chodzi o transgenderowy dramat „Dziewczynę z portretu” Toma Hoopera, animację „Anomalisa” Charlie Kaufmana i Duke’a Johnsona oraz dokument muzyczny „Janis” Amy Berg. O ile zapowiedź pierwszego z nich zwiastuje raczej konwencjonalną i dość łzawą opowieść, przywodzącą na myśl zeszłoroczną „Teorię wszystkiego” (podobieństwo tym większe ze względu na obecność Eddiego Redmayna, grającego tytułową dziewczynę), to dwa kolejne zdają się przełamywać gatunkowe schematy. Szczególnie „Anomalisa” zapowiada się jako wyjątkowe doświadczenie, również z tego względu, że za projekt odpowiedzialny jest reżyser takich filmów jak „Adaptacja”, „Być jak John Malkovich” czy „Zakochany bez pamięci”, który pierwszy raz zmierzył się z animacją. Opowieść o wypaleniu korporacyjnym stylem życia, samotności i próbach odnalezienia tego, co najważniejsze ponoć może zagrozić „W głowie się nie mieści” w kategorii najlepszej pełnometrażowej animacji. Za dokumentalną biografię Janis Joplin odpowiada natomiast znakomita amerykańska reżyserka, twórczyni takich świetnych filmów dokumentalnych jak „Ofiary proroka” czy „West of Memphis” – ten drugi wymieniam wśród swoich ulubionych filmów faktów.

Artystyczne zaległości dystrybutorów

Obok oscarowych hitów w styczniu, lutym a nawet jeszcze w marcu co roku możemy nadrobić kilka zaległości z kina światowego – poznać w końcu filmy, które w zeszłym roku święciły tryumfy na najważniejszych festiwalach. Wśród znacznie głośniej reklamowanych i przyciągających większą widownię amerykańskich przebojów mogą one umknąć uwadze, a nie powinny. Przynajmniej kilka z nich zasługuje na Wasze zainteresowanie. To pozycje, które z pewnością znajdą dla siebie miejsce w podsumowaniach 2016 roku, a być może zapiszą się nawet na stałe w historii kina.

Swobodne opadanie, reż. György Pálfi

„Swobodne opadanie”, reż. György Pálfi

Już kilka styczniowych pozycji określiłem jako obowiązkowe, ale nie można inaczej nazwać seansów recenzowanego już przeze mnie „Zupełnie Nowego Testamentu” Jaco van Dormaela oraz wstrząsającego i nowatorskiego „Syna Szawła” László Nemesa, umieszczonego przeze mnie na liście najważniejszych premier nowego roku. Na pierwszy rzut oka różnią się między sobą wszystkim – pierwszy jest liryczną komedią, a drugi drastycznym dramatem o Zagładzie – lecz traktują o tym samym. O nieprzyjaznych światach, domagających się gruntownej rewolucji. Ten drugi powinien być filmem obowiązkowym dla każdego, gdyż bardzo sugestywnie odtwarza doświadczenia życia w obozie, wskazując na jego grozę i zagrożenie dla człowieczeństwa. Jeszcze nikt tak nie opowiadał o Holokauście.

Poza tymi dwoma tytułami kino autorskie reprezentować będą jeszcze dwie francuskie produkcje, goszczące w tamtym roku w konkursie głównym festiwalu Cannes: „Moja miłość” Maïwenn oraz „Miara człowieka” Stéphane Brizé, surrealistyczne węgierskie „Swobodne opadanie” György Pálfiego, tegoroczny niemiecki kandydat do Oscara „Labirynt kłamstw” oraz nietrafiony zwycięzca festiwalu Nowe Horyzonty „Lucyfer” Gusta Van den Berghe’go. Miłośnikom kina europejskiego polecam przede wszystkim film z Węgier – szczególnie tym, którzy doceniają surrealistyczny humor – oraz „Miarę człowieka” w minimalistyczny sposób oskarżającą kapitalistyczny system niszczący jednostki.

Co słychać w polskim kinie?

Od ilości ciekawych premier już może zakręcić się w głowie, a przed nami jeszcze sporo dobrego! W potoku zagranicznych produkcji nie zapominajmy o polskim kinie, które w styczniu przygotowało dla widzów aż 5 premier: komedię romantyczną „Słaba płeć?” Krzysztofa Langa, komediodramat „Moje córki krowy” Kingi Dębskiej, film muzyczny „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” Janusza Majewskiego, sensacyjnego „Pitbulla. Nowe porządki” Patryka Vegi oraz dokument „Mów mi Marianna” Karoliny Bielawskiej.

Moje córki krowy, reż. Kinga Dębska

„Moje córki krowy”, reż. Kinga Dębska

Aż trzy z nich zasługują na szczególne zainteresowanie, a dwa kolejne z pewnością również znajdą swoją publikę, gdyż są przygotowywane z myślą o szerokiej dystrybucji. Najciekawsze z wymienionej piątki są „Moje córki krowy” – laureat nagrody publiczności i dziennikarzy podczas festiwalu w Gdyni. Rzadko kiedy widownia i krytycy bywają tak zgodni, ale nie ma się czemu dziwić. Film Dębskiej znakomicie balansuje poziom tragedii i komedii, opowiadając o dramacie odchodzenia najbliższych. Prawdziwie zabawne dialogi, niesztampowe postacie i przede wszystkim aktorzy – Marian Dziędziel, Agata Kulesza, Gabriela Muskała, Marcin Dorociński – którzy tym razem dali się poznać od swojej komicznej strony. Zapewne wielu czeka na kontynuację losów bohaterów Pitbulla. Trailery nowej części zwiastują znacznie bardziej efektowną realizację i większy inscenizacyjny rozmach. Pytanie, czy filmowi wyjdzie to na dobre. Mam pewne wątpliwości. W artykule o najciekawszych filmach 2015 roku, które nie doczekały się premiery kinowej wymieniłem „Mów mi Marianna”, która ostatecznie znalazła dystrybutora. To bardzo dobra wiadomość, bo to znakomity, poruszający film, tak samo jak historia portretowanej bohaterki.

Dwie pozostałe polskie premiery, jak wspomniałem, nastawione są na większą widownię, którą pewnie znajdą. „Słaba płeć?” jest kolejną polską komedią romantyczną, którą wyróżnia jedynie nazwisko reżysera, odpowiedzialnego za te lepsze przykłady rodzimych rom comów ostatnich lat. „Excentrycy” natomiast – kontrowersyjni laureaci „Srebrnych Lwów” na festiwalu w Gdyni – reprezentują kino raczej dla starszej widowni, która będzie mogła zanurzyć się w nostalgii za latami swojej młodości, kiedy z komuną walczyło się grając swing. Młodsza widownia pewnie zrazi się niezgrabnością formy – to polski przykład niezdarnie opowiadanego „kina papy”. Całość ratują jedynie świetne jazzowe standardy.

Kino popularne

Ostatnią kategorią są filmy czysto gatunkowe, nastawione na fundowanie przystępnej rozrywki. Brakuje wśród nich pozycji wybijających się oryginalnością. Większość prawdopodobnie przewinie się przez kina niezauważona, tym bardziej, że wcześniej wymienione filmy zgarną większość widzów. Co ciekawe, najbardziej interesująco zapowiadają się produkcje przeznaczone dla młodszej widowni: „Fistaszki – wersja kinowa” Steve’a Martino to, jak zostało ogłoszone już w tytule, kinowa wersja popularnego komiksu o Snoopy’em, zbierająca niezłe noty, które prawdopodobnie zapewnią filmowi nominację do Oscara. Równie ciekawie zapowiada się norweska „Operacja Arktyka” Grethy Bøe-Waal – aktorski film familijny.

Fistaszki - wersja kinowa, reż. Steve Martino

„Fistaszki – wersja kinowa”, reż. Steve Martino

Poza tym miłośnicy horrorów mogą wybrać się na „Las samobójców” Jasona Zada, w którym Natalie Dormer będą straszyć japońscy samobójcy oraz na „The Boy” Williama Brenta Bella, kolejny raz ogrywającego motyw nawiedzonej lalki. Nie zabraknie komedii, które niestety zapowiadają się raczej żenująco niż zabawnie. Wśród nich znajdzie się parodia „50 twarzy Greya”, czyli „50 twarzy Blacka”, sygnowana nazwiskiem twórcy innej filmowej parodii „Domu bardzo nawiedzonego” – Michaela Tiddesa – oraz „Co ty wiesz o swoim dziadku?” Dana Mazera z Robertem De Niro w roli wyjątkowo lubieżnego nestora. Poza tym w styczniu będzie można również pojeździć na desce surfingowej z bohaterami „Point Break – na fali”, przeżyć sztorm na oceanie z załogą tankowca z „Czasu próby” oraz zajrzeć w oczy Julii Roberts, Nicole Kidman i Chiwetela Ejiofora w thrillerze „Sekret w ich oczach”.

Styczeń zapowiada się więc niezwykle pracowicie dla wszystkich kinomaniaków. Marsz więc do kin, a co tydzień w piątek sprawdzajcie, jaki film uznałem za premierę tygodnia i specjalnie dla Was zrecenzowałem. Poniżej znajdziecie moje typy, zdradzające kilka pozycji, które uważam za szczególnie warte zainteresowania:

3-x-3-styczeń