Carey Mulligan i Ralph Finnes w obsadzie. Tajemniczy skarb i stanowiska archeologiczne w fabule, „Wykopaliska” zapowiadały się naprawdę nieźle. A jak wyszło? No – znacznie słabiej.
Przede wszystkim „Wykopaliska” to film bardzo nijaki, mdły, obok którego przechodzi się zupełnie obojętnie, bo nie wzbudza większych emocji. I to nie tylko wina wolnej akcji, łagodnie fotografowanej brytyjskiej wsi, ani angielskiej flegmy. „Wykopaliska” są zwyczajnie źle opowiedziane.
Dawno nie widziałem filmu, który miałby tak duże problemy z prowadzeniem narracji, a akcja toczy się, jakby brodziła w gęstym mule, dokładnie tak samo jak bohaterowie , gdy stanowisko archeologiczne zaleje rzęsisty deszcz. Wiele wątków pojawia się i zupełnie nie wybrzmiewa lub wybrzmiewa zbyt szybko i fałszywie. Momentami fabuła składa obietnice, których nie dotrzymuje. Emblematyczny jest wątek żony głównego bohatera. Gdy między parą głównych bohaterów – archeologiem-amatorem, a właścicielką ziem, na których odbywają się wykopaliska – rodzi się (chyba, bo to też do końca nie wybrzmiewa) zalążek jakiegoś uczucia, nagle do fabuły wkracza małżonka mężczyzny. W każdym innym filmie oznaczałoby to rozpoczęcie gry zazdrości i niemożliwych do zrealizowania uczuć. A tu? Nic z tych rzeczy. Wątek miłosny nagle się urywa, a żona… po prostu znika, by powrócić w finale bez większego powodu.
Nieco inaczej jest z nagle pojawiającym się wątkiem młodej archeolożki, która utkwiła w nieszczęśliwym małżeństwie z mężczyzną o oczywistych skłonnościach homoseksualnych. Czy zauważyła to dopiero, gdy przyjechała na stanowisko archeologiczne? Czy wcześniej niczego nie podejrzewała? Czy ma to wybrzmieć tragicznie czy komicznie? Nie wiadomo, po prostu pojawia się, by wywołać odrobinę fabularnego fermentu w tym zupełnie nijakim filmie. Nie ma w tym żadnej psychologicznej wiarygodności, ani jasnego fabularnego celu.
Ale najgorsze jest chyba to, że nie wybrzmiewa dramatyzm żadnej z fabularnych nitek – ani nie zostaje podkreślona przełomowość odkrycia, ani tragedia choroby bohaterki, ani widmo nadciągającej hekatomby wojny. Wszystko jest ograne na jednej, nieszczególnie angażującej emocji – letniej, ledwo odczuwalnej.
Co prawda nie oczekiwałem emocji jak u Indiany Jonesa, ale autentyczna historia,. która stała się kanwą tej fabuły obiecywała wiele. Niestety filmu nie uratowała nawet wyborna obsada.
Komentarze (0)