Diabły mają różne oblicza – może nimi być demoniczna dziewczynka z horroru, ale również całkiem zwyczajny przedsiębiorca czy polityk. Podobnie jest z rajem – to nie tylko utracona utopia dzieciństwa, to także na przykład wreszcie zrealizowane uczucie. O związkach zła i dobra, piękna i brzydoty opowiadały filmy kolejnego dnia Nowych Horyzontów.
Alcarras, reż. Carla Simon
„Alcarras” to kino rozgrzane słońcem i pachnące brzoskwiniami. Po seansie pozostawia jednak cierpki posmak. To przykład filmu, w którym można się rozgościć, poczuć na własnej skórze, przez dwie godziny przenieść się do innego świata i czuć go wraz z bohaterami. Jednocześnie to dzieło, które uwiera – stawia gorzką diagnozę na temat współczesności. Czytaj dalej.
Pięć diabłów, reż. Lea Mysius
Lea Mysius to młodziutka, niezwykle zdolna scenarzystka i reżyserka, która ma zmysł do kreowania nietypowego klimatu i przewracania na drugą stronę gatunkowych zasad. Tym razem zabawiła się horrorem, który nieoczekiwanie zamienia się w złożoną historię miłosną. Czytaj dalej.
Gorące dni, reż. Emin Alper
„Gorące dni” to kino polityczne, ale utrzymane w konwencji nietypowego kryminału. No bo niby jest prokurator, który stara się rozwikłać zagadkę gwałtu na młodej Romce, ale w sumie mężczyzna nie wie, czy to przypadkiem nie on jest winny. Alper robi wiele, by utrzymać uwagę widza, ale od początku wiadomo, że interesuje go przede wszystkim wiwisekcja tureckiej prowincji i trawionych ją politycznych układów. I właśnie z jednym z takich układów ma do czynienia Emre, początkujący prokurator, który został ściągnięty do miasteczka po nagłym zniknięciu poprzedniego urzędnika. Młody jeszcze nie wie, że został wrzucony do paszczy lwa. Choć co nieco zrozumie po imprezie powitalnej zorganizowanej przez burmistrza. „Gorące dni” to kino od początku do końca trzymające w napięciu, pełne tajemnic, niedomówień i ślepych tropów. W którym ani przez chwile nie wiadomo, jaka jest prawda.
Komentarze (0)