Recenzja – „You Won’t Be Alone”

Jak opowiedzieć o kobiecym cierpieniu przenoszonym od wieków z pokolenia na pokolenie? Na przykład za pomocą mrocznej baśni z wiedźmami w roli głównej. Goran Stolevski nakręcił feministyczne kino, przesiąknięte empatią do wszystkich (nie tylko kobiet) wykluczanych przez wąskie społeczności, które jednocześnie jest mroczną baśnią z elementami cielesnego horroru. Poetycka wrażliwość płynnie przechodzi tu w eksploatacyjne kino pełne krwi, flaków i obrzydliwości.

W ostatnich latach czarownice stały się symbolem emancypacji i walki wytoczonej patriarchatowi. Podobnie jest u Stolevskiego, który jednak nie ma zamiaru odzierać te postaci z demonicznego zła. Wiedźma nie jest tym razem „kobietą, która wie”, tylko „kobietą, która nienawidzi”, która posiada mroczne moce i jedyne czego pragnie, to cierpienie innych. Wiedźmactwo czy też wilkożerstwo, jak jest nazywane u Stolevskiego, jest pewnego rodzaju chorobą zakaźną, odwiecznym złem, które się reprodukuje i infekuje wrażliwe, nieprzystosowane, odrzucone. Jest jak piętno, którego nie da się zmyć.

Stolevski wykorzystuje postać wiedźmy, by nakręcić folk horror. Daleki jest on jednak od gatunkowych norm. Obrzydliwości i mroczne niesamowitości łączą się z pięknymi zdjęciami macedońskich lasów i nieustannym potokiem słów z offu, które dodają całości poetyckiego wyrazu. Narratorką jest młoda dziewczyna, którą matka trzymała w zamknięciu przed światem przez szesnaście lat, mając nadzieję, że w ten sposób uchroni ją przed wypełnieniem obietnicy złożonej wilkożerce. Nic z tego, wiedźma i tak przyszła po swoje, a młoda kobieta wyszła z groty zupełnie nie znając zasad rządzących światem. Z tego powodu jest idealną przewodniczką po zapomnianym świecie przeszłości, w którym kobiety były w pełni podporządkowane mężczyznom, a mężczyźni ciężkiej pracy.

Młoda kobieta nieustannie dziwi się światu i rozumie go na własny sposób. Przypomina w tym dziecko, które dopiero uczy się, czym jest to, co ją otacza i jakie prawa tym rządzą. Dzięki temu rozumie je bardziej, czyściej, bez kulturowych naleciałości – trafiając w sedno. Co prawda poetyka jej wypowiedzi może nieraz razić nadmierną poetyckością, ale ostatecznie broni się jako zabieg przekazujący główną myśl filmu – kobiecy (a może po prostu ludzki?) los jest ciężki, „mimo to…, mimo to…”.

Idealnie pasuje do siebie ta celowo naiwna wrażliwość z brutalnością mrocznej baśni. Dzieło Stolevskiego przypomina straszną historię opowiadaną dzieciom na dobranoc, jest w niej niepokój, nutka grozy, trochę makabry, ale przede wszystkim mądrość, która niekoniecznie niesie pocieczenie, ale dzięki której w życiu jest łatwiej. Bo jesteśmy w stanie odrzucić zbędną naiwność.

Stolevski potrafi kreować nieoczywisty klimat i tworzyć postaci, którym jednocześnie współczujemy i które nas odrzucają. W tym objawia się jego mądrość – nic nie jest jednoznaczne, wszyscy mamy splamione ręce, każdy jest ofiarą, dlatego kaleczy innych. Macedończyk celowo umieszcza akcję w przeszłości, by podkreślić odwieczność problemu, która tworzy karawanę pokoleń, nawzajem sobie zazdroszczących, nienawidzących się, ale niekiedy będących w stanie oddać za siebie życie. Ostatecznie więc nigdy nie będziesz sam – nawet jeśli brzmi to jak groźba.

Ocena: 7/10